Energetyczny problem laptopów dla graczy. Pogoń za wyższą wydajnością odbije się nam czkawką

Światło dzienne ujrzały właśnie nowe informacje na temat flagowego mobilnego procesora Intel Core 13. generacji. Jego możliwości robią wrażenie, ale jednocześnie zadają pytanie, czy aby nie odbije się to za bardzo na formie laptopów.
Energetyczny problem laptopów dla graczy. Pogoń za wyższą wydajnością odbije się nam czkawką

Gamingowe laptopy idą drogą, z której może nie być odwrotu

Kto raz poczuję potęgę, nie będzie chciał z niej zrezygnować, a jedynie podnosić poprzeczkę jeszcze wyżej i wyżej. W przypadku gamingowych laptopów widać to jak na dłoni, co jednym może się podobać, a drugim już niespecjalnie. Z jednej strony to dobrze, że dziś można kupić laptopa, który nie będzie odstawał w znaczącym stopniu od stacjonarki pod względem wydajności, ale z drugiej należy pamiętać, że nawet najwydajniejszy laptop nigdy nie będzie dorównywał najwydajniejszej stacjonarce. Nie ma w tym nic złego, bo to problem samego formatu, ale to samo rodzi pewne problemy.

Czytaj też: Oto idealne laptopy Intela, czyli referencyjne NUC X15 2022

Patrząc na specyfikację najwydajniejszych modeli, możemy mylnie uznać, że laptop ma do zaoferowania tyle samo, ile stacjonarny komputer, a to już pułapka. Nie tylko ze względu na inne możliwości energetyczne i termiczne, ale też samo nazewnictwo, co tyczy się zwłaszcza kart graficznych. Mobilny GeForce RTX 4090 nie będzie tym samym, co stacjonarny RTX 4090. Mowa nie tylko o różnicach zaplecza energetycznego i zegarów, ale choćby liczbie rdzeni CUDA, co stawia mobilny model znacznie niżej w hierarchii wydajności.

Czytaj też: Nowe laptopy premium od Xiaomi. Ekrany OLED 4K i nie tylko, czyli premiera Book Pro 2022

Pewne jest jednak, że już za pare tygodni na rynek trafią laptopy, które po raz kolejny będą usilnie próbować dorównać komputerom stacjonarnym. Dzięki serwisowi Wccftech wiemy, że z jednej strony Intel szykuje procesory Core i9-13900HX z 8 rdzeniami Performance i 16 rdzeniami Efficient, czyli łącznie 24 wątkami. Nie będzie w nich nic z laptopowych energooszczędnych układów, bo zegary tych pierwszych mają dochodzić o 5,6 GHz, a pobór mocy zamknie się w poziomie 55 watów (PBP) i 157 watów (MTP). To wzrost o kolejno 8 rdzeni i 8 wątków oraz 600 MHz względem flagowca poprzedniej generacji.

Podobne wzrosty wydajności zaliczą karty graficzne nowej generacji. Wcześniej dowiedzieliśmy się, że na początku stycznia firma Nvidia ma zamiar zaprezentować nowe mobilne karty graficzne w postaci:

  • GeForce RTX 4080 Ti lub RTX 4090 16GB
  • GeForce RTX 4080 12GB
  • GeForce RTX 4070 8GB
  • GeForce RTX 4060 8GB
  • GeForce RTX 4050 6GB

Wedle wcześniejszych nieoficjalnych informacji laptopy z RTX-ami 4000 będą mogły cieszyć się wzrostem wydajności o około 30% w stosunku do ich starszych odpowiedników. Z kolei wedle jeszcze wcześniejszych informacji zapotrzebowanie energetyczne flagowca ma wynosić 175 watów, co w połączeniu ze wspomnianym Core zapewnia wybuchową wręcz mieszankę zapotrzebowania rzędu 330 watów.

Dodajmy do tego zapotrzebowanie energetyczne innych podzespołów i voila – poziom około 350-360 watów jest jak najbardziej realny, a to tyle mocy, ile przed kilkoma laty pożerały całe stacjonarne systemy komputerowe ze średniej półki. Odbije się to z pewnością negatywnie na grubości systemów chłodzeń i kulturze pracy.

Gamingowe laptopy muszą przerodzić się w nowy segment rynku

Walka o wydajniejsze laptopy jednak nadal trwa i w przypadku sektora dla graczy wkracza na bardzo nieciekawe tory. Jestem nawet zdania, że wkrótce rynek będzie musiał wymyślić nowe określenie dla laptopów dla graczy, które będzie je jednoznacznie określać i rozdzielać od “zwyczajnych laptopów”. Wszystko po to, aby po prostu nieobeznani na rynku konsumenci mogli świadomie wybierać i nie wyrzucać pieniędzy w błoto.

Czytaj też: Gamingowe laptopy ASUS ROG 2022 wchodzą na nowy poziom. Sięgnęły po najwydajniejszy sprzęt

Piszę te słowa na laptopie wyposażonym w nowego Ryzena i najpotężniejszą obecnie mobilną kartę graficzną (RTX 3080 Ti) i choć jestem nim zachwycony, to mam pewność, że w razie wyjazdu bez zastanowienia wziąłbym ze sobą starego biurowego Della. Wolałbym bowiem mieć pod ręką coś o cienkiej obudowie i skromnej gabarytowo ładowarce, na czym może i nie pogram we wszystko, ale co wytrzyma na ładowaniu więcej, niż dwie godziny i pozwoli mi pracować w zupełnej ciszy.