Dlaczego OpenRock Link 20 to pierwsze takie słuchawki na rynku?
Porównując do czegoś innego nowy model Link 20, nie można nie wspomnieć o poprzednich słuchawkach OpenRock, a więc S oraz X. Testowany sprzęt stanowi bowiem mariaż jednej i drugiej konstrukcji, ale na szczęście nie jest to prosta kopia, a kolejna ewolucja projektu, który ewidentnie dąży do ideału, jeśli idzie zwłaszcza o wszechstronność i komfort użytkowania. Link 20 zaliczają się bowiem do tych słuchawek, które mamy wykorzystywać na co dzień w wielu sytuacjach i przez bardzo długi czas. Dlatego też producent ponownie dopracował swój trójelementowy projekt, obejmujący dwa główne moduły z tworzywa sztucznego, które są połączone 0,6-mm tytanowym drucikiem w płynnym silikonie.



Po przeanalizowaniu 30 prototypów i przeprowadzeniu 500 praktycznych testów, firma OpenRock postawiła na 6,9-stopniowy kąt nachylenia między dwoma modułami. W efekcie moduł główny z przetwornikiem znajduje się tuż nad naszym kanałem słuchowym, drucik w silikonie opiera się na górnej części naszej małżowiny, a zaoblona “pigułka”, w której znalazł się najpewniej przede wszystkim akumulator (62 mAh), opiera się na tylnej części ucha. Deszczem i potem nie musicie się przejmować, a to dzięki certyfikatowi IPX7, a jeśli idzie o jakość wykonania oraz trwałość, trudno mieć do firmy zastrzeżenia, więc ocena wyglądu to już kwestia stricte subiektywna. W skrócie więc? Nie są to kolejne typowe słuchawki, a jeśli obawiacie się o ergonomię, to mam w tej kwestii dobrą i złą wiadomość.
Czytaj też: Recenzja Shokz OpenFit 2+. Nie tylko do biegania

Dobra jest taka, że wypadają w tej kwestii lepiej od flagowego modelu OpenRock X o wadze 12 gramów (jedna słuchawka), ale nie tak dobrze, jak model S, którego to słuchawki ważą po około 7 gramów. Bierze się to z wagi i wielkości, bo OpenRock Link 20 są nieco większe od S, a przy tym cięższe o około 2 gramy. To z pozoru nic wielkiego, ale w perspektywie kilku godzin użytkowania różnica jest już zauważalna i obecność słuchawek zaczyna się już po prostu czuć. Zwłaszcza jeśli przymocujecie do jednej ze słuchawek mikrofon, dorzucający kolejne 1,7 grama, a jeśli już przy nim jesteśmy, to czas zainteresować się właśnie unikalnością OpenRock Link 20.



Czy kojarzycie jakiekolwiek słuchawki tego typu, w których znalazłby się demontowalny mikrofon na pałąku? Nie? Nic dziwnego, bo Link 20 przecierają tym szlaki, stawiając nie tylko na tradycyjne mikrofony wbudowane wewnątrz słuchawek, ale też na specjalne złącze magnetyczne, do którego po prostu doczepiamy mikrofon (certyfikat IP55) obecny w etui. Wszystko działa automatycznie, nie powoduje żadnych przesterów w chwili połączenia i wedle producenta ma wytrzymać w tym stanie aż trzy lata przy codziennym kilkunastokrotnym odczepianiu i doczepianiu.



Jeśli z kolei idzie o samo etui, to nie oczekujcie małego pudełeczka na typowe pchełki. “Pudełeczko” na Link 20 ma w sobie 450 mAh akumulator, waży 58 gramów, mierzy 10 × 5 × 2,7 cm i przyjmuje formę spłaszczonej pigułki. Z zewnątrz wyróżnia się tylko nazwą producenta w kolorze różowego złota na wieczku, diodą informującą o poziomie naładowania na przedniej krawędzi oraz obecnym na tylnej krawędzi portem USB-C do ładowania i przyciskiem funkcyjnym, którego zastosowanie zdradza instrukcja. W środku nie znajdziemy niczego poza wykończonym na błysk plastikiem i magnetycznymi otworami na słuchawki oraz mikrofon.



Jak więc zachowuje się sprzęt na co dzień? Dosyć tradycyjnie, bo po otworzeniu etui słuchawki od razu parują się ze sprzętem, więc wyciągamy je z niego już sparowane. Z kolei po włożeniu słuchawek to etui odtwarzanie nie jest zatrzymywane, bo słuchawki ciągle utrzymują połączenie, ładują się z etui, ale sam dźwięk już nie wybrzmiewa. Dopiero zamknięcie wieczka powoduje rozłączenie się słuchawek. Muszę też wspomnieć, że choć typowe słuchawki na Bluetooth w przypadku mojego peceta sprawiają, że powiadomienie na telefonie blokuje mi odtwarzanie muzyki i wymusza jej wznowienie, to OpenRock Link 20 obejmują tylko chwilowe ściszenie utworów.
Aplikacja OpenRock dla Link 20
Producent zapewnia wsparcie Link 20 w ramach oprogramowania dostępnego do pobrania na urządzenia z Androidem oraz iOS-em. Oferowana aplikacja gwarantuje dostęp zarówno do podstawowych funkcji, jak i tych rzadziej spotykanych. Poza podejrzeniem poziomu naładowania akumulatorów, zbalansowaniem poziomu głośności między słuchawkami, dostosowaniem brzmienia czy gestów związanych z przyciskiem obecnym na obu słuchawkach, możemy też ustawić poziom głośności komunikatów głosowych (tylko w języku chińskim i angielskim), a do tego skonfigurować automatyczne wyłączanie czy przypominanie o zbyt długim noszeniu słuchawek.











Interesujące jest też ograniczenie maksymalnej głośności w trosce o nasze zdrowie oraz możliwość włączenia dźwięku przestrzennego, który to “otwiera” brzmienie kosztem jego jakości i przejrzystości. Naturalnie nie zabrakło również opcji aktualizacji oprogramowania wewnętrznego samych słuchawek (firmware), a jako że cała aplikacja działa w pełni sprawnie i jest intuicyjna, to nie można na nią narzekać.



Wytrzymałość OpenRock Link 20 na akumulatorze
Producent chwali się, że Link 20 na jednym tylko ładowaniu wytrzymają do 52 godzin, ale naturalnie z etui, bo same słuchawki radzą sobie z “typową dniówką” rzędu 8 godzin. Praktyczny test wypadł znacznie lepiej, bo na 40-procentowym poziomie głośności Link 20 wytrzymywały mi około 11-12 godzin ciągłego użytkowania, choć naturalnie w tym okienku czasowym zdarzały się krótkie momenty, w których muzyka przestawała rozbrzmiewać. Z mikrofonem czas ten spada do 7-8 godzin, więc narzekać ewidentnie nie ma na co. Zwłaszcza że 5-minutowe ładowanie przekłada się na około godzinną wytrzymałość, więc byle przerwa to okazja do podbicia naładowania na kolejne godziny.

Sam proces ładowania przebiega szybko i nie drenuje aż tak akumulatora w etui, bo przykładowo słuchawki rozładowane do 66% raz naładowały się do 100% kosztem 18 procent naładowania etui, a za drugim razem w ciągu 35 minut podbiły nasycenie energią z prawie 0% do 62%, pożerając około 28% etui. W skrócie więc – nie macie się czego bać, jeśli idzie stricte o wytrzymałość na jednym ładowaniu, ale musicie uważać przy zdejmowaniu słuchawek, bo nie wykrywają one ściągnięcia i założenia, aby wstrzymywać lub wznawiać odtwarzanie. W takich sytuacjach w sukurs przychodzi jednak przycisk na obu słuchawkach, który odpowiada za m.in. zarządzanie playlistą.

Jeśli z kolei idzie o ładowanie od kompletnego wyczerpania, to 15 minut zapewniają około 50% naładowanie obu słuchawek i 16% etui. Pół godziny podbija te wartości do odpowiedniu 65% i 20%, a po godzinie mamy już w pełni nałądowane słuchawki i 30% naładowania etui.
Jak brzmią OpenRock Link 20?
O jakość brzmienia Link 20 dba 12-mm przetwornik o mocy do 30 mW, który trafił do specjalnej komory z sześciowarstwową magnetyczną powłoką kompozytową i rozbrzmiewa za pośrednictwem kodeka AAC, SBC lub bezstratnego LDAC. Stabilność i jakość sygnału zapewnia z kolei Bluetooth 6.0 wspierający jednoczesne połączenie z dwoma urządzeniami (również tymi o starszym protokole Bluetooth). Na poziom głośności i połączenie nie można więc narzekać, więc jak to jest z tym, co najważniejsze, czyli z jakością dźwięku?
Czytaj też: Test Xiaomi REDMI Pad 2 Pro – udany tablet w bardzo dobrej cenie

Regularne testowanie przeróżnych słuchawek przy braku wewnętrznej “fiksacji na brzmieniu” doprowadza do momentu, w którym uznaje się, że nic z sensownej półki cenowej nie “gra źle”, a po prostu gra na tyle inaczej od modelu wykorzystywanego na co dzień, że musimy się do tego brzmienia przyzwyczaić. Kilka minut, a może kilka godzin – tyle wystarcza, aby przestawić się na inny charakter brzmienia i nie inaczej jest z OpenRock Link 20. Piszę te słowa po kilku dniach codziennego wykorzystywania tych słuchawek do rozmawiania, słuchania muzyki i podcastów, a przez ten czas nie zdarzył się choćby jeden moment, przez który skrzywiłbym się ze względu na dziwnie niską jakość dźwięku. Innymi słowy, jest dobrze, ale co dzieje się, kiedy ściągamy Link 20 z uszu i wymieniamy na model nauszny lub dokanałowy z podobnej półki cenowej?

Naturalnie różnicę słychać od razu. Link 20 nie dorównuje jakością basu modelom o zamkniętej konstrukcji i szczegółowością również nie zachwyca, ale “gra” po prostu dobrze. Nie jest to oczywiście tak niski poziom, przy którym np. muzyki się nie tyle “słucha”, ile po prostu “słyszy”, ale pamiętajmy, że forma tych słuchawek po prostu “przykłada nam” głośniki bardzo blisko kanału słuchowego. Ma to swoje konsekwencje, ale wbrew pozorom, szybko przyzwyczaicie się do tego, że coś po prostu “gra blisko uszu”, pozostawiając je otwartymi na dźwięki z otoczenia. Jeśli jednak szukacie czegoś, co od otoczenia was znacznie lepiej “odetnie”, to tutaj tego nie znajdziecie i nie jest to w żadnym razie wada OpenRock Link 20, a po prostu cecha.
Test jakości mikrofonów OpenRock Link 20
O jakość naszego głosu dbają cztery wbudowane mikrofony MEMS i ewentualnie jeden kierunkowy (ECM), o ile go doczepicie do słuchawek i tym samym automatycznie przejdziecie z ustawionego trybu equalizera do tego skupiającego się na podbijaniu głosu innych rozmówców. Nie zabrakło też obsługi walki z hałasem otoczenia z udziałem sztucznej inteligencji, ale w dzisiejszych czasach to już standard. Jak więc Link 20 sprawdzają się w praktyce?




Najpierw posłuchajcie, jak te słuchawki radzą sobie podczas rozmowy bez dołączonego mikrofonu…
… aby mieć dobre porównanie tego, jak wiele zmienia doczepiony mikrofon.
Wnioski? Te zapewne wyciągnęliście już sami, wsłuchując się w nagrania, które po publikacji tego testu skomentował na nasze życzenie sam producent:
Odłączany mikrofon na wysięgniku jest przeznaczony do rozmów w hałaśliwym otoczeniu. Nieznacznie zmniejsza jasność głosu, ale zapewnia lepszą redukcję szumów, gwarantując wyraźną komunikację nawet przy hałasie w tle. Wbudowane mikrofony zachowują jakość głosu w cichszym otoczeniu, ale oferują mniejszą redukcję szumów.
Test OpenRock Link 20 – podsumowanie
OpenRock Link 20 to najbardziej wielozadaniowe słuchawki w portfolio marki – wygodne przez bardzo długie godziny, odporne na deszcz i pot, wytrzymujące ogrom czasu na jednym ładowaniu, współpracujące z sensowną aplikacją oraz pracujące na stabilnym połączeniu. Taki oto zestaw cech sprawia, że Link 20 realnie wspierają scenariusz, w którym korzystacie ze słuchawek podczas pracy i poza nią.
Czytaj też: Recenzja iPhone Air. Rewolucja i technologiczny statement Apple

Otwarta konstrukcja zostawia uszy “w kontakcie” z otoczeniem, a dopracowany projekt sprawia, że już po kilku dniach można się do nich przyzwyczaić. Największe zaskoczenie? Wspomniany długi czas pracy na jednym ładowaniu, co jest zresztą dodatkowo uzupełniane szybkim doładowywaniem z etui. Brzmienie tych słuchawek wprawdzie nie zachwyca, ale też nie zniechęca, a wynika to z samej idei bardzo wygodnej konstrukcji open-ear.
Najbardziej zaskakujący wniosek dotyczy mikrofonu na pałąku (posłuchajcie sami na nagraniu powyżej). W praktyce ten dodatkowy, doczepiany mikrofon wypada gorzej niż cztery inne wbudowane mikrofony w samych słuchawkach, kiedy znajdujecie się w cichym pomieszczeniu i nieco lepiej, kiedy wokół zrobi się głośniej. Innymi słowy, unikalny dodatek nie jest koniecznością i lepiej zdać się na zestaw czterech “tradycyjnych” mikrofonów MEMS, kiedy hałas otoczenia nie jest zbyt wielki. Szkoda, bo liczyłem na to, że nie będę musiał się zastanawiać nad wyborem “rodzaju mikrofonu” zależnie od tego, co dzieje się wokół mnie. Zwłaszcza w słuchawkach, które nie są tanie, bo mają kosztować całe 149,99 dolarów w sprzedaży detalicznej.