Weekend z Motorolą Razr 40 Ultra. Jestem oczarowany

Testowałem każdą z nowych Motoroli Razr od pierwszego modelu, zaprezentowanego w 2019 roku. Najnowsza, czwarta już odsłona to bez wątpienia najbardziej udany, składany smartfon marki, jaki dotąd się ukazał. Spędziłem weekend z Motorolą Razr 40 Ultra i mam sporo przemyśleń.
Motorola Razr 40 Ultra

Motorola Razr 40 Ultra

Na wstępie zaznaczę, że nie jest to pełna recenzja. Nowa składana Motorola przyjechała do mnie w piątek, a ten tekst publikuję w poniedziałek, po raptem jednym weekendzie pobieżnego obcowania z produktem. Poszukujących rozbudowanych pierwszych wrażeń zapraszam też do tekstu Arka Dziermańskiego, który był obecny na premierze urządzenia w Madrycie:

Czytaj też: Motorola razr 40 i razr 40 Ultra – pierwsze wrażenia. Niby jak Samsung, a zupełnie inne

Czy to jeszcze Razr?

Już wersja 2022 swoim wyglądem w niczym nie przypominała kultowych telefonów z klapką i nowa Razr 40 Ultra kontynuuje ten trend. Zniknął podbródek, zniknęły wszelkie nawiązania do oryginalny Razrów, został telefon, który – choć nader urodziwy – bardziej przypomina składaną Moto G, niż Razr.

Skoro o tym mowa, to muszę coś z siebie wyrzucić – czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć logikę przyświecającą nazewnictwu produktów Motoroli? Od dobrych kilku lat kompletnie jej nie ogarniam, ale tym razem aż mnie przytkało. Dlaczego ten produkt w Stanach Zjednoczonych może się nazywać Motorola Razr+, czyli krótko i zgrabnie, a u nas i na innych rynkach mamy jakąś Razr 40 Ultra hiperduperpromax? Nie wiem, czy to kwestia jakiegoś zastrzeżonego znaku towarowego, czy czego, ale „Razr+” brzmi po strokroć lepiej niż nic nieznaczące „Razr 40 Ultra”. Koniec rantu, przejdźmy do wrażeń.

2023 zapamiętamy jako rok pięknych smartfonów

Mam to szczęście, że od początku tego roku na moje biurko wpadają coraz to ładniejsze telefony. Najpierw elegancki Vivo V90 Pro. Potem unikatowy Huawei P60 Pro. A teraz składana Motorola w przepięknym kolorze Viva Magenta, który zależnie od kąta padania światła wygląda raz bliżej palety barw Pantone, a raz bliżej nieco chamskiego różu, ale niezależnie od warunków prezentuje się wspaniale.

Plecki pokryte są też materiałem skóropodobnym, który nie tylko wygląda rewelacyjnie i jest bardzo przyjemny w dotyku, ale też sprawia, że telefon pewnie leży w dłoni i w ogóle nie przesuwa się po blacie. Miła odmiana po tylu szklanych telefonach (w tym poprzedniej Motoroli Razr), które ześlizgują się z płaskich powierzchni same z siebie.

Motorola Razr 40 Ultra

Konstrukcyjnie nowa wersja składanej Motoroli to przeogromny krok naprzód. Czuć, że mamy do czynienia z produktem premium, zarówno od strony projektu, jak i jakości wykonania. Razr 40 Ultra jest gęsta, sztywna, doskonale spasowana, a przy tym przemyślana – np. w przeciwieństwie do Oppo Find N2 Flip czy Huawei P50 Pocket, które też składają się „na płasko”, tutaj mamy gdzie wcisnąć palec, by otworzyć telefon jedną ręką.

Konstrukcja spełnia też normę IP52, a komponenty wewnętrzne pokrywa wodoodporna nanopowłoka, co – czysto teoretycznie – czyni Razr 40 Ultra pierwszym składanym smartfonem odpornym nie tylko na zachlapanie, ale też na drobinki pyłu.

Ogromnej poprawie względem poprzedniej generacji uległ też zawias, który nie tylko stawia większy opór, ale też jest niemal niewidoczny po rozłożeniu, w przeciwieństwie np. do Samsunga Galaxy Z Flip 4. Wydaje też z siebie znacznie bardziej przyjemny dźwięk przy zamykaniu, niż ma to miejsce w przypadku Samsunga. Tu jednak muszę wytknąć też dwa, a może nawet trzy minusy względem składaka od Samsunga:

  • Motorola po rozłożeniu nie leży zupełnie płasko,
  • zawias nie utrzymuje otwarcia obudowy pod każdym kątem,
  • całość jest źle wyważona; gdy trzymamy telefon rozłożony, to zewnętrzny ekran przeważa i przechyla telefon do tyłu.

A skoro o zewnętrznym ekranie mowa – to zmienia wszystko

Od pierwszej generacji mówiłem, że Motorola robi to dobrze. Od samego początku bowiem producent pozwalał nam na zewnętrznym ekranie uruchamiać jeśli nie dowolną, to prawie dowolną aplikację i robił z niego znacznie lepszy użytek, niż dowolny konkurent. Tym razem jednak Motorola przeszła samą siebie.

Zewnętrzny ekran ma aż 3,6” i rozdzielczość 1066 x 1056 px. Dla kontekstu – to więcej, niż oferowały pierwsze iPhone’y! (dopiero model 5 wprowadził ekran 4”, wcześniejsze miały wyświetlacze 3,5”). Ba, mój pierwszy smartfon – Nokia Lumia 610 – miał ekran tylko marginalnie większy od tego, co oferuje nowa Motorola jako ekran pomocniczy.

Zewnętrzny ekran prezentuje się rewelacyjnie, gdy telefon jest złożony. Zajmuje on w zasadzie całą powierzchnię obudowy, a aparaty i dioda LED są w nim wycięte, więc ekran niejako „oblewa” je, zamiast urywać się gdzieś obok. Od strony estetycznej wygląda to świetnie, a od strony użytkowej zostało naprawdę dobrze zaprojektowane.

Np. ikony powiadomień na ekranie zewnętrznym pojawiają się na lewo od aparatów. (oczywiście powiadomienia możemy podejrzeć bez odblokowywania ekranu). Górna część jest zaś zarezerwowana dla widgetów lub aplikacji uruchamianych na pełnym ekranie. Uruchomić można niemal każdy program. Nie każdy wygląda dobrze; np. w komunikatorach prawie cały ekran zajmuje klawiatura. Ale lepiej mieć opcję odpalenia dowolnej aplikacji niż jej nie mieć, tym bardziej, że Motorola wcale nas nie zmusza do wykorzystywania ich przy zamkniętym telefonie – sami wybieramy, które aplikacje będą tam dostępne. Fabrycznie przygotowano też kilka gier dostosowanych do zewnętrznego ekranu. Niby bajer, ale bardzo fajny.

Motorola Razr 40 Ultra najlepiej pokazuje, dlaczego składane smartfony mają sens

Gdy ten telefon jest złożony, zajmuje naprawdę niewiele miejsca. Aplikacje na zewnętrznym ekranie można bez trudu obsłużyć jedną ręką, a telefon zmieści się do kieszeni nawet ciasnych, kobiecych jeansów czy niewielkiej torebki.

Po rozłożeniu jednak mamy do czynienia z prawdziwym kolosem. Ekran główny ma aż 6,9”, czyli de facto więcej niż Galaxy S23 Ultra czy iPhone 14 Pro Max. Ma on też wyższą od nich częstotliwość odświeżania, sięgającą aż 165 Hz i czuć to na każdym kroku. Telefon działa idealnie płynnie, a przynajmniej jak dotąd nie natknąłem się na ani jedno spowolnienie działania.

Oczywiście spora w tym zasługa dobrych podzespołów. Mamy tu Snapdragona 8+ gen. 1, 8 GB RAM-u i 256 GB na dane. Cegiełkę dokłada też znakomicie zoptymalizowany system operacyjny, czyli Android 13 z nakładką My UX. Muszę przyznać, że niezmiennie wariacja Motoroli na temat Androida jest moją ulubioną. Z jednej strony stonowana i „lekka”, z drugiej pozwalająca na dowolną customizację i oferująca szereg mega użytecznych dodatków, takich jak choćby gesty Moto.

O gestach i oprogramowaniu opowiem szerzej w pełnej recenzji, ale dość powiedzieć, że Motorola bardzo dobrze wykorzystuje potencjał składanego ekranu, czego nie można powiedzieć o każdym produkcie tego typu.

Reasumując, dostajemy tu zatem telefon, który może być zarówno mały i poręczny, jak i duży i potężny. I w przeciwieństwie do konkurencyjnych składaków, tu nie ma potrzeby rozkładania telefonu za każdym razem, co jest jego ogromną zaletą.

Trudno mi na razie powiedzieć, jak zastosowanie wielkiego, zewnętrznego ekranu i jeszcze większego ekranu w środku przełoży się na czas pracy. Zastosowany tu akumulator ma pojemność 3800 mAh i póki co bez najmniejszego problemu wystarczył mi na cały dzień pracy z bardzo dużym zapasem. Widzę też, że Razr 40 Ultra ma znakomity czas czuwania – gdy telefon leży nieużywany, „uciekło” mu góra 2 proc. naładowania przez całą noc.

Na test aparatu jeszcze przyjdzie czas, ale wstępnie – jest przyzwoicie

Motorola nigdy nie nauczyła się robić porządnych aparatów, nawet w swoich najlepszych smartfonach i nie mam złudzeń, by tym razem miało być inaczej.

Pobieżne testy pokazały mi jednak, że Razr 40 Ultra prezentuje poziom co najmniej równy temu z Galaxy Z Flipa 4, czyli może nie najwyższy, ale wystarczający dla znakomitej większości ludzi. Na pełne testy przyjdzie jeszcze czas, ale po pierwszych chwilach zabawy mogę powiedzieć – jest na tyle dobrze, że byłbym w stanie z nią żyć.

Dwa dni zachwytów i dwa wielkie rozczarowania

Nie oznacza to jednak, że pierwsze wrażenia przesycone były samymi zachwytami, choć… ok, przez większość czasu były. Motorola Razr 40 Ultra zapowiada się nie tylko na najlepszą Motorolę od lat, ale też na najlepszy smartfon typu flip (przynajmniej do wakacji i premiery Z Flipa 5).

Dwie rzeczy jednak z miejsca mnie rozczarowały – haptyka i głośniki. Nie dajmy sobie wmówić, że w smukłym telefonie nie ma miejsca na dobry motorek wibracyjny, bo absolutnie każdy składak, jakiego miałem dotąd w testach (wliczając w to Oppo Find N2 Flip czy super-smukłego Huawei Mate X3) miał lepsze wibracje niż Motorola.

Głośniki z kolei… są. Grają głośno, względnie czysto, ale grają naprawdę płasko i niezbyt przyjemnie. Dla mnie to ogromna wada, bo regularnie oglądam filmiki i słucham podcastów bezpośrednio na wbudowanych w smartfon głośnikach, a Motorola wypada tu naprawdę blado, zwłaszcza na tle Samsunga Galaxy Z Flip 4.

Czytaj też: Test Motoroli RAZR 2022. Zaskoczenie roku

Przekładam kartę i zaczynam testy

Po weekendzie ostrożnego zapoznawania się ze sprzętem pora skoczyć na głęboką wodę, przełożyć kartę SIM i zacząć porządne testy. Wiążę z Motorolą Razr 40 Ultra ogromne nadzieje, bo pomimo kilku drobnych wad zapowiada się ona na naprawdę udany produkt. Jest dobrze wykonana, zmyślnie zaprojektowana i piękna, a do tego Motorola tym razem nie przeszarżowała z ceną. Ponadto w przedsprzedaży możemy dostać jeszcze 1000 zł cashbacku, więc de facto kupujemy nową Motkę za 4500 zł. Pokażcie mi w tej cenie ciekawszy smartfon.