Zrobili to znowu. Na rozległych przestrzeniach rosyjskiego Dalekiego Wschodu ogromne światła pozycyjne mrugają w ciemności, ale nie nad Ukrainą, lecz niepokojąco blisko amerykańskiego nieba. Niewielu spodziewałoby się, że strategiczne bombowce, zaprojektowane w czasach szczytowego napięcia zimnej wojny, zostaną cicho przerzucone w zaledwie kilka godzin lotu od Alaski, a jednak to właśnie miało miejsce. Dlaczego więc Rosja zdecydowała się na taki ruch?
Są w stanie zrzucić nuklearną zagładę. Rosyjskie bombowce strategiczne są teraz zaledwie 640 km od USA
Niektóre decyzje wydają się wynikać bardziej z desperacji niż dominacji. Cicha relokacja bombowców Tu‑160 Blackjack, a więc samolotów wojskowych zdolnych do przenoszenia broni jądrowej, na odludne lotnisko Anadyr uwydatniło pewien paradoks. Oto bowiem właśnie rosyjskie dążenie do ochrony tych naddźwiękowych gigantów przed atakami dronów doprowadziło do ich wystawienia na pełne pole widzenia amerykańskich systemów rozpoznania. Aktualne dane satelitarne pokazują co najmniej dwa bombowce Tu‑160 obecne na lotnisku Anadyr w Czukotce, a więc zaledwie ~500 km od wybrzeży Alaski.
Czytaj też: Czy Turcja właśnie dołączyła do grona potęg? Przełom, który zszokował świat

Oczywiście z punktu widzenia Moskwy to logiczny ruch, jako że bombowce były wcześniej wielokrotnie celem ukraińskiej Operacji Pajęczyna, która z wykorzystaniem dronów uderzała w bazy Engels i Olenia, a więc te znajdujące się głęboko w Rosji. Jednak samo przeniesienie bombowców nie jest ot czymś, co można zrobić z dnia na dzień bez odpowiedniego przygotowania. Nie bez powodu bowiem siły powietrzne na całym świecie decydują się tworzyć bazy powietrzne dedykowane konkretnym typom samolotów i to zwłaszcza tych, które mogą latać z bronią nuklearną. Obecność Tu-160 w odizolowanej bazie bez dróg w Rosji sprawia z kolei, że bombowce trudniej jest zabezpieczyć logistycznie, a jednocześnie łatwiej namierzyć przez siły USA. Dodajmy do tego mniejszą ochronę przeciwlotniczą regionu i… no cóż, nie wygląda to najlepiej.
Czytaj też: Hybryda, której nie będziesz się wstydził. Chiny stworzyły taki… czołg



Musimy pamiętać, że Tu‑160 (polecam: W Rosji stabilnie. Test bombowca Tu-160M to potwierdził) to nie zwykły samolot wojskowy. W praktyce jest to największy i najszybszy naddźwiękowy bombowiec na świecie, a 275 ton maksymalnej masy startowej, prędkość maksymalna 2,05 Mach, zasięg bojowy ~7300 km i możliwość przenoszenia do 12 pocisków manewrujących dalekiego zasięgu, a w tym tych z głowicami jądrowymi, to połączenie, które po prostu budzi respekt. Takie zaawansowanie jest związane zresztą z faktem, że Rosja ma na służbie mniej niż 20 egzemplarzy Tu-160, przez co utrata każdego z nich jest ogromnym ciosem dla rosyjskiego potencjału odstraszania.
Czytaj też: Chcą raz na zawsze zmienić potencjał myśliwców F-35. Wojna już nigdy nie będzie wyglądać tak samo
Dlaczego więc ryzykować rozmieszczenie tak cennych aktywów bliżej najpotężniejszej armii świata, a więc w zasięgu dronów, AWACS-ów i F‑22? Niektórzy analitycy twierdzą, że Rosja wysyła tym ruchem sygnał, że bardziej ceni swoje bombowce niż symbolikę odstraszania nuklearnego. Chroniąc je przed ukraińskimi dronami, Moskwa stawia na krótkoterminowe przetrwanie, a nie globalny zasięg. Pamiętajmy, że lotnisko Ugolny w Anadyrze dysponuje jednym pasem startowym, a na dodatek opiera się wyłącznie na dostawach sezonowych drogą morską i lotniczą, bo w praktyce nie prowadzą do niego żadne drogi, a zimą okoliczne szlaki morskie zamarzają.Efekt? Można uratować bombowiec przed dronami, ale kosztem gotowości operacyjnej i zapasów paliwa.