Recenzja Mafia: The Old Country – jak duża jest zawartość Mafii w Mafii?

Mafia: The Old Country to pod wieloma względami gra jednocześnie inna i podobna do poprzednich części serii. Z tego powodu może mieć jednocześnie wielu przeciwników, jak i zwolenników. Jeśli nie wiecie co mam na myśli, to…. trochę mnie to nie dziwi i już zabieram się za wyjaśnienia.
Recenzja Mafia: The Old Country – jak duża jest zawartość Mafii w Mafii?

Mafia: The Old Country to historia o… miłości. Z mafijnymi rozgrywkami w tle

Jakie elementy, powinna zwierać gra z serii Mafia? Według mnie, jest kilka stałych punktów:

  • Hostoria – od zera do ważnego ogniwa mafijnego świata.
  • Śmierć postaci bliskiej naszemu bohaterowi. Najlepiej bolesna dla oglądającego ją gracza.
  • Wątek miłosny, najlepiej żeby to była miłość zakazana jak w Romeo i Julii.
  • Nieoczekiwana zdrada w kręgu osób najbliższych naszemu bohaterowi.
  • Gęsta i wciągająca fabuła.
  • Przeplatanie się postaci z innych części serii.
  • Wyważona i zróżnicowana rozgrywka – skradanie, strzelanie, pościgi.
  • Dobra, ale nie topowa grafika.

Z takimi rzeczami kojarzą mi się gry z serii Mafia, a konkretnie jej pierwsza i druga odsłona. Mafia III, choć z fajnym klimatem i niezłą fabułą to gra, którą kompletnie wyparłem z pamięci. Twórcy przesadzili z otwartym światem i bardzo nudną, powtarzalną rozgrywką, która momentami skręcała w kierunku dziwnego tower defense.

Pod względem fabuły Mafia: The Old Country wypełnia znaczną część wymienionych przeze mnie punktów. Rozgrywkę zaczynamy jako kompletnie nikt. Enzo jest niewolnikiem w kopalni na Sycylii na początku XX wieku, z której udaje mu się uciec, a następnie zostaje uratowany przez bossa jednej z dwóch głównych rodzin władających wyspą. Bo pamiętajcie, że rodziny w Mafii są jak Sithowie – zawsze dwie. Wraz z postępem rozgrywki pniemy się w hierarchii, zdobywając zaufanie szefa oraz reputację w otoczeniu, ostatecznie wstępując na łono rodziny. Sama fabuła wciąga, ale o niej powiemy sobie więcej za chwilę, przechodząc do tego, jak wygląda rozgrywka.

Śmierć bliskiej osoby występuje dwukrotnie. Pierwsza ma miejsce już w pierwszej godzinie rozgrywki, ale w zasadzie nie ma ona znaczenia dla fabuły. Druga następuje dopiero pod sam koniec rozgrywki i jest jednym z punktów kulminacyjnych, ale nie jest to tak widowiskowa, jak w przypadku śmierci Henry’ego Tomassino w Mafii II. Niemniej boli, bo jest to osoba, do której można zapałać sympatią w trakcie rozgrywki.

Ładny tek Kraków…

W grze brakuje klasycznego wątku zdrady. Jakiegoś kreta, który rozsadza rodzinę od środka. Zdradzona zostaje nasza mafijna rodzina, ale nie w sposób, jaki znamy z wcześniejszych odsłon serii. Zdradzony zostaje też nasz bohater w kluczowym momencie historii, ale czy jest to zdrada zaskakująca? Niektórzy mogą się jej spodziewać. Jest też trzecia zdrada, bardzo ważna, choć zupełnie niespodziewana, bo zdrajcą będzie ksiądz.

Są za to postaci z innych części, a jednym z głównych bohaterów jest znany z Mafii II sympatyczny, siwy pan, którego Vito poznaje w więzieniu. Tutaj jest znacznie młodszy, ale podobnie jak w poprzedniej odsłonie serii, też wzbudza sympatię i jest postacią pozytywną na tyle, na ile możemy o takiej mówić w kontekście członka mafii.

Kieruj się na południe

Wątek miłosny w Mafia: The Old Country jest istotny. Jest to miłość zakazana i może zróbmy to bez spoilerów – nasz bohater zakochuje się, z wzajemnością w osobie, w której, ze względu na hierarchię, nie powinien. Wbrew pozorom, kiedy docieramy do końca rozgrywki zdajemy sobie sprawę, że to właśnie ten wątek jest główną osią fabuły, a całą reszta jest jedynie dodatkiem. Czy to źle? Wręcz przeciwnie, choć może nie brzmi to specjalnie ekscytująco, już dawno pod koniec gry nie czekałem z taką niecierpliwością na to, jak to wszystko się zakończy i przede wszystkim – czy szczęśliwie.

Czytaj też: Pozycja obowiązkowa. Wszyscy ciągle mówią o tej grze wideo, a ona sama zniechęca do grania

Mafia: The Old Country daje nam z pozoru otwarty świat, ale to najbardziej zamknięta gra serii

Mafia: The Old Country daje nam do dyspozycji duży teren Sycylii, ale tylko na wirtualnej mapie. Zwiedzamy go w trakcie rozgrywki, ale sama gra nie jest ani sandboxem, ani grą z chociaż trochę otwartym światem. Rozgrywka jest liniowa. Co prawda od nas zależy to, czy daną misję przejdziemy po cichu, czy na Rambo, ale grę toczymy od misji, do misji. Nie ma dojazdów do punktu misji, znaczników na mapie, wszystko toczy się na zamkniętym terenie.

Oczywiście możemy lekko zboczyć z trasy, przeczesać otoczenie w poszukiwaniu różnego rodzaju znajdziek. Przykładowo możemy skompletować różaniec, na którym każdy z elementów daje nam premie do zdrowia czy skuteczności strzelania, a jego części znajdujemy w trakcie rozgrywki. Możemy przygotować się do misji, zbaczając lekko z kursu w celu wymiany uzbrojenia. Nie możemy jednak zbyt mocno zboczyć z wyznaczonej przez twórców trasy, o czym gra przypomni nam wielkim napisem z odliczaniem czasu, w którym musimy wrócić w wyznaczone miejsce.

Z tego powodu w grze nie ma minimapy. Nie potrzebujemy jej, bo jeśli poruszamy się konno lub samochodem, na rozwidleniach dróg pojawiają się drogowskazy wskazujące nam kierunek poruszania się.

Czy to wada? To już kwestia gustu. Mafia: The Old Country to gra, w której przeżywamy fabułę. Ta jest bardzo dobra i wciąga jak konkretny film, ale poszukiwacze otwartych światów mogą czuć się zawiedzeni. Tego w nowej Mafii nie znajdziemy.

Czytaj też: ROG Ally X w akcji. Sprawdziłem, czy granie na pecetowym handheldzie ma sens

Mafia: The Old Country wygląda świetnie… z daleka

Kiedy rozpoczynamy rozgrywkę w Mafia: The Old Countr, w pierwszych chwilach mało kto powie, że ta gra wygląda dobrze. Zaczynamy ją w kopalni, gdzie tekstury ścian nie rzucają na kolana i to widok, do którego musimy się przyzwyczaić. Patrząc na detale gra wygląda mocno tak sobie. Roślinność, małe elementy otoczenia… szału nie ma. Ale ogólny obrazek jest bardzo efektowny.

To tylko zmęczony samochód. Przewijaj dalej

Twórcy mocno skupili się na tym, aby jak najczęściej i najmocniej była widoczna gra świateł. Wiele scen rozgrywa się przy wschodzącym lub zachodzącym Słońcu. Epickie promienie wpadające przez żaluzje lub uchylone drzwi z lekką mgłą są w nowej Mafii standardem i patrzy się na to naprawdę przyjemnie. Mówiąc w skrócie – jeśli chcecie się cieszyć ładnymi widokami to nie patrzcie pod nogi, tylko rozglądajcie się dookoła. Tym bardziej że drzewa w oddali, architektura czy górzyste tereny Sycylii potrafią cieszyć oko.

Gra potrafi działać bardzo płynnie. Pomimo grania w rozdzielczości 5120 x 1440 pikseli na RTX-ie 4070 miałem cały czas płynną animację przy maksymalnych detalach.

Są jednak momenty, kiedy można odnieść wrażenie, że Mafia: The Old Country jest grą trochę budżetową. Widać to choćby po tym, że całkowicie losowi przeciwnicy są bardzo powtarzalni. Czuć tu mocno klimat Wiedźmina 3, gdzie co 4-5 wieśniak wygląda tak samo. Dokładnie to samo mamy w tym przypadku.

Czytaj też: Recenzja Star Wars Unlimited: Legends of the Force. Szykujcie się na redefinicję grania

Różne oblicza rozgrywki w Mafia: The Old Country

Mafia: The Old Country opowiada o czasach początku XX wieku, a co za tym idzie, nie było to jeszcze czasy mocno zmotoryzowane. W początkowej części gry głównie poruszamy się konno, później samochodami, a na koniec twórcy postawili na wymieszanie obu środków transportu. Jazda jest satysfakcjonująca. Szału nie ma, ale zarówno konia, jak i samochody prowadzi się całkiem przyjemnie. Tak, szczegóły konia się lepiej dopracowane w Red Dead Redemption, ale jak ktoś woli GTA na koniu – droga wolna, my tu o Mafii…

Balans pomiędzy typami rozgrywki jest zachowany dosyć dobrze. Część misji można przejść po cichu, część wymaga strzelania, da się wybrać preferowany styl w znacznej części rozgrywki. Są momenty, które da się przejść całkowicie bez atakowania przeciwników, czy to frontalnie, czy z zaskoczenia. W momentach strzelankowych bywa tak, że cały czas musimy pilnować otoczenia. Momentów, kiedy nikt nas nie atakuje jest niewiele i jeśli zbyt długo będziemy siedzieć w jednym miejscu i np. zbierać amunicję to zaczną dobiegać do nas kolejni przeciwnicy.

Strzelanie jest dosyć wymagające i daje sporo satysfakcji. Niestety twórcy postawili na stale rosnący poziom trudności i na ostatnim etapie rozgrywki, nawet na średnim poziomie trudności przeciwnicy z prostymi pistoletami mają celność snajpera i trafiają nas z 200 metrów z zamkniętymi oczami. Trochę to słabe i potrafi zirytować.

Poza strzelaniem prowadzimy walki na noże, które są istotną częścią rozgrywki i chyba trochę przesadzoną. W zasadzie każdego ważniejszego przeciwnika musimy pokonać w walce na noże. Te są mocno schematyczne, troszkę drewniane, a na późniejszych etapach gry za mocno idą w kierunku Resident Evil, kiedy w trakcie walki czekają nas 3-4 przerywniki z epicką wymianą ciosów. Momentami jest tego za dużo.

Czytaj też: Test Glorious GMMK 3 HE – klawiatura ostateczna i nie zapraszam do dyskusji

Mafia: The Old Country ma swoje wady, ale robi to, co Mafia robi najlepiej – wciąga!

Mafia: The Old Country momentami sprawia gry zrobionej albo za szybko, albo mocno budżetowo. Widać to po powtarzających się przeciwnikach, niektórych lokacjach czy średnich szczegółach graficznych. Niemniej wizualnie gra często i mocno cieszy oko. Gra światłem, jaką twórcy serwują nam z wykorzystaniem RayTrancigu robi robotę.

Gra momentami potrafi też męczyć walkami na noże, czasami zbyt mocno przeciągniętymi sekwencjami skradanymi lub strzelankowymi, można ponarzekać na pozornie otwarty świat, choć gra jest do bólu liniowa, ale dzięki temu możemy wsiąknąć w fabułę. A ta jest zwyczajnie dobra. Wciąga od początku, do końca i potrafiła wywołać u mnie to, co miałem w przypadku Mafii i Mafii II, czyli syndrom jeszcze jednego rozdziału. Grając w nową odsłonę serii często miałem ochotę przejść jeszcze jeden rozdział tylko po to, żeby dowiedzieć się, co będzie dalej. Dokładnie jak w przypadku dobrego serialu.

Niestety zakończenie budzi we mnie mieszane uczucia. Jest źle zrobione, niepotrzebnie przeciągnięte i pozostawia za dużo znaków zapytania. W zasadzie przez większość rozgrywki w głowie mnożyły mi się możliwe warianty zakończenia, które będą idealnym pomostem łączącą Sycylię i późniejsze wydarzenia w Stanach Zjednoczonych i dostajemy… zdecydowanei nie to, czego się spodziewałem.

Pomimo niedociągnięć Mafia: The Old Country to bardzo udany reset serii i zdecydowanie powrót do korzeni. To rodzi nadzieję, że mogą w przyszłości pojawić się kolejne odsłony, które być może naprawią kilka rzeczy. Niemniej twórcy powinni mieć teraz jasny sygnał, że kierunek obrany w Mafii III był zły i warto było z niego zawrócić.