Suwerenność cyfrowa – eksperci i politycy są w tej sprawie podzieleni

Suwerenność cyfrowa to temat wywołany do tablicy po usunięciu z Facebooka profilu Konfederacji. W debacie zorganizowanej przez THINNKTANK wzięli udział eksperci oraz politycy, w tym główny zainteresowany Krzysztof Bosak. Nie trudno odnieść wrażenie, że eksperci i politycy mają zupełnie inne podejście do tej sprawy.
Suwerenność cyfrowa – eksperci i politycy są w tej sprawie podzieleni

Suwerenność cyfrowa okiem ekspertów

Czy da się nadzorować gigantów technologicznych?

Od czasu usunięcia profilu Konfederacji z Facebooka coraz częściej rozbrzmiewa zdanie, że giganci technologiczni są źli i trzeba zacząć sprawować nad nimi nadzór. W I części debaty zorganizowanej przez THINNKTANK udział wzięli eksperci rynku.

W ciekawym tonie debatę rozpoczęła Katarzyna Szymielewicz, prezeska Fundacji Panoptykon. Przypomniała o tym, że kiedy rozpoczęła się pandemia, kraje szukały sposobu na monitorowanie kontaktów społecznych. Szybko okazało się, że jest to do zrobienia, ale nie bez udziału gigantów technologicznych – Apple oraz Google’a. To zdaniem ekspertki bardzo dobrze pokazuje, że dzisiaj jesteśmy uzależnieni od firm technologicznych. Rozrosły się one do tego stopnia, że dzisiaj możemy mówić o suwerenności cyfrowej jako efekcie negocjacji z big techami, a nie próbie narzucenia im własnej racji.

Kolejni eksperci mieli podobne zdanie. Zdaniem prof. dr hab. Macieja Rogalskiego i mecenasa Mariusza Busiło, o suwerenności myślimy w kontekście wytyczania granic w obrębie jakiegoś terytorium. Jest to ciężkie do zrobienia w momencie, kiedy firmy technologiczne działają na terenie wielu krajów. Mecenas Busiło zauważył, że próba regulowania światowych gigantów jest po części próbą zaprzeczenia idei Internetu. Który powstał jako ostoja wolności i grodzenie go dzisiaj będzie krokiem wstecz.

Mariusz Busiło dodał też, że technologiczni giganci, jak Google czy Facebook wyrośli w wyniku braku regulacji i nie urośliby do swoich rozmiarów w krajach mocno regulowanych. Tutaj nie do końca zgodziła się Katarzyna Szymielewicz przypominając, że w ich sprawie wprowadzono regulacje będące przywilejami ze strony Stanów Zjednoczonych.

Czytaj też: Test MSI GeForce RTX 3080 12GB Suprim X

Suwerenność cyfrowa to wolny rynek, nie sztywne regulacje

Krzysztof Dyki, prezes ComCERT wskazał dwa atrybuty suwerenności cyfrowej. To wolność i bezpieczeństwo. Jego zdaniem wolność w informatyce to swoboda wyboru. Technologii, produktu, wdrażania i konfigurowania systemu, a później wyboru usług, z jakich się korzysta. Jeśli korzystamy z chmury znajdującej się w innym kraju, to nie jesteśmy w pełni wolni. Przedsiębiorcy prywatni mogą sobie na to ryzyko pozwolić, państwo niekoniecznie.

Brak suwerenności cyfrowej w tym podejściu zwiększa koszty prowadzenia działalności. Zwiększają się koszty i warunki umów. Wtórował temu prezes Fundacji Digital Poland Piotr Mieczkowski i tutaj debata poszła w nieco innym kierunku – wolnego rynku.

Odejście od globalizacji i próba wprowadzenia lokalnych regulacji doprowadzi do podbicia cen. Jeśli zrezygnujemy z globalnych rozwiązań i postawimy na nasze, to musimy zbudować własną infrastrukturę. W tym np. fabryki, które już działają w innym miejscu na świecie. To doprowadzi do zwiększenia kosztów lokalnej działalności.

Ograniczanie swobód rynkowych w kontekście sieci 5G. Ale to nie sieć, a urządzenie końcowe stanowi problem

Tutaj debata przeniosła się w sferę sieci komórkowych. Bo jeśli mówimy o ograniczaniu swobód rynkowych, od razu na myśl przychodzi wlekąca się od długich miesięcy kwestia nowelizacji Ustawy o Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa (KSC). Zdaniem prof. Rogalskiego to właśnie metoda ograniczania suwerenności cyfrowej, bo narzuca się firmom, z jakiego sprzętu mogą korzystać, a z jakiego nie. W tym przypadku mówimy oczywiście o potencjalnym wykluczeniu z budowy sieci sprzętu Huaweia.

Zarówno Mariusz Busiło, jak i Krzysztof Dyki zaznaczyli, że w kontekście suwerenności cyfrowej, to nie sieć stanowi problem. Problem stanowią urządzenia końcowe, czyli nasze smartfony oraz brak dywersyfikacji dostawców. Jeśli ograniczymy możliwość korzystania ze sprzętu jednej firmy, mamy mniejszy wybór. W przypadku awarii czy prób ataku, mamy mniejsze pole manewru do przełączania się na inne rozwiązania. Więc zamiast skupiać się na sprzęcie w sieciach, powinniśmy spojrzeć na nasze smartfony. Tutaj mamy monopol dwóch firm – Apple oraz Google’a, bo to one zarządzają systemami operacyjnymi. To tutaj jedna firma, jednym ruchem może wprowadzić paraliż komunikacyjny, niezależnie od tego, jaki sprzęt znajduje się w samej sieci. I to te urządzenia, jak zauważył Krzysztof Dyki, są podatne na podsłuchy i ataki systemami takimi jak choćby Pegasus.

Czytaj też: Ceny kart graficznych spadają, a ma być jeszcze lepiej. Czyżby koniec koszmaru?

Jeśli regulować, to na dużą skalę. Sami nic nie zrobimy

Eksperci są zgodni w jednej kwestii. Wprowadzanie jakichkolwiek regulacji lokalnie nie ma żadnego sensu. W ten sposób uderzymy w wolny rynek, odetniemy się od reszty świata, zostaniemy zepchnięci na margines. Efektem czego odczujemy skutki finansowe, bo firmy technologiczne mogą zwyczajnie zacząć nas omijać.

Jeśli jakiekolwiek regulacje miałyby mieć sens, to tylko wprowadzone na drodze negocjacji i tylko w szerszym stopniu, np. na poziomie Unii Europejskiej. Co ważne, nie może się to odbywać na drodze politycznej, jak ma to miejsce w przypadku ograniczenia firm w budowie sieci 5G. Bo jak zauważa prof. Rogalski, pobudki polityczne mogą przestać być aktualne za 2-3 lata. A podjęte w tym czasie decyzje będą dotyczyć technologii, która zostanie z nami znacznie dłużej.

Natomiast suwerenność cyfrowa w rozumieniu całkowitej niezależności od światowych gigantów, to zdaniem ekspertów coś, na co mogą pozwolić sobie tylko dwa kraje – Chiny i Rosja. Dwaj giganci, którzy są w stanie odciąć się od całego świata i dalej funkcjonować. Co już po części robią.

Czytaj też: Test KIA Xceed. Kiedy jesteś tak pewny swego, że nie musisz nikogo udawać

Politycy o suwerenności cyfrowej

Regulować, ograniczać, ale….

Zupełnie inne zdanie od ekspertów mieli politycy w II części debaty. Zdaniem Krzysztofa Gawkowskiego z Lewicy suwerenność cyfrowa mogłaby być granicą, która nigdy nie została postawiona. Napędzanie rozwoju powoduje, że jeśli jako ludzie nie postawimy granic, oddamy swoje życie w ręce cyfrowego świata i zaczną o nas decydować algorytmy. Znalezienie balansu między wolnością w Internecie a niezależnością człowieka będzie wyzwaniem. Krzysztof Gawkowski dodał również, że rolą państwa jest zapewnienie końcowym użytkownikom usług cyfrowych w różnej postaci, aby czuli się bezpiecznie. A dzisiejszy Internet ma coraz więcej złych cech i pojawia się coraz więcej zagrożeń, którym trzeba umieć się przeciwstawić.

Krzysztof Bosak mówił, że suwerenność cyfrowa jest wtedy, kiedy państwo na swoim terytorium może stanowić regulacje prawne wytyczające brzegowe warunki rozwoju biznesu. Zdaniem jednego z liderów Konfederacji technologie cyfrowe powinny być traktowane na równi z militarnymi. Musimy mieć gwarancję, że nikt ich nam nie wyłączy, ale z drugiej strony, w sytuacji skrajnego zagrożenia (np. konstytucyjne stany zagrożenia) musimy mieć możliwość np. czasowego wyłączenia infrastruktury sieciowej. Z drugiej strony dodał, że nie możemy ponosić każdej różnicy opinii do problemu globalnego. Tendencje nadmiernej regulacji mogą prowadzić do ograniczenia wolności słowa i działalności gospodarczej.

Grzegorz Napieralski z kolei podzielał zdanie ekspertów. Też uważa, że suwerenność cyfrową tożsamą z klasyczną suwerennością mogą zbudować tylko dwa państwa na świecie (ale ich nie wymienił) i nie wyobraża sobie kontrolowania w Polsce firm działających w innych krajach. Polska takiej suwerenności cyfrowej sama nie jest w stanie zbudować i powinniśmy liczyć na wspólne regulacje na poziomie Unii Europejskiej. Zaznaczył jednak, że czymś, co powinniśmy i możemy egzekwować, jest płacenie w Polsce podatków.

Kto powinien zajmować się tematyką cyfryzacji i jakie regulacje wprowadzać?

Krzysztof Bosak uważa, że w polskim parlamencie powinno się rozszerzyć dyskusję na tematy szeroko pojętej cyfryzacji. Jego zdaniem zajmuje się tym obecnie niewielka grupa posłów (w tym oczywiście Konfederacja) i powinni się do tego włączyć liderzy partii. Z czym nie zgodził się Grzegorz Napieralski wskazując, że w Sejmie zajmują się tym różne zespoły parlamentarne. Poza tym jego zdaniem lepiej, kiedy tak trudnymi sprawami zajmują się osoby mające odpowiednią wiedzę, a liderzy partii mogą jedynie poprzeć ich zdanie jako potwierdzenie stanowiska danego ugrupowania.

Zdaniem przedstawiciela Konfederacji potrzebujemy alternatyw. Inaczej kiedy np. rząd decyduje się wyposażyć administrację państwową w pakiet Office, uzależnia się od jego działania. Z wypowiedzi Krzysztofa Bosaka dało się wywnioskować, że takiej alternatywy potrzebujemy również dla Facebooka (Albicla?).

Krzysztof Bosak jest też przeciwnikiem wprowadzania przepisów, o których głośno zrobiło się w kontekście Ustawy o KSC. Jego zdaniem wprowadzenie przepisów oceniających dostawców sprzętu sieciowego według kryteriów politycznych, narzuconych w tym przypadku przez Stany Zjednoczone, a nie kryteriów technicznych, będzie pokazem bezradności Polski na arenie międzynarodowej.

Jeden z liderów Konfederacji jest sceptycznie nastawiony do regulowania big techów przez Unię Europejską, a raczej skuteczności takiego rozwiązania. W tym temacie przeciwnego zdania jest Grzegorz Napieralski, który podziela w tej sprawie zdanie ekspertów. Z kolei Krzysztof Gawkowski uważa, że samodzielna zdolność państwo do regulowania firm technologicznych jest ograniczona.

Czytaj też: Japonia i Stany Zjednoczone stworzą nowy system obrony przed bronią hipersoniczną

Suwerenność, a suwerenność. Kto ma rację – eksperci czy politycy?

Muszę przyznać, że o wiele bardziej przystępna w odbiorze była pierwsza część debaty. Choć eksperci mówili o skomplikowanych rzeczach, robili to w sposób przejrzysty i zwyczajnie wiedzieli, o czym mówią. W przypadku polityków, jak w wielu innych tematach, można było odnieść wrażenie, że coś słyszeli, starają się to mądrze skomentować, a wychodzi to… jak wychodzi.

Z ekspertami łatwo jest się zgodzić w zakresie budowy klasycznej suwerenności. Faktycznie tylko Chiny i Rosja mogą pokazać światu środkowy palec i stwierdzić, że mają własny Internet, własne media społecznościowe i reszta może się rozejść. W Europie sens mają tylko regulacje unijne i wspólne dla wszystkich państwo. Inaczej obudujemy się murem, zza którego będziemy patrzeć na rozwój technologii na świecie. A jeśli zechcemy mieć podobną, drogą za nią zapłacimy. Eksperci słusznie porównali to do szlaków handlowych i wolnego handlu. Próby wprowadzania lokalnych regulacji wyglądałoby jak postawienie średniowiecznych rabusiów na granicach, którzy za zgodą władcy łupiliby kupców na szlakach. Na takie regulacje, bez ograniczania rozwoju technologii, jest już a późno.

Jeśli chodzi o polityków, to w pełni się zgadzam z Krzysztofem Bosakiem w temacie próby wprowadzanie ograniczeń w Ustawie o KSC. Rację ma również Grzegorz Napieralski, mówiąc że tematy technologiczne powinny leżeć w gestii partyjnych ekspertów. Mających faktyczną wiedzę w danym zakresie. Bo, bez wymieniania nazwisk aktualnych głośnych ministrów, czy chcielibyście, żeby ktokolwiek z nich osobiście zajmował się wdrażaniem w Polsce nowych technologii? Osobiście trzymałbym ich od tego jak najdalej. Niestety faktycznych ekspertów mamy w Sejmie niewielu i często są zagłuszani przez populistyczne głosy tych, którym wydaje się, że coś wiedzą.