Recenzja Elden Ring Nightreign – Czy to nadal są Soulsy? 

Elden Ring to bardzo wysoko oceniana gra akcji RPG, stworzona przez japońskie studio FromSoftware, to samo które stworzyło Dark Souls, Bloodborne i Sekiro. Mniej więcej rok temu dostaliśmy już jeden dodatek o nazwie Shadow of the Erdtree, a teraz mamy do czynienia z czymś zupełnie innym, ponieważ nasza mroczna gwiazda Elden Ring Nightreign może i wygląda podobnie, ale jest zupełnie czymś innym.  
Recenzja Elden Ring Nightreign – Czy to nadal są Soulsy? 

Świat Elder Ring 

Świat Elden Ring jest niezwykle bogaty i złożony tak jak Dark Souls, choć szczegóły nie są podane na tacy. Oczywiście nie jest to rzadki zabieg, ponieważ wiele wielkich światów fantasy korzysta z ciekawości graczy, niedopowiadając wielu informacji, wiedząc, że ci będą bawić się w ich odkrywanie. W tym przypadku centralnym elementem jest Eldeński Krąg (Elden Ring), czyli mistyczny artefakt i źródło życia dla Złotego Drzewa (Erdtree), które jest symbolem panującego Złotego Porządku. Należy tu dołożyć, że świat powstał we współpracy z cenionym pisarzem fantasy George’em R.R. Martinem.  

Z drugiej strony świat Elden Ring Nightreign został osadzony w alternatywnej przeszłości Ziem Pomiędzy. Tłumaczy to przede wszystkim, dlaczego wydarzenia, które doprowadziły do Roztrzaskania w oryginalnym Elden Ring, na tej osi czasu nigdy nie miały miejsca, a także czemu możemy ponownie się spotkać z przeciwnikami, którzy nie skończyli dobrze w podstawowej wersji po spotkani z nami.  

W skrócie – dzięki zabiegowi z alternatywną rzeczywistością (ech, te multiwersa) oba światy są wizualnie podobne i czerpią z tej samej estetyki, z której znane jest studio, ale ich podstawowe konflikty i sposoby narracji są inne.  

Czytaj też: Recenzja The Siege and the Sandfox – przygody głęboko pod ziemią 

Początek 

Zacznijmy od początku – w grze wcielamy się w jednego z Nightfarersów, czyli “Mroczników”. Tutaj warto od razu wspomnieć ważny aspekt, bo w tej części nie tworzymy własnej postaci, także większość fanów kreatora postaci będzie rozczarowana. Mamy natomiast do wyboru bohaterów z góry zdefiniowanych, którzy mają za zadanie walczyć z nadchodzącą Nocą i jej sługami – Władcami Nocy (Nightlords). Każdy Mrocznik ma swoją własną historię i motywacje, które odkrywasz w trakcie rozgrywki poprzez system wspomnień. Dodatkowo każdy z bohaterów ma unikalne zdolności, umiejętności pasywne i styl walki, co przekłada się na różne doświadczenia z rozgrywki. Należy tu dodać, że rozpoczynamy z sześcioma odblokowanymi postaciami, ale w trakcie rozgrywki na dzień dzisiejszy możemy odblokować jeszcze dwie, ale nie napiszę kim one są, żeby nie spoilerować. To ważna różnica względem świata Elder Ring, ponieważ tam sami decydowaliśmy, jaka finalnie będzie postać. O tym, dlaczego ta różnorodność jest ważna, napiszę później.

Nasza baza wypadowa to alternatywna wersja Twierdzy Okrągłego Stołu, która pełni funkcję hubu, gdzie przygotowujemy się do kolejnych wypraw, ulepszamy relikty i poznajemy historie swoich bohaterów. Korzystając ze stołu decydujemy na rodzaj rozgrywki, albo multi na 3 graczy, albo solo, ale to odradzam nawet hardkorowym graczom Soulsów, zwłaszcza przez wzgląd na to, z jakim bossem będziemy walczyć na końcu naszej podróży. 

Czytaj też: Recenzja The Precinct – Beat Cop spotkał GTA i spłodzili dobrą grę 

Rozgrywka 

Dobra i tutaj zaczynają się schody, które mogą być bardzo niekomfortowe dla sporej grupy odbiorców. Piszę tak, ponieważ Elden Ring Nightreign w dużej mierze czerpie z elementów rozgrywki i stylu oryginalnego Elden Ring, ale skupia się na mechanikach roguelike i kooperacji. I to jest ta hardkorowa wersja roguelike, ponieważ nie dochodzi tutaj znacząca poprawa po udanym, a tym bardziej nieudanym rajdzie. Jak wcześniej pisałem, w naszej Twierdzy Okrągłego Stołu możemy usprawniać relikty, i tak, jak najbardziej wpływają one na naszą rozgrywkę, ale nie ułatwiają nam walki w znacznym stopniu.  

Oczywiście zdobywamy relikty po naszych wyprawach i Mrok, czyli specjalną walutę. Sama waluta służy do kupowania reliktów, gestów, skórek postaci i innych mniej lub bardziej użytecznych przedmiotów w Małym Bazarze Szklanej Gliny. Wraz z postępem w ekspedycjach, asortyment dostępnych przedmiotów w bazarze będzie się poszerzał, ale ich wpływ jest minimalny na naszą rozgrywkę, ponieważ to, co nas faktycznie wzmacnia, to osiągnięcia, jakie zdobywamy na mapie podczas sesji. I nie, niestety nie lewelujemy postaci po każdym rajdzie. 

Gdy już wybierzemy rodzaj rozgrywki, przenosimy się w krótkim filmiku do proceduralnie generowanej wersji Limveld, która jest alternatywną wersją Limgrave z oryginalnego Elden Ring. Pomimo że fani Elder Ring mogą się ucieszyć, jest to “remiks” i reorganizacja mapy dostosowana do mechaniki roguelike. Każda przygoda oferuje nieco inną mapę i rozmieszczenie wyzwań/bossów. 

Tutaj zaczynają się prawdziwe emocje, bo spadamy na jakimś skrawku i bijemy wszystko, co się rusza, żeby nabić Runy (też waluta) na pierwsze poziomy, które powiększają trzy z cech każdej postaci – życie, mana i kondycja. Na ich ilość powiększenia też nie mamy wpływu, ale może to i dobrze, ponieważ rozgrywka jest szybka i nie ma czasu na zastanawianie się, gdzie i ile rozlokować. Poza tym Runy po każdej rozgrywce znikają, dlatego lepiej się do nich nie przywiązywać. 

Poza nabijaniem poziomów ważne są również przedmioty, które zbieramy. Każdy jest inny i do tego dodaje pasywne dodatki. I tutaj ode mnie mała podpowiedź – nie musisz używać broni, żeby dodawała pasywy, wystarczy, że jest w ekwipunku. Oczywiście atakując pomniejszych bossów i pokonując ich, zyskujemy więcej Run, za które wykupujemy wyższy poziom postaci, dodatkowo mamy do wyboru nagrody takie jak lepszy ekwipunek lub dodatkową umiejętność pasywną. 

Brak czasu jest spowodowany podobnym trybem, jak w Battle Royale, co oznacza, że w Nightreign występuje kurcząca się strefa, która resetuje się po pokonaniu pomniejszych bossów na koniec każdego dnia w grze. Zmusza to graczy do pozostawania w ruchu i dynamicznej eksploracji. Dodatkowo rozgrywka jest podzielona na trzy przysłowiowe dni, przez pierwsze dwa zbieramy sprzęt, walczymy z przeciwnikami i podnosimy poziom. Na koniec każdego z dni walczymy z większym bossem, przygotowując się do trzeciej nocy i walki z tym ostatecznym, wybranym w naszej kwaterze głównej.  

Czytaj też: Recenzja Atomfall – niebezpieczne przygody w sielskim klimacie 

Walka 

To jest coś bajecznego, co jednocześnie frustruje, ale i daje wielką satysfakcję. Pomimo tak wielu wcześniej wymienionych różnic gracze, zaznajomieni z grami studia FromSoftware będą usatysfakcjonowani. Tutaj, podobnie jak w oryginalnym Elden Ring, walka w Nightreign jest wymagająca, wszystkie błędy są karane, a przeciwnicy, nawet na pozornie słabym poziomie, mogą szybko pozbawić nas życia – ta gra nie wybacza.  

Chyba najważniejszą umiejętnością u gracza jest wyczucie wytrzymałości postaci, jaką ma na pasku. Ponieważ każdy atak, unik czy blok zużywają naszą wytrzymałość, dlatego trzeba nią rozsądnie zarządzać, aby nie zabrakło sił w kluczowym momencie walki z bossem. Do tego trzeba wziąć poprawkę na różnorodność broni i ich ruchów, ponieważ każda z nich ma unikalne zestawy ruchów – lekkie ataki, ciężkie ataki, naładowane ataki, ataki w wyskoku. Tak, kwintesencją tej gry jest walka, czyli jak wcześniej wspomniałem coś, co jest nam doskonale znane z gier FromSoftware.  

I najważniejsze, czyli walki z bossami, to wiele emocji i duże skupienie. W przypadku rozgrywki w trybie multi, gdy odbierzemy ostateczny cios od przeciwnika, jest jeszcze możliwość wstania, o ile towarzysze nas zmotywują (okładając nas bronią, hehe). Niestety wersja solo tego nie wybaczy, dlatego odradzam to większości graczy, pomimo że szybciej nabija się poziom i są wprowadzone udogodnienia, wciąż gra dla pojedynczej jednostki może okazać się zbyt trudna. Pewnie to zmienią, ale na razie to ogromne wyzwanie. Na koniec dodam, że o ile bossowie na mapie nie są za trudni, to ci na końcu dnia są dużo silniejsi, nie wspominając o tych ostatnich bydlakach na końcu przygody. W przypadku rozgrywki solo, to jak nie obejrzę filmiku na YouTubie, nie uwierzę, że w tym trybie ktoś samodzielnie takiego pokona.  

Czytaj też: Aż trudno uwierzyć, że ta planszówka jest taka tania. Recenzja Dungeon Legends 

Grafika i poziomy  

Oto przechodzimy do wielkiego kompromisu studia odpowiedzialnego za Elden Ring Nightreign. Gra oferuje charakterystyczną, gotycką estetykę, mroczne i sugestywne krajobrazy oraz szczegółowe projekty postaci i przeciwników, tak jak w Elder Ring. Oczywiście nie jest to dziwne, ponieważ to jeden wielki recykling, który nie wymagał dużej ilości pracy jak w przypadku poprzedników. Dla mnie osobiście gra wygląda z wierzchu bardzo ładnie, ale gdy przyjrzysz się z bliska, będąc w swojej kwaterze głównej, można dostrzec płaskość i niedopracowanie.  

Co prawda nie jest to ważne, ponieważ produkcja jest skupiona na dynamicznym aspekcie, który aż krzyczy swoją rozgrywką. Jednak gry studia FromSoftware zawsze urzekały swoim designem w równym stopniu jak piękną walką, dlatego się zawiodłem patrząc w twarz łucznika czy czarodziejki.  

Co do mapy i projektowanych mini unikalnych poziomów na niej umieszczonych nie mam zastrzeżeń, może też spędziłem za mało czasu, bo jedynie 10 godzin, ale ze względu na dynamiczną rozgrywkę, wciąż brakowało mi czasu na rozglądanie się po tych pięknych mrocznych lokacjach. Wiele osób narzeka na monotonie map pomimo małych zmian na nich występujących, ale sam nie odczułem żadnego znużenia podobnymi widokami.  

Czytaj też: Grałem już w Cyberpunka na Nintendo Switch 2. Zakochałem się po raz trzeci 

Podsumowanie 

Długo zbierałem się w głowie, starając się zrozumieć co właściwie się stało przez ten czas gry i układając myśli, te negatywne, jak i pozytywne. Przede wszystkim zacznę od tego, że gra jest za ciężka, co może jednych przyciągnąć, a innych z kolei odepchnąć, więc kontrowersje, póki nie zmienią czegoś w poziomie trudności, zawsze będą temu tytułowi towarzyszyły. Szczególnie ważny jest to balans trudności w przypadku rozgrywki solo, która jest moim zdaniem tylko dla hardkorów Elder Ring. Oczywiście to nic złego, czasem lubię obejrzeć jak ktoś pokonuje super bossa nie obrywając ani razu, ale to jest nisza, a studio pewnie chce zarobić na większej ilości sprzedanych kluczy.  

Jak już jesteśmy przy zarobkach, odcinam się od wszystkich marudzących, że to skok na kasę. Po pierwsze, jest to odrębny rodzaj gry niewymagający znajomości pierwszej części, po drugie cena nie jest tak wysok, jak za niektóre gry AAA multi – 170 złotych na Steam. Dorzuć do tego jeszcze jakąś promocje od Valve i przypomnij sobie, kiedy miała premierę. Po trzecie, na dzień dzisiejszy nie widziałem żadnych mikropłatności, chociaż nie obraziłbym się, gdyby pojawiły sie w formie nowych skórek lub dodatkowych bohaterów, bo gra ewidentnie odcina się od jakiejkolwiek pomocy graczom (pay to win).  

Na początku, po paru godzinach, miałem negatywne odczucia, ale to ze względu na ten specyficzny rodzaj brutalnej walki, który nie wybacza błędów w grze. Dopiero następnego dnia zastanowiłem się i pomyślałem, co bym zmienił, czego bym spróbowa,ł co było bardzo satysfakcjonujące i napędziłoby mnie do odpalenia Elden Ring Nightreign jeszcze raz. I to jest właśnie kwintesencja prawdziwego trybu roguelike, bo to nie postać leweluje, tylko gracz podnosi swoje doświadczenie. Każdy następny rajd będzie lepszy o umiejętności, jakie zdobyłeś grając.  

Za to twórcom trzeba oddać ukłon za ich świetnie wykonany styl gry roguelike, rodem ze starszych produkcji. Jasne, każdy lubi progres, ale w tej grze progres zachodzi w twojej głowie, a postać, którą grasz nie będzie przechodziła rozgrywki za Ciebie dzięki super przedmiotom czy wysokiemu poziomowi. Tutaj musisz się skupić, aby coś osiągnąć, w ten sposób przechodzimy do największego problemu tej rozgrywki – multi.  

Gra niczego nie wybacza, szczególnie w walce z bossami, a kiedy jesteś skupiony, każdy Twój błąd, a w szczególności ten w wykonaniu towarzysza potrafi wku… bardzo zdenerwować. Dlatego jest to problem i bolączka tego typu gier i na minus uważam brak okna dialogowego czy czatu, który pomógłby ustalić strategię drużyny, w szczególności kiedy zbieracie pasywne bonusy, od których może walka wyglądać inaczej. Oczywiście w takim przypadku też możemy trafić na masę trolli, którzy jeszcze bardziej zepsują nam grę, ale to problem innej kategorii. I tutaj jeszcze raz przypomnę o unikalności postaci – gdy rozpoczynamy misję, wybieramy postać, a że mamy takie, które strzelają, walczą kontaktowo, czy osłaniają lub czarują przeciwników, przydałoby się, aby każdy wybrał inną. Niestety w tym przypadku wszyscy mogą na przykład iść czarodziejką, co od razu skazuje rajd na porażkę.  

Kończąc moje podsumowanie, bawiłem się świetnie, choć oczywiście nie polecam tej gry każdemu. Dodatkowo uważam (a raczej mam nadzieję), że poziom trudności i brak czatu zostaną w przyszłości naprawione, tak samo, jak według ostatnich doniesień zostanie dodany tryb dla dwóch graczy, który poprawi wielu użytkownikom grę. Dlatego niektórym napaleńcom polecam kupić ją w promocji, bo jeszcze parę miesięcy będzie potrzebować, aby była w pełni doszlifowana. Osobiście mam zamiar przyglądać się jej rozwojowi w przyszłości. Ze względu na jej specyficzność uważam, że od tego tytułu może się wielu odbić, ale gra na pewno będzie tętnic życiem, póki ludzie będą grać, choć liczę na jakieś boty na wyprawach w przyszłości, by nie trzeba było czekać na komplet graczy.