Rosja ugięła się przed wrogiem na morzu. Zmianę w wojnie widać, jak na dłoni

Trwająca wojna za naszą wschodnią granicą już od samego początku jest pełna zaskoczeń. Tyczy się to nawet najbardziej zaprawionych w boju generałów, a zwłaszcza dowódców Rosjan, którzy musieli stawić czoła przykrej dla nich rzeczywistości. Dopiero na froncie zrozumieli, że dziś wojna wygląda zupełnie inaczej.
Rosja ugięła się przed wrogiem na morzu. Zmianę w wojnie widać, jak na dłoni

Technologia przemówiła i strategię Rosjan zmieniła. Jak teraz wygląda wojna na morzu?

W dynamicznym krajobrazie nowoczesnej wojny bezzałogowe jednostki nawodne (USV), stały się czynnikiem zmieniającym zasady gry w konflikcie na Morzu Czarnym. Te stosunkowo niewielkie drony załadowane po same burty materiałami wybuchowymi są nowością w swoim zastosowaniu, a do tego również znacząco wpływają na sytuację na froncie. Mowa o stopniu, w którym rosyjska marynarka wojenna, mierząca się z praktycznie nieistniejącą marynarką wroga, musiała przejść do defensywy (pamiętajmy, że Odessa ciągle dumnie się broni) i przyjęcia wielowarstwowej strategii obronnej.

Czytaj też: Rosja pokazała swój elektryczny samochód. Przestań śmiać się z Izery i popatrz na ten koszmar

Systemy walki elektronicznej Rosjan

Oczywiście wróg Rosji nie był pierwszym we wdrożeniu wodnych dronów bojowych, ale tego typu taktyka kraju zaskoczyła rosyjską marynarkę wojenną, udowadniając tym samym ogromny potencjał i skuteczność tych broni. Dlatego też teraz Rosja musiała przejść do defensywy, aby możliwie najbardziej zniwelować ryzyko poniesienia ogromnych szkód z powodu kosztujących grosze dronów. Jak to osiągnięto? Można powiedzieć, że bardzo kompleksowo.

Rosja musi również chronić się przed zagrożeniami powietrznymi

Czytaj też: Rosja wzmacnia lodołamacze. Teraz będą łamać pierwsze lody wielkimi działami

Wiemy, że Rosjanie zaczęli rozstawiać wokół portów i mostów specjalne bariery fizyczne, które utrudniają dronom przedstawianie się bliżej celów. Zwiększyli również patrole z udziałem helikopterów Mi-8 i Ka-27, a nawet (prawdopodobnie) niektórych myśliwców (Su-27), uzupełniając tę mieszankę systemami do prowadzenia wojny elektronicznej, czyli “niewidzialną tarczą”, która zakłóca systemy dronów. Do tych misji ponoć zaangażowano również kontrujące wrogie drony własne bezzałogowce, a każda podróż rosyjskiego okrętu jest teraz równoznaczna ze zwiększeniem jego eskorty.

Czytaj też: Rosjanie uczą się od wrogów. Stworzyli nową broń, będącą symbolem trwającej wojny

Można więc powiedzieć, że rosyjska marynarka podzieliła los sił powietrznych i lądowych, a tym samym nie doceniła wroga i po poniesieniu ogromnych strat podkuliła ogon i zmieniła swoje podejście do wojowania na Morzu Czarnym. To nie byle osiągnięcie po stronie państwa broniącego się, bo rzucenie wyzwania wielkiej flocie bez dostępu do własnych okrętów jest wyczynem, który na zawsze zapisze się na kartach historii.