Fabuła – to znowu Grecja, ale jakby piękniesza
Akcja gry rozgrywa się w starożytnej Grecji, która stanęła w obliczu katastrofy. Bogini Zemsty, Nemezis, oszalała i zaczęła karać wszystkich – zarówno winnych, jak i niewinnych. Jej gniew jest tak wielki, że zaburzyła samą strukturę rzeczywistości i nici przeznaczenia, co jest wyraźnie pokazane na zwiastunach.

W odpowiedzi na chaos, bogowie olimpijscy, którzy rządzili światem, porzucili swoje domeny. Wcielamy się w nowego herosa, wezwanego przez jedną z ostatnich kapłanek, aby powstrzymać chaos. Teoretycznie naszym zadaniem jest dotrzeć na Olimp. A ponieważ to hack’n’slash, droga jest kręta, powtarzalna i usiana wyzwaniami, gdyż Nemezis wykorzystuje swoją moc, aby nam w tym przeszkodzić. W skrócie, gracz musi zmierzyć się z hordami mitycznych stworzeń, przywrócić ład i pokonać samą boginię, aby udowodnić, że przeznaczenie nie jest z góry ustalone – easy.
Czytaj też: Recenzja Mafia: The Old Country – jak duża jest zawartość Mafii w Mafii?
Rozgrywka – na jak wiele sposobów można ubić

Zacznijmy od systemu klas, który był znakiem rozpoznawczym pierwszej części. W drugiej części nadal jest sercem rozwoju bohatera, a na duży plus trzeba zwrócić uwagę, że jest bardzo rozbudowany i elastyczny, co pozwala na tworzenie naprawdę unikalnych kombinacji. Na razie mamy do ogrania cztery rodzaje: Earth, Storm, Rogue i Warfare, z których i tak dwie zostaną do nas przypisane w trakcie rozgrywki, a ich rozwój z pewnością nas zaangażuje.
Każda z klas ma dwa mniejsze drzewka, podzielone na umiejętności aktywne i pasywne. Co najlepsze, na każdym kolejnym poziomie rozwijamy umiejętności pasywne, aktywne i podbijamy poziom klasy. Miłym dodatkiem, w moim odczuciu, jest możliwość dodawania ulepszeń do umiejętności co jakiś kluczowy punkt rozwoju. Podam przykład: kiedy odblokujemy pasywną umiejętność łuku na 4. i 8. poziomie, zyskujemy szybsze strzelanie i większe obrażenia. Do tego możemy dołożyć kolejne wzmocnienia, na przykład zwiększające przebicie pancerza. Podobnie jest z umiejętnościami aktywnymi, które są kluczowe w walce. Moim zdaniem bardzo dobrym rozwiązaniem jest podział punktów na te pasywne, osobno aktywne i klasowe. Ułatwia to podejmowanie decyzji podczas levelowania, dzięki czemu nie tracimy czasu i szybko wracamy do gry.

Następny jest system walki, który nie różni się zbytnio od tego, którego możecie znać z wielu innych gier hack’n’slash. Trzeba jednak przyznać, że gdy gracz zrozumie i zastosuje umiejętności aktywne, gra wydaje się bardziej przemyślana niż typowe stanie w miejscu, bezmyślne używanie umiejętności i szybkie wciskanie eliksirów. W grze dostępne są klasyczne bronie starożytności, takie jak łuki, włócznie, miecze, tarcze, topory i maczugi. Mniej pasującym do tego świata elementem są kostury magii; brakuje tylko procy. Sama walka, z wykorzystaniem wspomnianego sprzętu, nie różni się zbytnio od tej w innych popularnych tytułach.
Czytaj też: Recenzja Super Mario Party Jamboree + Jamboree TV. To wciąż najlepsza możliwa impreza!
Kolejnym popularnym elementem gier hack’n’slash są skrzynki (nasz Loot), jest to ciekawy temat i jak zauważyłem bardzo subiektywny. Pamiętam, że w pierwszej części ilość przedmiotów wypadających ze stworów i skrzyń była podobna do tego, co widzę w kontynuacji. Jednak jakość (epickość poziomu sprzętu) wydaje mi się nieco bardziej skąpa. Spotkałem się jednak z opiniami, że w tej grze jest zbyt duży wysyp sprzętu, z czym stanowczo się nie zgadzam. Zbyt duży loot był w Torchlight II – było go tam tak dużo, że czasem, zamiast trafić przeciwnika, podnosiłem jakiś bezużyteczny przedmiot.

Podsumowując, twórcom udało się stworzyć grę, która jest podobna do poprzedniej części, ale jednocześnie ma w sobie coś oryginalnego, szczególnie w kwestii rozwoju postaci opartego na drzewkach umiejętności. Pozostałe elementy, takie jak walka i zbieranie łupów, pozostały zbliżone. Jest jednak jedna istotna zmiana – tempo rozgrywki. W nowej odsłonie widać mniejsze grupy przeciwników, ale za to o lepszej jakości i wytrzymałości. Dzięki temu rozgrywka wydaje się wolniejsza, a co za tym idzie – bardziej przemyślana. Osobiście bardzo mi się to podoba, ponieważ brakuje tego typu podejścia w grach tego gatunku.
Czytaj też: Recenzja Elden Ring Nightreign – Czy to nadal są Soulsy?
Grafika i muzyka – polecam w zimne dni, bo ten obraz gry ogrzewa

Twórcy już od samego początku zwracali uwagę na mocny nacisk, jaki kładą na oprawę wizualną. Wielokrotnie podkreślali w wywiadach i dziennikach deweloperskich, że świadomie odeszli od fotorealizmu, aby stworzyć styl bardziej zbliżony do antycznej sztuki, rzeźb i obrazów z epoki. Twórcy chcą, aby świat wyglądał jak żywa ilustracja, a nie tylko jak zbiór realistycznych tekstur, z czym się zgadzam.
Świat jest więc naprawdę piękny, a nawet przy niektórych kadrach, gdy wejdziemy na jakiś klif i kamera kieruje się w tył podkreślając nam jak piękny widok stworzyło studio, można nawet stwierdzić, że jest dopracowany. Serio, złego słowa nie mogę napisać o tych widokach a jeśli ktoś czytał moje poprzednie recenzje to wie, że lubię dopracowanie graficzne. W moim odczuciu jest na tyle dobre, że zwyczajnie robi mi się ciepło i mam wrażenie jak bym był za granicą w ciepłych krajach. Sama postać jednak jest średnia w designie i widać, że twórcy uznali “jeśli widać ją z dołu to nie musi wyglądać dobrze”, z czym się zgadzam, choć wielu uwielbia kreatory postaci.

Jest jednak jeden minus – projekty przeciwników. Nie są złe, choć mam wrażenie, że w kwestii przeciwników twórcy sobie odpuścili, ponieważ ich liczba jest uboga. Oczywiście skupiam się tu głównie na podstawowych przeciwnikach. Mamy kraby, wilki, węże, ptaki i dziki, a po stronie humanoidalnej – ryboludzi, harpie, szkielety i samych ludzi. W porównaniu do poprzedniej odsłony wypada to blado. Można to jednak zrzucić na karb wczesnego dostępu, co jest mocno zauważalne, ale o tym później.
Czytaj też: Recenzja Donkey Kong Bananza. Bananowa rozwałka, w której się zakochacie
Wygląd przeciwników jest na dobrym, a nawet bardzo dobrym poziomie, który z pewnością przykuwałby oko, gdyby nie potrzeba ich szybkiej dekapitacji, tak jak w przypadku pięknych widoków. Zanim jednak przejdę do muzyki, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Od razu widać, że twórcy położyli nacisk na stronę wizualną, nadając grze bardzo charakterystyczny kierunek. Nie jest to typowy, szybki i efektowny hack’n’slash, lecz coś, co zadowoli estetyczne zmysły gracza. Pojawia się jednak pytanie, czy ten styl pomoże grze osiągnąć tak mocną pozycję, jak jej poprzedniczce? Sądzę, że nie, ale mam nadzieję, że się mylę, bo gra jest naprawdę piękna.

Muzyka jest na dobrym poziomie – nie jest wybitna, ale wpada w ucho i idealnie pasuje do klimatu. Sądzę, że może trafić na wiele playlist jako coś, co wyróżnia się i buduje klimat. Jednak w porównaniu z oprawą graficzną wypada słabo. Muzyka jest dobra, ale epicki wygląd gry odwraca od niej uwagę. Mam nadzieję, że dodadzą jeszcze parę dobrych kawałków, ale nie sądzę, ponieważ na tym etapie gry muzyki już się raczej nie zmienia.
Lokalizacja – duży minus, czy mała wada?
Choć seria Titan Quest ma w Polsce liczne grono fanów, to niestety wersja we wczesnym dostępie jest dostępna wyłącznie w języku angielskim. Mimo że istnieją pewne przesłanki i nadzieje na spolszczenie, twórcy nadal nie potwierdzili, czy gra otrzyma polską wersję językową. THQ Nordic często dodaje do swoich gier polskie napisy, jednak nie ma żadnego oficjalnego potwierdzenia, że tak będzie również po wyjściu z wczesnego dostępu.
Nie gram w gry w języku angielskim, poza nielicznymi wyjątkami. Zazwyczaj dzieje się tak w przypadku prostych, lekkich tytułów, które nie wymagają dobrego zrozumienia języka. Są oczywiście tacy, którym to nie przeszkadza, jednak mi psuje to zabawę. Tym razem podjąłem się tego wyzwania, ponieważ gry typu hack’n’slash nie wymagają biegłej znajomości języka obcego. Dodatkowo, sentyment do pierwszej części również zaważył na mojej decyzji.

Czytaj też: Recenzja Mario Kart World. Forza Horizon w uniwersum Nintendo
Gra nie męczyła mnie zbytnio tłumaczeniem, a każdy, kto zna język angielski, powinien nawet tego nie odczuć. Jeśli jednak, tak jak ja, cenisz sobie język polski w grach i obcy język psuje Ci immersję, odradzam zakup. W grze jest sporo treści do czytania, a umiejętności wymagają minimalnej znajomości języka, chociaż gra nie stanowi wielkiego wyzwania – grałem na poziomie normalnym.
Podsumowanie
Grało mi się świetnie i zostałem wciągnięty do Grecji na wiele godzin bez przerwy, jednak sądzę, że może to być głównie spowodowane oprawą wizualną. Oczywiście nie jest to jedyna, dobrze zrobiona cześć, ponieważ i hybrydowe drzewko rozwoju zasługuje na ciepłe słowa, jednak klimat wczesnego dostępu czuć w tej grze bardzo mocno.
W produkcji jest masa błędów, od zacinających się przeciwników po mój najbardziej znienawidzony portal, który sami wytwarzamy. Chodzi o to że gdy już wciśniemy “L” na klawiaturze i pojawi się portal, a potem musimy się długo naklikać aż w końcu system gry załapie, mnie to najbardziej frustrowało. To jest akurat błąd, który można w przyszłości naprawić. Mniejszym problemem, który czasem mi przeszkadzał, była spora dowolność poruszania się po mapie. Oczywiście, każdy lubi swobodę, ale czasami można było wejść w obszary ze znacznie silniejszymi przeciwnikami. To może się nawet niektórym podobać, jednak później musimy czyścić dla pobocznego zadania obszar z dużo słabszymi przeciwnikami, którzy padają na jeden cios, co staje się nudne. Przydałoby się, aby na mapie były widoczne poziomy przeciwników w danych regionach.

Czytaj też: Recenzja Death Stranding 2: On the Beach. Hideo Kojima znów zaserwował prawdziwe dzieło sztuki
Gra, pomimo piękna, wydaje się odrobinę uboga i do tego całego pięknego otoczenia z muzyką wielu może zdecydowanie szybciej niż w innych grach typu hack’n’slash się zanudzić i odejść. W ten oto sposób przechodzimy do ceny, bo co by złego nie pisać gra nie jest zła, ale jak zawsze wszystko rozbija się o pieniądze w portfelu.
Aktualnie na platformie Steam gra kosztuje 138,99 złotych, co moim zdaniem jest na razie zbyt wygórowaną ceną. Zastanowiłbym się nad zakupem, gdyby cena spadła do 100 złotych, dlatego proponuję wypatrywać promocji. Oczywiście można również obserwować rozwój gry, śledząc jej aktualizacje. Jeśli to jest poważne studio, któremu zależy na sukcesie – a pamiętajmy, że stworzyli oni SpellForce 3 – to możliwe, że za rok będzie to dużo lepszy tytuł do ogrania.

Jeśli przemawia przez was nostalgia, to i tak kupicie tę grę, a nie będzie to zły zakup, bo faktycznie przywraca ona wspomnienia z pierwszej części i wzbogaca je. Jeśli jednak jesteście smakoszem gier tego gatunku, odradzam zakup do momentu, w którym pojawi się lepsza promocja lub twórcy dopracują szczegóły i poziomy.