Test Kia Xceed GT-Line – kiedy kosmetyczne zmiany są rewolucją

Kia Xceed była takim trochę dinozaurem w ofercie producenta, który wymagał pewnych usprawnień. Pojawiły się warianty zelektryfikowane, z pakietem stylistycznym GT-Line oraz nowy kolor. Kia w swoich komunikatach nie chwali się jednak wszystkimi zmianami wewnątrz auta, a niektóre z nich, choć na pierwszy rzut oka kosmetyczne, są wręcz rewolucyjne.
Test Kia Xceed GT-Line – kiedy kosmetyczne zmiany są rewolucją

Kia Xceed – GT-Line, nowy kolor, felgi i TE światła!

Arkadiusz Dziermański

Testowany egzemplarz to wariant z benzynowym silnikiem 1.5 T-GDI z automatyczną skrzynią biegów DTC, w wariancie stylistycznym GT-Line i nowym kolorze Celadon Spirit Green. Co się tutaj zmieniło względem poprzednika?

Z przodu mamy nową osłonę chłodnicy, odświeżony przedni zderzak oraz wloty powietrza po jego obu stronach, nowe reflektory LED zintegrowane ze światłami przeciwmgielnymi (dzięki ich przeniesieniu możliwe było wkomponowanie wlotów powietrza) oraz 18-calowe, aluminiowe felgi. Jestem w zdecydowanej mniejszości, bo nowy Xceed w GT-Line jest słusznie bardzo chwalony za to, jak wygląda, również za kolor, ale jakoś bardziej do gustu przypadł wariant przedliftowy. Być może dlatego, że nie jestem fanem zieleni, a piaskowy kolor testowanego przez nas kilka miesięcy temu modelu był urzekający.

Niemniej nowy Xceed miał wyglądać agresywniej i faktycznie tak jest. Ze spokojnego, nieco stonowanego auta stał się całkiem zadziorny.

Dalsze zmiany znajdziemy z tyłu. To nowy błyszczący dyfuzor, nowe końcówki wydechu oraz światła. TE światła! Są genialne i bardzo rzucają się w oczy. W zależności od kąta, pod którym na nie patrzymy, wyglądają nieco inaczej. Momentami trochę jakby ginęły gdzieś wewnątrz auta. Jeśli chodzi o nowości wizualne to zdecydowanie numer jeden.

Czytaj też: Test Volkswagen ID.3 – Pan elektryk do miasta

Zmiany we wnętrzu to dla jednych kosmetyka, dla innych prawdziwa rewolucja

Po obejrzeniu wnętrza nowego Xceeda, wziąłem do ręki telefon i włączyłem… zeszłoroczny test Xceeda. Przeglądam zdjęcia. Fizyczne przyciski regulacji klimatyzacji – są. Praktyczny schowek za dźwignią zmiany biegów z opcjonalną ładowarką indukcyjną – jest.  Dwa uchwyty na napoje z podłużnym schowkiem obok – obecne. To co tu się zmieniło?

Ok, są dwie widoczne zmiany w postaci emblematów GT-Line na kierownicy i oparciach foteli. Ale kierownica i fotele są takie same jak przed liftem. Coś jednak z tymi fotelami było nie tak i okazało się, że zostały nieco podniesione. A konkretnie o 44mm, co przy stosunkowo niewielkim aucie faktycznie daje wyższą pozycję. Co jest raczej pożądane na naszym rynku.

Może to mała rzecz, ale na dużą pochwałę zasługują dywaniki. Przypominające taką dosyć zwykła wykładzinę, ale zimą są bardzo dobrym i praktycznym rozwiązaniem. Zwyczajnie nie widać na nich aż tak piasku.

Włączam interfejs i… no wygląda to jak Kia. Zresztą, zobaczcie sami:

Magia zadziała się po podłączeniu smartfonu z aktywnym Android Auto (po kablu). Aż chce się powiedzieć, że narzekanie się opłacało. W końcu ekran jest funkcjonalnie dzielony! Nie mamy już zmarnowanej 1/3 powierzchni ekranu na bezsensowną czarną wstawkę z nazwą podłączonego smartfonu. Teraz bez problemu możemy mieć obok siebie Mapy Google i np. Tidala. Do tego łatwo zamieniać je miejscami. Cywilizacja! A to nie koniec, bo komunikaty z Android Auto może też być wyświetlane na wydzielonej części ekranu kiedy poruszamy się po interfejsie auta.

Małe zmiany wizualne pojawiły się też na ekranie kierowcy. Motywy znane z innych modeli producenta zostały lekko zmienione wizualnie. Jest zdecydowanie efektowniej. Do tego pojawił się zupełnie nowy, animowany motyw. Widzimy na nim zmieniający się krajobraz. Inny w dzień, inny wieczorem, zmieniający się wraz z pogodą. Jeśli pada deszcz, na ekranie zobaczymy pojedyncze, spływające krople wody. Bajer, ale szalenie efektowny. Po włączeniu widoku asystentów jazdy, na ekranie jest sygnalizowane pojawienie się innego auta w martwym polu. Obok standardowego podświetlenia ikony umieszczonej na lusterku. To użyteczna funkcja.

Na tym zmiany się kończą. Dodajmy jeszcze, że miejsca na tylnej kanapie jest sporo i wygodnie możemy tam umieścić dwóch pasażerów. Lub trzech jeśli może być nieco mniej wygodnie.

Bagażnik ma pojemność 426 litrów. Jest symetryczny, bez żadnych wcięć na bokach i ma dodatkową przestrzeń pod zdejmowaną podłogą. Opcjonalnie może być sterowany elektronicznie, wraz z regulacją wysokości. Bagażnik znacznie kurczy się w wariancie plug-in, bo katalogowo to zaledwie 291 litrów.

Czytaj też: Test Nissan Juke Hybrid – to nie jest samochód dla ludzi o ciężkiej nodze

Benzynowy silnik z gatunku tych oszczędnych

Sylwia Januszkiewicz

Kia Xceed jest dostępna w dwóch wersjach silnikowych – czysta benzyna i hybryda typu Plug-in. My, dzięki niebiosom, testowaliśmy benzyniaka, podobnie jak rok wcześniej. Chciałabym Wam napisać, że coś się tutaj zmieniło, ale zwyczajnie bym kłamała. Mamy ten sam turbodoładowany silnik o pojemności 1,5 litra, 160 KM mocy i 253 Nm momentu obrotowego, który rozpędza naszego kompaktowego crossovera 0-100 km/h w ciągu 9,2 s. Przyspiesza ładnie (maksymalny moment obrotowy jest dostępny w zakresie 1500-3500 obr./min.) prowadzi się pewnie, a zawieszenie jest po bardziej miękkiej stronie barykady. Zachowała też znaną ze starszej wersji 7-biegową, automatyczną skrzynię biegów o której pisaliśmy rok temu.

Czy Kia Xceed wzbudza szczególną ekscytację? Nie. Czy powinna? Niekoniecznie. Polotu i finezji ma mniej więcej tyle co uczestnicy talent show grający Lato Vivaldiego, ale na tym podobieństwa się kończą, Xceedowi brakuje bowiem pretensjonalności tych ostatnich i, w przeciwieństwie do nich, może się pochwalić solidnym wykonaniem. Ten samochód jest pozycjonowany jako maszyna, która dowiezie Was z punktu A do punktu B, spalając przy tym rozsądne ilości paliwa, a przy odrobinie wysiłku i włączonym trybie Sport sprawi też przyjemność kierowcom, którzy lubią czasami przegonić swoje auto po bardziej krętych drogach.

Ponieważ „wnętrzności” Xceeda się nie zmieniły, w spalaniu również nie zauważyłam wielkich rewolucji. Auto spalało ok 7,3 l/100 km w cyklu miejskim, drogi krajowe z ograniczeniem do 90 km/h to 5,8 l/100 km,  droga ekspresowa – 6,9 l/100 km z użyciem tempomatu ustawionego na 120 km/h, a autostrada to okrągłe 9 l/100 km przy tempomacie utrzymującym prędkość 140 km/h. Wyniki, na które ciężko narzekać.

Czytaj też: Mercedes AMG EQE 43 4Matic – plusy i minusy dużej rakiety na prąd

Wyposażenie i ceny nowego Xceeda

No więc tak… Ceny. O ile zadowolicie się podstawowym wyposażeniem i manualną skrzynią biegów, możecie zamknąć sprawę w 104 500 zł. Czy to dużo? Odpowiedź na to pytanie jest tą najbardziej irytującą pod słońcem: to zależy. Zależy od tego, na czym Wam, drodzy kierowcy, zależy. Po obszerne szczegóły odsyłam Was do cennika Xceeda, ale kilka smaczków chętnie podam. W standardzie dostaniecie światła w technologii LED, pomiar ciśnienia w oponach, system utrzymywania pasa ruchu, asystenta utrzymywania samochodu pośrodku pasa ruchu, czujniki parkowania z tyłu, kamerę cofania, elektrycznie podgrzewane lusterka, manualną klimatyzację, tempomat, gniazda USB-C z przodu i z tyłu, czy 8’’ dotykowy ekran LCD.

Jeśli macie chrapkę na cyfrowe zegary z kolorowym ekranem o przekątnej 12,3’’, 10.25 ‘’ kolorowy ekran dotykowy LCD, automatyczną klimatyzację, funkcję wykrywania ruchu poprzecznego podczas cofania z hamowaniem, monitorowanie martwego pola, automatyczne wycieraczki z czujnikiem deszczu, elektryczną regulację i grzanie foteli, czy elektrochromatyczne lusterko wsteczne – trzeba dopłacić. Cena będzie rosła wraz z kolejnymi funkcjami i pakietami, aż zatrzyma się mniej więcej na poziomie 150 000 zł.  Linia wyposażenia GT-Line to koszt 140 500 zł dla skrzyni manualnej, a dla automatu – 148 500 zł plus lakier. Do tego da się dokupić jedynie pakiet ze szklanym dachem i oświetleniem wnętrza LED za 3500 zł, cała reszta już jest na wyposażeniu.

Kiedy patrzę na ceny nowych samochodów, momentami mam wrażenie, że niektórzy producenci, delikatnie mówiąc, odpłynęli od rzeczywistości. Ulżyło mi, kiedy zobaczyłam, że Kia zachowała zdrowy rozsądek i wyceniła benzynowego Xceeda uczciwie (PHEV to trochę inna historia, ale dzisiaj nie o tym).

Czytaj też: Test Honda Civic e:HEV. Auto, które nie chce spalać benzyny

Czasem kosmetyka jest lepsza od gruntownej przebudowy. Kia Xceed to dobry przykład

Kia Xceed przeszła kosmetyczne zmiany na plus (TE światła!), ale w istocie zmieniła się niewiele, na szczęście. Na pewno nie rewolucyjna, ale też nie nudna, pozostaje ładną, solidną maszyną, w której kierowca czuje się bezpiecznie i komfortowo. Zachęca niezłym wyposażeniem i dobrymi cenami. Gdybym miała określić ją jednym zdaniem, powiedziałabym, że jest to auto skrojone pod racjonalnych ludzi.