Koncept Elevated Velocity zadebiutował publicznie podczas tegorocznego Monterey Car Week na The Quail, gdzie zwykle oglądamy samochody, które najpierw mają opowiadać historię, a dopiero potem deklarować liczby. Cadillac mówi przede wszystkim językiem designu, nastroju i funkcji, a nie tabelek z mocą czy zasięgiem. To ważne, bo stawką jest nie tyle jeden model, ile kierunek całej elektrycznej oferty tego producenta.
Czy taki pomysł na luksusowy elektryczny samochód was kupuje?
Podwyższony prześwit i muskularna sylwetka wpisują Elevated Velocity w modę na “użytkowe” elektryki, ale forma nie jest tu przypadkowa. To rasowy 2+2 crossover z przetłoczeniami budującymi optykę długiej maski, krótkiego przedniego zwisu i mocno opadającego dachu. W oczy rzucają się monumentalne drzwi typu gullwing, 24-calowe koła i świetlna sygnatura, która wizualnie poszerza auto. W kabinie dominuje Morello Red, czyli głęboka czerwień łączona z mieszanką faktur: skórą, tkaniną boucle, tłoczonymi ziarnami i przydymionym akrylem. To nie jest estetyka “eko na siłę”, a luksusowa gościnność, która ma iść w parze z funkcjonalnością.
Czytaj też: Volvo ostrzega. Usterka w hamowaniu rekuperacyjnym prowadzi do kłopotów




Zamiast specyfikacji napędu Cadillac pokazuje tryby pracy, które mają zaszczepić w głowie prostą myśl – ten elektryk ma bawić na drodze i nie gubić się poza nią. Dostępny dla kierowcy tryb Terra podnosi zawieszenie do jazdy w terenie, a e-Velocity stroi auto pod dynamiczną jazdę po asfalcie. Do tego dochodzą dwie ciekawostki. Funkcja Sand Vision to pomysł na poprawę widoczności w burzy piaskowej, a Elements Defy to rozwiązanie, które wibrującymi panelami ma strzepywać drobiny kurzu z nadwozia. To brzmi jak zapowiedź technologii na granicy marketingu i inżynierii, ale idealnie wpisuje się w język konceptów, które mają testować granice i badać reakcję publiczności.


Wnętrze tego konceptu to alternacja bodźców i wyciszenia. Po pierwsze, jest tu nacisk wellness, którego konkurenci już nie wyśmiewają. Mamy elementy terapii światłem podczerwonym, zaawansowaną filtrację powietrza i “tryb odnowy”, gdy auto jedzie samo i automatycznie “chowa” wszystkie elementy sterujące, bo oczywiście i autonomii w tym koncepcie nie zabrakło. Po drugie, w kierownicy znalazł się ekran, a część sterowania została przeniesiona na jedną, wielofunkcyjną gałkę.
Czytaj też: Chińczycy rzucają wyzwanie Tesli. IM LS6 EREV przejedzie nawet 1500 km bez ładowania
Elevated Velocity nie pojawił się znikąd. To kontynuacja ubiegłorocznego Opulent Velocity, czyli tej samej opowieści o elektrycznej luksusowej prędkości, tylko teraz opartej na wyższym nadwoziu i większej dzielności w lekkim terenie. Gdy zestawimy oba projekty, widać ewolucję języka stylistycznego i nacisk na modularność doświadczenia. Cadillac jednak i tym razem nie zdradza danych o akumulatorze czy mocy, ale jasno komunikuje, że V-Series ma w świecie prądu żyć dalej i że nie zamyka się na formę SUV-a. Na tym polega przewaga konceptu nad slajdem w PowerPoincie. Jest fizycznym szkicem tego, co może trafić do produkcji w rozcieńczonej formie: układu świateł, detali kabiny, logiki trybów czy samych proporcji nadwozia.


Rynek tylko czeka na takie ruchy. Tesla, BMW, Mercedes i Audi zdążyły ugruntować elektryczne SUV-y, ale prawdziwą presję w off-roadzie robi dziś Rivian. Elevated Velocity szuka innej drogi. To nie waniliowy cross-EV, tylko luksus z wycieczką w stronę aktywnego stylu życia, gdzie klient chce w niedzielę zjechać ze szlaku, a w tygodniu dojechać w ciszy do studia jogi. W tym sensie koncept mógłby rywalizować klimatem z benzynowymi super-SUV-ami klasy Aston Martin DBX, ale bez V8 i z akcentem na oprogramowanie oraz wrażenia. Na razie to estetyka i obietnica, ale dokładnie tak buduje się apetyt na przyszłe Lyriq-i i Optiq-i po liftingu.
Co teraz z Cadillac Elevated Velocity?
Są też granice, których Cadillac nie przekracza. Brak liczb to brak porównań z konkurencją, a rozwiązania typu Elements Defy czy Sand Vision wymagają długiego prototypowania, zanim staną się użytkowe. Z drugiej strony sam fakt, że marka pokazuje tak dopracowaną makietę jeżdżącego laboratorium, sugeruje gotowość do przemycenia części rozwiązań do modeli seryjnych. Tak działa filtr konceptu – odważne drzwi gullwing zostaną w muzeum, ale język oświetlenia, architektura kokpitu czy logika zawieszenia adaptacyjnego potrafią przeniknąć niżej i właśnie o to w tej grze chodzi.

Czytaj też: Test Audi SQ5 – sportowo, komfortowo, ale z dziwnymi wpadkami
Na pytanie postawione na wstępie można więc odpowiedzieć krótko. Tradycyjne marki luksusowe nadążają za rewolucją elektryczną o tyle, o ile potrafią pokazać coś więcej niż literę E w nazwie modelu. Elevated Velocity nie rozwiązuje wszystkich równań, ale jest bardzo klarowną deklaracją, że oto właśnie Cadillac chce połączyć elektryczną kulturę pracy z praktycznością i przygodą, a przy tym nie rezygnować z teatralnego luksusu. Od makiety do produkcji droga bywa wyboista, lecz kierunek jest czytelny i komunikowany publicznie, w świetle kamer, a nie między wierszami raportu kwartalnego.