Test Hyundai Bayon – z zewnątrz dziwny, w środku godny naśladowania

Hyundai Bayon to kolejny crossover będący odpowiedzią na potrzeby rynku. To typowe miejskie auto, ale nieco powiększone w zewnątrz i trochę wyższą pozycją za kierownicą. Z zewnątrz może nie każdego przekona, ale za wnętrze można go stawiać jako wzór do naśladowania.
Test Hyundai Bayon – z zewnątrz dziwny, w środku godny naśladowania

Hyundai Bayon wygląda… na pewno inaczej

Kiedy podstawiono mi auto do testu, pomyliłam go z Kią Sportage. Wiem, wiem, jest mniejszy, niższy i w ogóle, ale stojąc ok 20 metrów od niego, bez okularów,  musiałam się przyjrzeć, żeby załapać, że to Bayon.

Jasne, auta te nie są identyczne, ale podobieństwa rzucają się w oczy – przednie lampy, grill, kształt tyłu… Trochę tego jest, jednak co do powierzchowności Kii nie byłam przekonana, a w Hyundaiu elementy te tworzą całkiem zgrabną całość.

Linie są wyraziste, eleganckie i lekkie co sprawia, że autko to przyciąga wzrok, ale nie jest przeprojektowane. Fajnym zabiegiem było rozsunięcie świateł, dzięki czemu Bayon sprawia wrażenie szerszego, niż jest w rzeczywistości.

A w rzeczywistości jest naprawdę kompaktowy – 1 775 mm szerokości, 4 180 mm długości i 1 500 mm wysokości pozwalają na swobodne poruszanie się po zatłoczonym mieście – nie będziecie się martwić o wąskie miejsca parkingowe, czy zakorkowane, ciasne uliczki. Nawet wyminięcie krów radośnie pasących się na środku wąskiej szosy nie stanowiło większego problemu ?

Czytaj też: Test Suzuki Swift Sport Hybrid – dużo radości za nieduże pieniądze

Ale… gdzie jest piano black?

Arkadiusz Dziermański

Jeśli czytacie nasze testy to wiecie, że za nadmiar plastików piano black we wnętrzu auta bijemy bez ostrzeżenia. Po przejechaniu pierwszych kilkuset metrów Bayonem rozejrzeliśmy się dookoła, nastąpiła cisza i padło pytanie – ale gdzie jest piano black? Okazuje się, że można zrobić samochód bez błyszczącego i rysującego się plastiku. Czapki z głów!

We wnętrzu dominuje plastik. Głównie miękki, dobrej jakości i bardzo dobrze spasowany. Przeplatany wstawkami o różnej fakturze. Do tego trochę skóry i błyszczący plastik w kolorze karoserii. Nie jestem fanem zielonego koloru, ale to ładnie zaakceptowany dodatek. Całość uzupełnia ciekawy wzór na fotelach oraz punktowe, dyskretne podświetlenie w kolorze niebieskim. Znajdziemy je przy nogach, we wnękach drzwi oraz dolnej części środkowej panelu.

Choć Bayon powstał na płycie kompaktowego modelu i20, w środku jest dużo miejsca. Pasażerowie z przodu i z tyłu mogą bardzo komfortowo podróżować i nikt nie będzie narzekać na brak miejsca nad głową, czy na kolana. Fotele z przodu mają nieco sportowy charakter, którego dodają im dosyć mocno wystające boki, które bardzo dobrze trzymają podczas jazdy. A do tego, w testowanym wariancie, były podgrzewane. Podobnie jak kierownica. Plus również za moc ładowarki bezprzewodowej – 10W.

Wnętrze trzeba też pochwalić za braka zbędnych elementów. Tu jest zwyczajnie ładnie! Panel centralny jest prosty wizualnie, jak i w obsłudze. Ekrany są ładnie wkomponowane. Ogółem Hyundai Bayon to podręcznikowy przykład auta, które może być jednocześnie niedrogie i ani trochę tandetne. Takich modeli chcemy jak najwięcej.

Wyciszenie wnętrza jest przyzwoite, ale powyżej 120 km/h zaczyna się nieprzyjemny szum. Ale chyba warto wyjść z założenia, że potencjalny nabywca Bayona raczej rzadko będzie przekraczać takie prędkości.

Bagażnik, jak na rozmiary auta, ma przyzwoitą pojemność 411 litrów. Spokojnie zmieścimy w nim większe zakupy, czy bagaże. Pod podwójną podłogą mamy zestaw naprawczy oraz koło zapasowe.

Czytaj też: Test SsangYong Tivoli. Tani obciach? Te czasy dawno minęły

Nagłośnienie Bose i czytelne multimedia. Z jednym małym brakiem

Z nagłośnieniem w Bayonie jest ciekawa sprawa, bo w zasadzie dopiero robiąc zdjęcia bagażnika zauważyłem znaczek Bose. W wariacie z ciemnymi drzwiami logo na głośnikach znajduje się w tak ciemnym miejscu, że siedząc w środku można go nie zauważyć. Logo nie jest tylko na pokaz, bo Bayon ma bardzo dobre nagłośnienie. Co rzadko zdarza się w tak małych autach oraz przy tej cenie.

Interfejs systemu multimedialnego będzie znany użytkownikom aut Hyundaia oraz marki Kia. Jest identyczny, a przy tym działa bez zarzutów. Mogłoby być delikatnie szybciej, ale szybkość animacji i reakcja na dotyk są nadal na przyzwoitym poziomie. Ekran jest dobre jakości, a dotykowe przyciski pod nim odpowiednio czułe i wygodne w użytkowaniu.

Ustawień nie ma za wiele, dzięki czemu bardzo łatwo można dostać się do interesujących nas opcji. Ekran główny może zostać podzielony na dwie części, w zależności od tego co chcemy na nim wyświetlić. Nie działa to niestety w przypadku Android Auto, gdzie obok ekranu aplikacji mamy zmarnowaną przestrzeń na nazwę używanego smartfonu. Poza tym samo działanie interfejsu Google’a jest wzorowe. Działa szybko, paruje się bez zastrzeżeń i oczywiście po kablu. D przodu mamy do dyspozycji dwa porty USB – jeden tylko do ładowania, drugi do ładowania i transmisji danych (Android Auto) oraz gniazdo zapalniczki. Jeden dodatkowy port USB mamy z tyłu.

Miłym dodatkiem, szczególnie w tej cenie, jest duży ekran do dyspozycji kierowcy. Mieści dużo informacji, a wygląd zegarów możemy zmieniać. Do wyboru mamy kilka wariantów, które mogą też zmieniać się automatycznie, w zależności od wybranego trybu jazdy.

Kamera cofania jest przyzwoitej jakości. W czym pomaga też dobra jakości ekranu głównego. Ale w bardzo ciemnym otoczeniu nieco niedomaga i warto wtedy bazować głównie na lusterkach lub dostosować ustawienia jasności obrazu.

Tym, czego zabrakło nam na wyposażeniu Bayona jest brak informacji o ciśnieniu powietrza w oponach. Auto wysyła komunikaty, jeśli ciśnienie jest zbyt niskie, ale jakie jest w poszczególnych kołach, tego już nie sprawdzimy. A szkoda, bo spotykaliśmy się już z tym w tej półce cenowej. No chyba, że zwyczajnie jestem głupi, ale przeklikałem cały interfejs główny i kierowcy wzdłuż i wszerz – nic nie znalazłem.

Czytaj też:Test BMW i4 – radość z jazdy!

Hyundai Bayon wygląda szybko. Niestety, znacznie szybciej, niż jeździ…

Sylwia Januszkiewicz

Bayonem przyjemnie można sunąc powolutku w korkach, przyjemnie też jechało nam się przez Biebrzański Park Narodowy, kiedy poruszaliśmy się z prędkością 50 km/h, podziwiając widoki. Albo kiedy w Białowieskim Parku Narodowym wypatrywaliśmy żubrów, wlokąc się  z prędkością 30 km/h. Mniej przyjemnie robi się, gdy kierowca musi w krótkim czasie rozwinąć prędkość przekraczającą 70 km/h.

Hyundai Bayon jest dostępny w dwóch wariantach silnikowych – 4-cylindrowym, wolnossącym o pojemności 1,2l i mocy 84 KM, oraz mocniejszym, 3-cylindrowym, turbodoładowanym o pojemności 1,0l i mocy 100 KM. Testowaliśmy ten drugi, a więc mocniejszy silnik i naprawdę cieszę się, że nie miałam okazji przekonać się, jak pracuje słabsza jednostka. Bayon przyspiesza opornie, wydaje się o wiele cięższy, niż jest w rzeczywistości (minimalna masa własna tej wersji silnikowej z automatyczną skrzynią biegów to 1 120 kg), a jeśli kierowca w końcu się rozsierdzi i wciśnie pedał gazu do podłogi, będzie z tego więcej hałasu, niż faktycznego przyspieszenia. Przy okazji – radziłabym w takich sytuacjach zadbać o szczelnie zamknięte szyby, bo dźwięk tego silnika do przyjemnych nie należy. Podczas przyspieszania męczył się Bayon, męczyłam się ja i ostatecznie stanęło na tym, że wolałam wlec się za innymi samochodami, niż katować siebie, pasażera i samochód.

Według producenta Bayon w testowanej przez nas wersji rozpędza się 0-100 km/h w 11,7s. Nie brzmi to tragicznie, ale nawet jeśli jest prawdą, jest to okupione takim wyciem i wysiłkiem, że kierowcy odechciewa się jakichkolwiek, najmniejszych nawet szaleństw. Tryb Sport niewiele w tym temacie zmienia.

Jeśli pogodzicie się z  ograniczeniami Bayona i postawicie na stateczną jazdę, będziecie zadowoleni. Dwusprzęgłowa, automatyczna skrzynia biegów działa płynnie, a przełożenia są praktycznie nieodczuwalnie. Układ kierowniczy jest lekki i responsywny, a w połączeniu z podwyższoną pozycją za kierownicą widzicie dużo i nie musicie wkładać wiele wysiłku w manewry w mieście, czy omijanie przeszkód na trasie.

Czytaj też: Test Nissan Leaf. Czy miejska legenda ma jeszcze trochę… prądu w baku?

Hyundai Bayon może nie jeździ szybko, za to oszczędnie

Wymiary, masa i pozostałe parametry Bayona pozwalają domniemywać, że to autko nie będzie się znęcać nad portfelem kierowcy. Konfiguracja, którą testowaliśmy, spala według producenta 5,4-5,6 l/100km i przy bardzo (BARDZO) spokojnej jeździe da się do tej wartości zbliżyć, ale przyznaję – nie udało mi się zejść poniżej 6 l/100 km. Podczas jazdy w mieście Bayon spalał średnio 6,5 l/100 km, a w trasie, przy prędkościach nieprzekraczających 90 km/h było to 6.1 l/100km. Całkiem nieźle, ale do przewidzenia.

Czytaj też: Test Hyundai Tucson Plug-In Hybrid 2021. Przestronnie i wygodnie

Zabezpieczenia – są. Za dopłatą. Ale nie wszystko działa idealnie

Kwestia funkcji odpowiadających za bezpieczeństwo to trochę trudny temat w Bayonie. Oczywiście, wszystkie wersje wyposażenia posiadają takie udogodnienia jak tempomat, asystent utrzymywania w pasie ruchu, asystent unikania kolizji czołowych z wykrywaniem pieszych i rowerzystów, czy monitorowanie uwagi kierowcy, ale jest kilka ALE. Po pierwsze, asystent monitorowania martwego pola jest dostępny wyłącznie w najwyższej wersji wyposażenia, za dodatkową opłatą. To samo ma miejsce w przypadku monitorowania ruchu poprzecznego.

Tak jak zrozumiałym jest, że za zabawki takie jak czujniki parkowania, czy kamery należy dopłacić, tak ciężko mi pojąć, że funkcja tak istotna jak monitorowanie martwego pola nie jest zawarta w żadnej wersji wyposażenia, a w dodatkowym pakiecie SAFETY za który Hyundai pozwoli Wam zapłacić wyłącznie, jeżeli zdecydujecie się na najdroższy wariant wyposażenia Bayona (Executive). Tak więc jeśli zależy Wam na najmocniejszym wyposażeniu, magiczna bariera 100 tys. zł zostanie jednak przekroczona.

Chciałabym również zatrzymać się na chwilę przy systemie utrzymywania pasa ruchu (LKA). Jest to  świetna funkcja, w szczególności przy dłuższych trasach – odciąża kierowcę i ogranicza jego zmęczenie. Pod warunkiem, że działa sprawnie, czego niestety nie mogę powiedzieć o Bayonie. Nasz mały prawie-SUV jest w tym temacie cholernie wyrywny – wystarczy, że zbliżycie się do lewej lub prawej linii, a kierownica zaczyna mocno odbijać w drugą stronę, nawet przy ustawieniu późnego czasu reakcji. Ingerencje są tak częste i agresywne, że po jednym dniu zdecydowałam się ją wyłączyć, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło. Niestety, po uruchomieniu silnika jest ona aktywna, więc za każdym razem trzeba ją ręcznie dezaktywować. Raz o tym zapomniałam, o czym boleśnie przekonałam się wpadając w dziurę. Jechałam wąską szosą o bardzo wątpliwej jakości, bez jakichkolwiek oznaczeń poziomych i chciałam wyminąć wybity asfalt po mojej prawej stronie, odbiłam więc delikatnie w lewo. Bayon najwyraźniej doszedł do wniosku, że wyjeżdżam poza pas, który nie istniał i po chwili odbił w prawo, idealnie mieszcząc tylne koło w potężnej dziurze. Gdybym jechała szybko, pewnie bym je urwała. Może to, że Bayon zniechęca do szybkiej jazdy, było błogosławieństwem w przebraniu.

Czytaj też: Test KIA Sportage MHEV. Nie bez powodu jest tak popularnahttps://www.chip.pl/2022/04/opel-mokka-e-test-recenzja-elektryczne-auto-miejskie/

Hyundai Bayon nie porywa, ale za to uspokaja. To zdecydowanie auto dla spokojnego kierowcy

Bayon wzbudził we mnie bardzo mieszane uczucia. Do jego zalet na pewno można zaliczyć fajny design, funkcjonalność i WYKONANIE wnętrza,  niske spalanie i łatwość prowadzenia, ale jego osiągi… Niestety, jest to coś, co sprawia, że Bayon, chociaż będę go mile wspominać, na pewno nie jest autem dla mnie. Za to osoby ceniące sobie spokojną i wygodną jazdę znajdą tu coś dla siebie.