Test Motorola razr 40 – miało być dobrze i tanio, a jest…

Motorola razr 40 miała być smartfonem z klapką dla mniej zamożnego klienta. Obniżenie ceny wymagało pójścia na kompromisy w kwestii specyfikacji, ale z pozostawieniem konstrukcji flagowego modelu razr 40 Ultra. Pomysł ciekawy, wykonanie dobre, a efekt końcowy… wywołuje nieco mieszane uczucia.
Test Motorola razr 40 – miało być dobrze i tanio, a jest…

Specyfikacja Motorola razr 40

  • obudowa złożona o wymiarach 88,2 x 74 x 15,8 mm, rozłożona 170,8 x 74 x 7,4 mm, masa 188,6 grama,
  • ekran główny LTPO AMOLED, 6,9 cala, 1080 x 2640 pikseli, 1400 Hz, HDR10+, 1400 nitów,
  • układ Qualcomm Snapdragon 7 Gen 1,
  • 8 GB pamięci RAM, 256 GB pamięci wbudowanej, brak gniazda kart pamięci,
  • aparat główny 64 Mpix (f/1.7, optyczna stabilizacja obrazu), aparat ultraszerokokątny 13 Mpix (f/2.2, kąt widzenia 120 stopni), filmy 4K@30 fps, aparat do selfie 32 Mpix,
  • 5G, Wi-Fi 6e, Bluetooth 5,3, NFC, port USB-C, czytnik linii papilarnych we włączniku,
  • Android 13,
  • akumulator 4200 mAh, ładowanie przewodowe 30W, ładowanie bezprzewodowe 5W,
  • cena: 3999 zł.

W zestawie znajdziemy ładowarkę, kabel USB i dwuczęściowy, przezroczysty pokrowiec.

Motorola razr 40 sprawia wrażenie bardziej zwartej niż razr 40 Ultra. Tylko co to… jest?!

W trakcie testowania Motoroli razr 40 miałem u siebie model Ultra, wiec miałem bezpośrednie porównanie obu modeli. Konstrukcyjnie, poza oczywiście ekranem zewnętrznym, oba modele nieznacznie różnią się grubością. Podstawowy model po złożeniu jest grubszy o 0,7mm, a po rozłożeniu o 0,4mm. Wynika to z zastosowania pojemniejszego akumulatora, który gdzieś trzeba było zmieścić. Choć różnica nie jest duża to bardzo łatwo można ją poczuć i zauważyć.

Zawias w razr 40 sprawia wrażenie nieco sztywniejszego. To bardzo kosmetyczna różnica, ale da się ją zauważyć. Obstawiam, że to kwestia tego, że trafił do mnie zupełnie nowy egzemplarz, a razr 40 Ultra był już po testach, więc niewykluczone, że zawias zdążył się już minimalnie rozruszać. Zdecydowanie nie wyrobić, ale puścić taką pierwszą, fabryczną sztywność.

Ogółem do samego zawiasu nie mam zastrzeżeń. Jego działanie jest zdecydowanie inne niż we Flipach Samsunga. Motorole razr rozkładają się z dużo mniejszym oporem, mocniej przy tym sprężynując. Mamy też mniejsze możliwość zatrzymania klapki rozwartej pod dowolnym kątem, tylko czy faktycznie tego potrzebujemy? Poza kątem 90 stopni i kątem rozwartym na co dzień w zasadzie nikt nie potrzebuje innego półotwarcia. Połówki obudowy delikatnie chyboczą się na boki, nieco mocniej niż Galaxy Z Flip4 czy 5, ale nie jest to chybotanie mocniejsze, niż w klasycznych telefonach z klapką sprzed lat. Obudowa zamyka się idealnie na płasko i tylko w jej górnej części zobaczymy dosłownie milimetrowy prześwit, a nie na całej długości, jak ma to miejsce w Galaxy Z Flip5.

W przypadku obudowy Motoroli razr 40 i razr 40 Ultra kompletnie nie rozumiem dwóch rzeczy. Pierwsza wygląda tak:

Większość otwarć obudowy zarówno w razr 40, jak i razr 40 Ultra kończy się właśnie w taki sposób. Klapka nie rozkłada się idealnie do kąta 180 stopni, zazwyczaj trzeba ją delikatnie dopchnąć. Akurat to Samsung robi lepiej i bardzo mocno psuje to pozytywne wrażenie, jakie robi cała konstrukcja.

Zupełnie nie rozumiem też polityki wzorniczo-materiałowej Motoroli. Wydaje mi się, że skóra jest materiałem bardziej premium, a w razr 40 Ultra znajdziemy ją tylko w kolorze Viva Magenta, połączoną z koszmarnie błyszczącym korpusem. Dwa pozostałe warianty kolorystyczne są pozbawione skóry, za to w tańszym razr 40 skórzane są wszystkie dostępne wersje. Dlaczego tak? Pojęcia nie mam.

Obudowa nie jest wodoodporna, ale jest odporna na zachlapania. Motorola nie tłumaczy niestety na czym to polega poza tym, że małe ilości wilgoci nie powinny zaszkodzić urządzeniu, ale już kąpieli w wannie może nie przeżyć.

Plusem Motoroli razr 40 względem modelu Ultra są obiektywy aparatu umieszczone na równi z taflą szkła ekranu. Razr 40 Ultra zbiera w tym miejscu nieskończone ilości kurzu, z czym nie ma problemu w wariancie podstawowym.

Czytaj też: Oppo Reno10 5G – a jednak da się zrobić średniaka z przemyślanym aparatem fotograficznym

Paradoks miejsca zgięcia ekranu Motoroli razr 40 – mniej go widać, za to mocniej czuć

Motorola świetnie rozwiązała miejsce zgięcia ekranu w modelach razr 40. Wygląda ono identycznie w razr 40 i razr 40 Ultra, czyli bardzo dobrze. Przy włączonym ekranie jest niemal niewidoczne i często słyszałem zachwyty właśnie nad tym elementem. Motorola zastosowała tu rozwiązanie znane z poprzednich generacji razr-a i ekran jest wypychany od spodu przez specjalne blaszki i to zdaje egzamin. Wizualnie, bo organoleptycznie miejsce zgięcia jest wyraźnie wyczuwalne i to nawet mocniej niż w Galaxy Z Flip5, gdzie z kolei jest dużo bardziej widoczne. To trochę niepojęte, ale jakoś trzeba z tym żyć. W zasadzie typowo dla miejsc zgięcia ekranu, w trakcie użytkowania można bardzo szybko zapomnieć, że coś takiego tam jest.

Oba modele razr 40 mają ten sam ekran o szczytowej jasności mającej sięgać 1400 nitów. Posiłkując się pomiarami portalu GSMArena, mamy tu minimalnie ponad 500 nitów jasności w trybie ręcznym i nieco ponad 1000 nitów w automatycznym. Zdecydowanie polecam korzystać z automatu poza domem, bo przy ręcznie ustawionej maksymalnej jasności widoczność ekranu w słońcu jest kiepska. Co po części jest też zasługą samej specyfiki elastycznych ekranów. W trybie automatycznym, kiedy szczytowa jasność jest znacznie wyższa, jest to dużo mniejszy problem.

Sam ekran jest bardzo dobrej jakości. Ma ładnie nasycone kolory, perfekcyjną czerń i sporo opcji personalizacji, na czele z suwakiem zmiany temperatury wyświetlanych braw. Do tego mamy wysokie odświeżanie obrazu na poziomie 144 Hz, więc trudno się do czegoś przyczepić. Dodajmy też, że powierzchnia ekranu o wiele bardziej przypomina szkło niż w pierwszych generacjach składanych smartfonów. Nie mamy wrażenie, że palec nam się zatapia w powierzchnię lub się do niej przykleja. Jest zdecydowanie bardziej twardo, ale też pojawiają się tu typowo szklane właściwości, czyli ekran robi się wyraźnie zimny w chłodnym otoczeniu lub gorący w ciepłym, zupełnie jak w przypadku klasycznego szkła.

Myślę, że nie każdemu może przypaść do gustu rozmiar i proporcje ekranu. 6,9 cala to sporo, a do tego wyświetlacz jest bardzo… podłużny. Obsługa jedną ręką, na czele z sięgnięciem do górnej belki, o ile nie jesteś ponad 2-metrowym koszykarzem, praktycznie nie wchodzi w grę.

Czytaj też: Test Huawei MateBook X Pro 2023. Nadal świetny, ale może przyszedł czas na coś nowego?

Ekran zewnętrzny nie jest zbyt użyteczny, ale do powiadomień i selfie wystarczy

Zewnętrzny ekran Motoroli razr 40 Ultra to klasa sama dla siebie. Duży, szalenie użyteczny i pozwalający otworzyć na nim dowolną aplikację, czy wprowadzenie tekstu na pełnowymiarowej klawiaturze. W razr 40 już nie jest tak różowo, bo ekran jest malutki i to w zasadzie to, co znamy z Samsungów Galaxy Z Flip do modelu oznaczonego cyfrą 5.

Wyświetlimy na nim podstawowe informacje o powiadomieniach, widżety skrótów funkcji jak np. włączenie Bluetooth czy włączenie latarki oraz pomożemy sobie w selfie. Identycznie jak we Flipach Samsunga, wymaga to nieco przyzwyczajenia, bo musimy opanować jak dużo kadru nie mieści się na ekranie, szczególnie podczas korzystania z aparatu ultraszerokokątnego, ale mimo wszystko jest to ułatwienie.

Motorola razr 40 ultra w etui z zestawu

Zewnętrzny ekran jest oczywiście dotykowy i choć ma skromne możliwości, zdecydowanie wolę go mieć, niż go nie mieć.

Czytaj też: Recenzja Nothing Phone (2) – Nic z tego?

Motorola razr 40 i razr 40 Ultra mają zaskakująco równy czas pracy

Smartfony Motorola razr 40 i razr 40 Ultra mają różne akumulatory. We flagowcu jest to ogniwo o pojemności 3800 mAh, w tańszym modelu 4200 mAh. Różnica wynika z zastosowanych procesorów, a przynajmniej tak przekonuje Motorola. Snapdragon 8+ Gen 1 jest bardziej energooszczędny niż Snapdragon 7 Gen 1, więc aby zrównać czas pracy postawiony na dwa różne akumulatora. Co jak już wiemy, przełożyło się też na różną grubość obudów.

Można narzekać, że to dziwny zabieg, ale ma bardzo dobre przełożenie na rzeczywistość, bo dzięki niemu faktycznie czas działania obu smartfonów jest w zasadzie taki sam. Co nie znaczy, że jest dobry. Powiedziałbym, że jest na granicy przyzwoitości. Zazwyczaj przy codziennym użytkowaniu udawało mi się dociągnąć na oparach energii do wieczora, ale przy bardzo intensywnym użytkowaniu, podczas gdy większość smartfonów muszę doładować w okolicach godziny 16-17, razr 40 wymagał doładowania nawet ok 14. Mówimy tu jednak o niemal ciągłym użytkowaniu ze stale podświetlonym ekranem. Przy zwykłym użytkowaniu, obejmującym ok godziny rozmów, godzinę słuchania muzyki przez słuchawki Bluetooth, ok 2-3 godzin przeglądania Internetu i korzystania z komunikatorów, ze stałą synchronizacją aplikacji i sparowanym zegarkiem, działanie do wieczora jest w pełni osiągalne.

Na szybkie doładowanie nie mamy co liczyć, bo do dyspozycji dostajemy ładowanie przewodowe z mocą 30 W oraz bezprzewodowe z mocą 5 W. W ciągu 30 minut akumulator Motoroli razr 40 ładuje się do niecałych 60%, a do pełna w ok godzinę.

Czytaj też: Test Tecno Spark 10 Pro Czy to najlepszy wybór do 1000 zł?

Różnicę w szybkości działania Motoroli razr 40 i razr 40 Ultra momentami trudno dostrzec

Patrząc na codzienne użytkowanie smartfonów Motorola razr 40 można się momentami zastanowić – do czego dopłacamy w modelu Ultra? Różnicę w działaniu momentami trudno jest dostrzec, bo podczas korzystania z Internetu czy aplikacji na ogół jest ona bardzo minimalna. Wyższą wydajność razr 40 Ultra dostrzeżemy dopiero kiedy spróbujemy się szybko przełączyć pomiędzy bardziej wymagającymi aplikacjami i przyjdzie nam poczekać 1-2 sekundy dłużej. Podobnie w przypadku uruchamiania filmów w wysokiej rozdzielczości. Wprawne oko zauważy różnice, ale na co dzień trudno jest powiedzieć, że użytkownik Motoroli razr 40 jest pod względem wydajności smartfonu w jakikolwiek sposób poszkodowany.

Interfejs Motoroli razr 40 nie różni się od tego, co prezentują klasyczne konstrukcje producenta. To niemal czysty Android wzbogacony o dwa elementy. Pierwszym jest prosta personalizacja, pozwalająca na zmianę siatki, rozmiaru czy kształtu ikon oraz akcentów kolorystycznych elementów interfejsu. Drugim są bardzo lubiane przez użytkowników Gesty Moto. Czyli włączenie latarki poprzez potrząśnięcie obudową lub aparatu obrotem nadgarstka. Niby nic, ale jak się człowiek do tego przyzwyczai, nie ma odwrotu.

Pod względem łączności razr 40 to kompletny smartfon. Jest tu szybkie Wi-Fi, NFC do płatności i obsługa 5G. Wszystko działa bez zarzutów, nie ma problemów z zasięgiem czy parowaniem z innymi urządzeniami. Czytnik linii papilarnych we włączniku działa szybko i precyzyjnie. Nie zabrakło też funkcji, czy też jak Motorola lubi to nazywać – platformy, Ready For. Czyli możliwości prostego przekształcenia smartfonu w komputer po sparowaniu go z ekranem, co możemy zrobić przewodowo i bezprzewodowo.

Aparat Motoroli razr 40 nie wzbudził we mnie większych emocji

Składane smartfony, poza modelami Huaweia i Honora, nie słyną z bardzo dobrych aparatów. W modelu z klapką na zmieszczenie aparatu mamy jeszcze mniej miejsca, więc tym bardziej nie powinniśmy oczekiwać cudów, ale to nie oznacza, że aparat musi być słaby i w zasadzie tak wygląda to w Motoroli razr 40. Aparaty nie są słabe, ale też zdecydowanie nie są bardzo dobre.

Zdjęcia wykonane w dobrych warunkach są przyzwoite. Mają dobre kolory i całkiem sporo szczegółów, ale nawet wtedy widoczna jest spora kompresja, która postępuje wraz z pogorszeniem się oświetlenia. Widać wtedy silne odszumianie, co skutkuje dosłownie zamazaniem detali. Aparaty są dosyć nierówne i robią zdjęcia jedno po drugim, widać zupełnie inną kolorystykę. Fotografie z aparatu ultraszerokokąnego mają zimniejsze kolory. Ogółem aparaty Motoroli razr 40 nadają się głównie do okazyjnych zdjęć do zamieszczenia w mediach społecznościowych i… w zasadzie to tyle.

Czytaj też: Test Honor Magic 5 Pro – stracił przy bliższym poznaniu, czy to nadal super-smartfon?

Motorola razr 40 miała podbić rynek cenę, a jej największym problemem jest… cena

Dotychczasowe smartfony z serii razr były urządzeniami ze średniej półki w cenie niemal klasycznego flagowca. W tym roku Motorola w tej samej cenie dała nam niemal flagową specyfikację (nie czepiajmy się Snapdragona Gen 1 zamiast Gen 2 w razr 40 Ultra) i to był dobry ruch. Bo razr 40 Ultra to uczciwie wyceniony i świetny smartfon z klapką. W przypadku modelu razr 40 cena poszła w dół i na pierwszy rzut oka 3999 zł wygląda dobrze. Tylko że to nadal smartfon ze średniej półki w cenie… flagowca, choć ubiegłorocznego. Jeśli dobrze poszukacie, taniej kupicie Galaxy Z Flip4, a jak dobrze połączycie promocje przedsprzedażowe to nawet i Flip5. Oczywiście, Motorola jest nowsza, więc pewnie dłużej będzie aktualizowana, tylko czy to aż tak istotna kwestia przy zakupie smartfonu? Wątpię.

Pomimo całej sympatii nie wróżę Motoroli razr 40 świetlanej przyszłości, a szkoda, bo to udany i potrzebny smartfon. Dobrze wykonany, sprawnie działający, bardzo ładny, z przyzwoitym aparatem, może kompletnie nieinnowacyjny, ale pokazujący innym producentom, że można zrobić smartfon ze składanym ekranem, ale dla mniej zamożnego odbiorcy. Tylko do zdobycia naprawdę dużej popularności cena jeszcze powinna spaść, najlepiej zbliżając się do granicy 3000 zł, ale na to pewnie jeszcze trochę poczekamy.

Pomimo tego i tak model razr 40 mogę Wam z czystym sumieniem polecić. Tak, sam wolałbym Flipa4, ale jeśli nie lubisz Samsunga, Motorola bardziej Ci się podoba (a się nie dziwię, skórzana obudowa przyciąga) czy też jest jakikolwiek inny mniej lub bardziej racjonalny powód, dla którego wolisz Motorolę to razr 40 może nie będzie najlepszym możliwym, ale nadal dobrym wyborem.