Czy zużyte akumulatory samochodów elektrycznych mają jeszcze jakąś wartość?

Jednym z wyzwań na rynku pojazdów elektrycznych jest ciągle powracające pytanie na temat tego, co zrobić z ich akumulatorami po tym, jak ulegną zbyt dużej degradacji. Opcją zawsze jest recykling, ale nie jest to proces łatwy i tani, dlatego Nissan wpadł na jeszcze inne zastosowanie takich akumulatorów.
Czy zużyte akumulatory samochodów elektrycznych mają jeszcze jakąś wartość?

Wraz z degradacją akumulatorów samochody elektryczne tracą zasięg i responsywność. Można jednak zapewnić im drugie życie

Akumulatory samochodów elektrycznych ulegają degradacji z każdym kolejnym cyklem ładowania i rozładowywania, a choć dążenie do ich powszechnego recyklingu o wysokim uzysku wykorzystanych materiałów ciągle trwa, to niektóre firmy poszły w zupełnie inną stronę ze zużytymi akumulatorami. Przykładem tego jest firma Nissan, która znalazła innowacyjne zastosowanie dla akumulatorów z samochodów elektrycznych Leaf. W ramach najnowszego programu daje im drugie życie w ramach przenośnych stacji zasilających, gdzie spadek pojemności o kilkanaście lub kilkadziesiąt procent nie jest aż tak problematyczny… i można go w prosty sposób zamaskować.

Czytaj też: Elektryczne samochody mają problem, o którym się nie mówi. To bardzo niepokojąca kwestia

Japoński producent samochodów realizuje to we współpracy z producentem elektroniki JVCKenwood oraz 4R Energy i choć tego typu podejście brzmi tak, jak kompleksowe rozwiązanie problemu zużytych akumulatorów, to w praktyce nie jest to takie proste. Musimy pamiętać, że do tej pory Nissan sprzedał ponad 650000 samochodów elektrycznych Leaf i nie trwa to dwa lub trzy lata, a całe trzynaście lat. Dzięki takim wynikom firma po prostu ma dostęp do wielu egzemplarzy wycofanych już z eksploatacji lub po prostu samych akumulatorów, które “przeżyły” samochody, a to zapewnia jej pewność, że produkcja stacji zasilania nie skończy się na ledwie kilkuset egzemplarzach.

Czytaj też: Najlepsza ładowarka dla samochodów elektrycznych? Rozwiązano ogromny problem

Same stacje zasilania ważą 14,4 kg i kosztują prawie 5000 złotych (przeliczenie z 170500 jenów). Każda z nich zawiera dwa z 48 ogniw litowo-jonowych używanych w każdym Nissanie Leaf, a same moduły są dokładnie testowane w celu upewnienia się, że wciąż mają wystarczającą pojemność i są w pełni bezpieczne. Zważywszy na przykład ich użycia w połączeniu z czajnikiem, mogą oddać naprawdę dużo mocy, a jeśli uznamy, że w stacjach znajdą się również nowsze moduły o pojemności 1,67 kWh każdy, to nawet z 20% spadkiem pojemności, byłyby w stanie zasilić np. komputer przez wiele godzin swoimi ~2,6 kWh, które należy jeszcze podzielić przez 20% z racji strat energetycznych podczas zasilania, co daje około 2,13 kWh rzeczywistego prądu do “zużycia”. Oczywiście w najlepszym wypadku.

Czytaj też: Akumulator-marzenie. Ładowanie samochodów elektrycznych przestanie być problemem

Pozostaje więc pytanie – czy nie lepiej byłoby poddać akumulatory recyklingowi, aby zapewniać materiały do tworzenia kolejnych akumulatorów do nowych pojazdów? W gruncie rzeczy niekoniecznie, bo odzyskanie wszystkich cennych elementów w procesie recyklingu zwyczajnie nie jest możliwe, a że w Japonii stacje zasilania z akumulatorami Leafa są już sprzedawane i kupowane, to pewne jest, że Nissan nawet takim ruchem przyczynia się do zmniejszenia zapotrzebowania na drogie, rzadkie metale, dając po prostu drugie życie zużytym akumulatorom, na których miejscu mogłyby znaleźć się te całkowicie nowe.