Nowi pogromcy czołgów zmienią wojnę, a wyglądają, jak sprzęt rodem z Battlefielda 6

Gdy suma mikroakcji w roju robotów staje się szybsza niż cykl decyzyjny człowieka, a cena pojedynczej platformy spada poniżej kosztu przeciętnego pocisku przeciwpancernego, tradycyjna logika przewagi pancernej zaczyna się kruszyć. Nowa broń o nazwie FireAnt nie obiecuje spektakularnych eksplozji, ale zamiast tego oferuje coś gorszego dla obrońcy, bo monotonne, powtarzalne i skalowalne ryzyko, które można zwielokrotnić jednym kliknięciem.
...

Wygląda na to, że współczesne pole walki przechodzi prawdziwą transformację. Dotychczasowe koncepcje militarne, oparte na potężnych i kosztownych maszynach, mogą wkrótce stanąć w obliczu zupełnie nowego wyzwania. Nie chodzi tym razem o kolejną generację superpocisków, ale o coś znacznie mniejszego, tańszego i działającego w zorganizowanych grupach. Firma Swarmbotics AI zaprezentowała właśnie autonomiczny pojazd naziemny FireAnt, który został zaprojektowany specjalnie do neutralizacji celów opancerzonych. Co czyni ten system wyjątkowym? Przede wszystkim zdolność do koordynowania działań dziesiątek, a nawet setek jednostek przez jednego operatora. Takie podejście może radykalnie zmienić dotychczasowe wyobrażenia o walce przeciwpancernej.

Pancerny mur nie wytrzyma roju mrówek. FireAnt przytłoczą i wysadzą każdy czołg

FireAnt to modułowy bezzałogowy pojazd naziemny stworzony specjalnie do atakowania celów opancerzonych przy użyciu wymiennych ładunków bojowych, które można szybko montować w warunkach polowych. Pojazd został skonstruowany z myślą o ekstremalnych warunkach bojowych, a certyfikat IP67 gwarantuje ochronę przed pyłem i wodą, a sama konstrukcja jest odporna na wysokie temperatury, intensywne wibracje i silne wstrząsy. Te parametry mają kluczowe znaczenie, ponieważ robot musi funkcjonować w środowisku, gdzie eksplozje i trudne warunki są normą.

Czytaj też: Mobilna forteca przeciwlotnicza dołącza do chińskich sił zbrojnych. HQ-13 wymknął się spod kontroli w Afryce

Architektura FireAnt opiera się na modułowości, co pozwala na szybką wymianę ładunków bojowych bezpośrednio w terenie. Jego system integruje się ze standardowymi platformami robotycznymi takimi jak ROS 2 i JAUS, co umożliwia armiom adaptację pojazdów do różnych misji – od niszczenia czołgów przez prowadzenie rozpoznania po funkcjonowanie jako węzły przekaźnikowe. Kluczową cechą jest z kolei autonomia roju, bo poszczególne jednostki komunikują się między sobą, wymieniają dane w czasie rzeczywistym i koordynują działania bez ciągłego nadzoru człowieka.

Swarmbotics AI podkreśla, że ich system znacząco przyspiesza procesy decyzyjne dzięki realizacji zadań w czasie rzeczywistym i nieprzerwanej wymianie informacji między jednostkami. W praktyce oznacza to, że rój robotów potrafi samodzielnie identyfikować cele, dzielić się informacjami o ich lokalizacji i koordynować atak w czasie krótszym niż potrzebowałaby na to tradycyjna jednostka wojskowa. Firma nie skupia się jednocześnie na samym zwalczaniu pojazdów opancerzonych, bo oferuje również warianty FireAnt przeznaczone do innych zadań, a w tym rozpoznania terenu, mapowania czy działania jako węzły przekaźnikowe. To pokazuje, że firma myśli o szerszym ekosystemie robotów bojowych, nie ograniczając się wyłącznie do funkcji stricte ofensywnych.

Ekonomiczna przewaga może zrewolucjonizować pole walki

Najbardziej przekonującym argumentem za systemem FireAnt może okazać się jego ekonomiczna strona. Tradycyjne pociski przeciwpancerne takie jak Javelin kosztują dziesiątki tysięcy dolarów za sztukę, podczas gdy ciężkie systemy artyleryjskie wymagają inwestycji rzędu milionów, a sama amunicja (zwłaszcza ta precyzyjna) do tanich nie należy. Masowa produkcja prostszych robotów pozwala natomiast radykalnie obniżyć koszty jednostkowe związane z misjami przeciwpancernymi. Taka zmiana fundamentalnie przekształca militarne kalkulacje, bo w grę wchodzi wysyłanie tanich (wedle zapewnień firmy) robotów wielokrotnego użytku do zwalczania czołgów, których koszty zakupu idą w grube miliony złotych i których trafienie na front wymagało wielkiego przedsięwzięcia logistycznego.

Czytaj też: Tani jak Shahed, zabójczy jak pocisk manewrujący. Chiński Feilong-300D może wywrócić światowy porządek

Konwencjonalne systemy obronne są projektowane z myślą o pojedynczych celach, bo pociskach czy samolotach. Dlatego też radzenie sobie z setkami małych, skoordynowanych zagrożeń stanowi zupełnie nowe wyzwanie. Nie znaczy to, że FireAnt jest i zawsze będzie odpowiedzią na wszystko, a to zwłaszcza w dłuższej perspektywie. Już bowiem dziś firmy wojskowe rozwijają aktywne systemy ochrony z trybami dedykowanymi do zwalczania rojów, punktowego zagłuszania połączonego z wabikami radiowymi, niskokosztowe zapory kinetyczne na osi najazdu, sieci sensorów naziemnych wykrywające wibracje oraz broń krótkiego zasięgu o wysokiej szybkostrzelności. Rzecz w tym, że każde z tych rozwiązań kosztuje i wymaga dyscypliny logistycznej, a rój zawsze można zmienić. Dlatego też zwłaszcza dziś kluczowe stanie się łączenie warstw obrony z automatyzacją decyzji. Jeśli człowiek ma ręcznie wskazywać każdy cel, przegra z maszyną, która generuje dziesiątki problemów na minutę.

Czytaj też: Rheinmetall i MBDA tworzą potężny system obronny. Niemcy dołączają do światowej czołówki z nową bronią

Najbardziej niedoceniany obszar to z kolei samo szkolenie. Rój nie zadziała dobrze bez operatorów rozumiejących dynamikę manewru, priorytety celów i limity algorytmów. To nie jest byle gra na joysticku, a wymagające zarządzanie całą masą systemów, które wręcz przypomina zaawansowane gry RTS (Real-Time Strategy) pokroju Warcrafta czy StarCrafta. Kto pierwszy zbuduje realistyczne symulatory rojów i wpuści do nich całe bataliony, ten skróci krzywą nauki i ograniczy niepotrzebne straty w realu, windując skuteczność dobrze zarządzanych dronów w kosmos. Drugi filar to procedury prawne. Zdolność prowadzenia półautonomicznych uderzeń na gęsto zaludnionym terenie wymaga bardzo precyzyjnych reguł użycia i transparentności łańcucha dowodzenia. Brak tych reguł bywa ważniejszą barierą niż jakikolwiek parametr techniczny.

Nowa era wojskowości wymaga przemyślenia dotychczasowych strategii

FireAnt wpisuje się w szerszy trend militarny obserwowany na całym świecie. Armie różnych państw eksperymentują z tanimi, masowo produkowanymi systemami bezzałogowymi. Konflikt w Ukrainie wyraźnie pokazał, jak skuteczne mogą być niedrogie drony (zarówno powietrzne, jak i naziemne) w konfrontacji z konwencjonalnymi siłami zbrojnymi. Samo pojawienie się autonomicznych rojów zmusza strategów wojskowych do gruntownego przemyślenia dotychczasowych doktryn. Jak skutecznie bronić się przed dziesiątkami małych robotów atakujących jednocześnie z różnych kierunków? W jaki sposób wykrywać i neutralizować zagrożenia, które są zbyt małe dla tradycyjnych systemów radarowych, a zbyt liczne dla pojedynczych operatorów? To pytania, na które współczesne armie dopiero poszukują odpowiedzi.

Zdjęcie poglądowe

FireAnt może zapoczątkować nowy rozdział w wojskowości, bo erę, w której przewagę zapewnia nie samo posiadanie najdroższego sprzętu, ale umiejętność koordynowania setek tanich, autonomicznych jednostek. Dla producentów tradycyjnych czołgów i pojazdów opancerzonych taka wizja przyszłości nie napawa optymizmem, choć trzeba przyznać, że jednocześnie otwiera zupełnie nowe możliwości taktyczne i sposobności ulepszania kilkudziesięciotonowych potworów. Historia wojskowości zna jednak wiele przykładów rewolucyjnych technologii, które w praktyce okazywały się mniej skuteczne niż pierwotnie zakładano. Prawdziwym testem dla FireAnt będzie nie demonstracja możliwości, ale sprawdzenie w rzeczywistych warunkach bojowych, gdzie czynniki takie jak zakłócenia elektroniczne czy niesprzyjające warunki atmosferyczne mogą znacząco wpłynąć na skuteczność systemu. Chiny niedawno wykazały, że to arcyważne.