Test Volvo V90 T8 Recharge. Limuzyna? Auto rodzinne? Wyścigówka? Tak!

Dzisiejszy klient poszukujący auta rodzinnego będzie rozglądał się za SUV-em. Nie będę wnikać w zasadność takiego toku myślenia, stwierdzam jedynie fakty. Volvo, jak każdy inny producent na rynku, wsłuchało się w potrzeby swoich klientów i postanowiło na ten segment pojazdów. W ofercie pozostawiono jednak dwa sedany i dwie wersje kombi, a dzisiaj przyjrzymy się bliżej jednej z nich – Volvo V90 Recharge, a konkretnie V90 T8 eAWD Plug-in Hybrid Recharge.
Test Volvo V90 T8 Recharge. Limuzyna? Auto rodzinne? Wyścigówka? Tak!

Arkadiusz Dziermański

Volvo V90 to nudne kombi? Co najwyżej z daleka

Volvo V90 zdecydowanie bliżej do Volkswagena Arteona Shooting Brake, niż starego Passata, czy Focusa w kombi. O ile jeszcze z daleka wygląda niepozornie, tak z bliska dostrzeżemy sportowe zacięcie.

Widać to przede wszystkim po niskim prześwicie i niewielkiej odległości od nadkola do opony. To nadaje całości szalenie agresywnego wyglądu. Szczególnie na 20-calowych felgach. Szkoda tylko, że obecna generacja nie ma już widocznych wylotów wydechu, co byłoby idealnym dopełnieniem całości.

Jednocześnie mamy tu wręcz limuzynowa długość. Może niekoniecznie na papierze, bo mówimy o 4 940 cm, ale w połączeniu z tym, że Volvo V90 jest niewysokie – 1 480 cm, sprawia wrażenie o wiele dłuższego. Szczególnie jeśli dodamy do tego maskę. Rzućcie tylko okiem na to zdjęcie.

Maska nie tylko jest ogromna, ale po otwarciu nie byłem w stanie sięgnąć jej górnej krawędzi. A mam 183 cm wzrostu.

Pomimo tego wszystkiego Volvo V90 nadal wygląda niepozornie. W zasadzie nikt się nie będzie spodziewać, że mało które auto będzie w stanie dać mu radę podczas ruszania spod świateł.

Czytaj też: Test Ford Kuga PHEV. Ładny, duży i oszczędny

Wnętrze? Volvo jak się patrzy! To wygodny salon, w którym brakuje tylko telewizora

Volvo to jednak potrafi zadbać o podróżujących autem marki. We wnętrzu V90 można się poczuć dosłownie jak w salonie. Ale po kolei.

Może zacznijmy od… a nietypowo przelećmy na starcie wady. A tych kilka się znajdzie. Przede wszystkim, tradycyjnie, piano black. Mamy go na tunelu środkowym w sporych ilościach. Niezmiennie ogromny kurzomagnes, zawsze brudny, łatwy do porysowania. W Volvo XC90 mieliśmy drewno i to o niebo lepsze rozwiązanie.

Sam tunel środkowy jest ogromny. Przez co z przodu mamy rekordowo płytki (choć za tydzień pokażemy Wam godnego konkurenta) schowek pod podłokietnikiem. Do tego pasażer siedzący z tyłu pośrodku, choć ma bardzo wygodnie pod tyłkiem, na nogi miejsca już nie ma. Choć przewidziano tutaj delikatne obniżenie, dzięki czemu osoby niskie lub dzieci powinny się wpasować. Ostatnią wadą wnętrza, choć nie tyle samego auta ile testowanego wariantu, są jasne skóry. Jak ładne by nie były, są wybitnie niepraktycznie i z czasem brudzą się, zbierając choćby barwnik z jeansów.

A teraz rzeczy przyjemniejsze. Tutaj zacznijmy od wykonania, które poza wspomnianym błyszczącym plastikiem jest genialne. Największy plus za metalową wstawkę na desce rozdzielczej, od której ciężko oderwać wzrok.

Miejsca jest dosłownie ogrom. Pomimo bardzo dużego tunelu na środku, każdy podróżujący może się poczuć trochę jak we własnej wydzielonej przestrzeni, w której ma dużo miejsca. No i siedzi się naprawdę bajecznie. To zasługa wręcz kapitańskich foteli z przodu i salonowej kanapy z tyłu. Co też warto zauważyć, fotele z przodu nie są przesadnie duże, jak to często bywa w autach, które uchodzą za limuzyny. Oba fotele z przodu są regulowane elektronicznie, wraz z odcinkiem lędźwiowym oraz podgrzewane.

Bardzo dużo miejsca mamy też w bagażniku. To 551 litrów ze złożonymi siedzeniami oraz 1 988 litrów po ich złożeniu. W praktyce Volvo V90 zabrał nas na kilka dni do Gdańska, na Open’er Festival. Dwie osoby plus kot, więc bagażu mieliśmy jak na co najmniej pięć osób. Sporo ubrań, bo upał, bo co innego na koncert, co innego na co dzień. Duży plecak sprzętu fotograficznego. Do tego asortyment kota. Miski, kuweta, karma, kocyk, żeby zapach był znajomy (nie pytajcie), pionowy odkurzacz (bo nie udało się kota ogolić przed wyjazdem, a gubi sierść jak szalony), nawet wentylator, bo upał (co było mądrą decyzją).

Ogółem załadowaliśmy samochód pod sam sufit bez konieczności składania siedzeń i na brak przestrzeni załadunkowej nie mogliśmy narzekać.

Czytaj też: Test Renault Arkana E-Tech. Więcej niż 24 godziny z hybrydą Renault

Volvo V90 ma dużo bardzo praktycznych rozwiązań

Wnętrze Volvo V90 bardzo mocno zyskuje dzięki sporej ilości szczegółów, które nie zawsze widać na pierwszy rzut oka. Praktycznym dodatkiem z przodu jest miejsce na umieszczenie smartfonu. Tuż przed podłokietnikiem. W tej pozycji można go ładować z portu USB. Z przodu mamy dwa takie porty, typu C oraz dwa kolejne z tyłu.

Fotele z przodu mają dodatkowo wysuwaną przednią część siedziska. Dzięki temu oparcie kończy się tuż przed kolanem, a osoby poniżej 170 cm zapewne będą mogły wręcz wyprostować nogi w trakcie podróży.

Fotele z tyłu mają, eee… poddupnik? W każdym bądź razie podwyższenie, co przyda się przy transporcie Prezesa dzieci. Na ile może to być legalnym zamiennikiem fotelika, jeśli dziecko nie ma wymaganego wzrostu, nie mam pojęcia.

Z tyłu mamy też elegancko wysuwane uchwyty na napoje z krawędzi otwieranego podłokietnika. Po jego otwarciu mamy też dostęp do bagażnika. Gdybyśmy chcieli przewozić coś długiego. Plus jest też za nawiewy klimatyzacji na kolumnach bocznych, zamiast na środkowym tunelu. To wygodne rozwiązanie. Szyby z tyłu mogą być zasłaniane roletami, która w razie potrzeby można łatwo zwinąć. Mam wrażenie, że lekko ograniczają widoczność. A kończąc z tylną kanapą, zagłówki można wygodnie złożyć, wybierając stosowną opcję na ekranie głównym.

Jeśli mamy dużo bagażu, bagażnik od tylnej kanapy może zostać oddzielony siatką. Przyznaję, że odkryłem ją dopiero po kilku dniach. Jest wysuwana za oparciami i łatwo to przegapić. W samym bagażniku mamy demontowaną roletę oraz możliwość zaaranżowania przestrzeni ładunkowej, poprzez postawienie bariery ze zdejmowanej podłogi. Przydatne jeśli mamy mało rzeczy i nie chcemy, żeby latały po całej przestrzeni. W bagażniku jest też miejsce na przewody do ładowania.

Czytaj też: Test Honda CR-V e:HEV. Nieziemsko wygodna, ale przydałoby się więcej nowoczesności

Więcej zdjęć wnętrza:

Pierwszy raz z Android Automotive. Volvo królem dźwięku jest!

Volvo w swoich autach stosuje obecnie system Android Automotive. Mam co do niego mieszane uczucia, choć przeważają te pozytywne. Ogółem obsługa Volvo V90 jest dotykowa. Z klimatyzacją włącznie, choć samo Menu jest bardzo przejrzyste. Wspominałem, że mamy tu nawet czujnik jakości powietrza?!

Do pionowego ekranu głównego szybko można się przyzwyczaić. Szczególnie, że… za dużo to na nim nie będziemy robić. Menu główne jest maksymalnie uproszczone, a przeklikanie wszystkich Ustawień zajmie nam w porywach dwie minuty. Ale dzięki temu wszystko jest czytelne i bardzo łatwo dostępne. Choć zmianę trybów jazdy wolałbym mieć pod jakimś fizycznym skrótem lub pokrętłem, bez konieczności wchodzenia w Ustawienia.

Dzięki Android Automotive nie musimy dbać o konieczność parowania smartfonu, żeby skorzystać z lepszej nawigacji. Volvo V90 korzysta z Map Google. Sama nawigacja jest wyświetlana nie tylko na ekranie głównym, ale również na ekranie kierowcy oraz na head-upie. Telefon warto sparować dla zestawu głośnomówiącego (a raczej trzeba!). A jeśli zalogujemy się w aucie na swoje konto Google, to będziemy też mieć dostęp np. do historii w Mapch Google.

Ekran kierowcy jest duży, bardzo dobrej jakości i… marnuje się. Mamy na nim stale wyświetlony prędkościomierz i mocomierz (bo nie ma tu obrotomierza). Pomiędzy nimi możemy wyświetlać Mapy, podstawowe wskazówki jazdy, albo nic. Plus możemy wywołać tabele ze statystykami dotyczącymi jazdy (zużycie paliwa, dystans, prędkość) i to dosłownie wszystko. Aż chce się wkleić zdjęcie Marcina Najmana z podpisem – tu nic nie ma! Z jednej strony jest to zaleta, bo nic nie rozprasza kierowcy, jest ładnie i prosto. Ale z drugiej dla osób lubiących mieć przed oczami więcej informacji, jakieś rozbudowanie tej części interfejsu jest wskazane.

Za nagłośnienie w Volvo odpowiada marka Bowers & Wilkins, i omatkojaktogra! Przyznaję, że jako pasażera testy aut szwedzkiego producenta cieszą mnie najbardziej właśnie ze względu na jakość dźwięku płynącego z głośników. Mamy tu genialne brzmienie z robiącym bardzo duże wrażenie efektem przestrzennym. Jeśli odtwarzamy pliki dobrej jakości, jesteśmy w stanie dosłownie usłyszeć instrumenty z różnych kierunków. Świetna sprawa. Do tego mamy dynamiczny, mięsisty i nieprzesadnie cyfrowy bas oraz bardzo dobrą szczegółowość dźwięku.

Wisienką pozostają bardzo rozbudowane ustawienia. Obejmujące regulację tonów, efektu przestrzennego, czy imitującego różnego rodzaju efekty, jak np. sali koncertowej. Jak wspomniałem wcześniej, brakuje tu tylko telewizora. Choć ten można zawsze zamontować w garażu i oglądać z samochodu.

W tym wszystkim zapomniałem o systemie kamer. Pod tym względem Volvo ustępuje chyba tylko BMW. Mamy świetny widok 360 z opcją przełączania się na poszczególne kamery.

Czytaj też: Test Hyundai Bayon – z zewnątrz dziwny, w środku godny naśladowania

Ruszamy! A Volvo V90 rusza nie byle jak

Sylwia Januszkiewicz

Mieliśmy przyjemność testowania najmocniejszej wersji V90 – T8 AWD, która składa się z dwóch silników: 2-litrowego, spalinowego o mocy 310 KM przy 6000 obr./min. oraz elektrycznego o mocy 145 KM, co daje razem 455 imponujących KM rozpędzających nasze „rodzinne” kombi 0-100 km/h w zaledwie 4.8s. Naprawdę można nucić „mam tę mooooc”. Szkoda, że V90 zostało ograniczone do prędkości 180 km/h, bo na drogach bez ograniczeń prędkości ten kaganiec aż boli – auto bardzo ładnie dobija do 180 km/h, po czym przyspieszenie zaczyna wyraźnie zwalniać i po 185 km/h jest koniec… OK, żyjemy w kraju, w którym takich dróg nie ma, ale przecież perspektywa wycieczki do sąsiadów dysponujących takimi trasami nie jest niczym nadzwyczajnym, prawda?

Poza tym nieszczęsnym ograniczeniem maksymalnej prędkości ciężko się do prowadzenia tego samochodu przyczepić. Zacznijmy od układu kierowniczego. Zazwyczaj to, jak reaguje na komendy kierowcy, jest uzależnione od wybranego przez niego trybu jazdy. W przypadku V90 mamy do czynienia z adaptacyjnym wspomaganiem układu kierowniczego, które dostosowuje się do prędkości auta. Jeśli poruszamy się po mieście, układ kierowniczy będzie mięciutki jak puchaty króliczek i wybaczy nam wiele nieuważnych ruchów kierownicą. Z każdym kolejnym kilometrem na liczniku będzie jednak stawał się coraz bardziej czuły i reagował nawet na najlżejszą komendę. Jeśli ktoś preferuje takie rozwiązanie nawet przy niskich prędkościach, proszę bardzo – można to w prosty sposób ustawić za pośrednictwem wyświetlacza centralnego. Każdy kierowca znajdzie tutaj satysfakcjonujące go rozwiązanie.

Kwestia zawieszenia wygląda tutaj podobnie. Testowany przez nas egzemplarz wyposażono w aktywne zawieszenie z tylnym zawieszeniem pneumatycznym, które utrzymuje wysokość nadwozia niezależnie od obciążenia. Uwierzcie, to działa. Musieliśmy dotłuc się z Warszawy do Gdańska z bagażem na 5 dni dla 2 osób i kota, a że pogoda miała być bardzo zmienna, zabraliśmy zatrważającą wręcz ilość rzeczy. Załadowaliśmy cały bagażnik, a patrząc na to auto z boku można było pomyśleć, że jedziemy na pusto. Nie jest to jednak jedyna zaleta tego zawieszenia. Każdy amortyzator dostosowuje swoją pracę do stanu nawierzchni i sposobu jazdy i przyznaję bez bicia, że nie pamiętam, abym w tym roku jeździła po mieście czymś lepiej zestrojonym. To auto wybiera dosłownie wszystkie nierówności i nawet wysokie progi bezpieczeństwa są ledwo odczuwalne. W trasie sprawa wygląda nieco inaczej – teoretycznie zawieszenie powinno się dostosować do większych prędkości i usztywnić, ale w standardowym trybie, przy prędkościach powyżej 100 km/h, V90 potrafi nieźle zabujać, w szczególności na zakrętach. Na szczęście z pomocą przychodzi tryb sport, który znacznie usztywnia zawieszenie i rozwiązuje problem. Na dobrą sprawę ten tryb powinien być nazwany – jazda poza miastem.

Jedyna rzecz, której ogarnięcie zajmuje chwilę to… hamulce. Wiadomo, że auto rozpędzające się 0-100 km/h w niecałe 5s musi dysponować układem hamulcowym, który pozwoli je równie sprawnie zatrzymać, a że mamy tutaj do czynienia z Volvo, a więc producentem, który na drugie imię powinien mieć „bezpieczeństwo”, wsadzenie do V90 porządnych hamulców tarczowych z przodu i z tyłu nie powinno nikogo dziwić. No chyba, że ktoś jest przyzwyczajony do samochodów prawie dwa razy wolniejszych (jak ja ostatnio) z którymi trzeba postępować bardzo asertywnie, aby porządnie hamowały (jak ostatnio w moim przypadku). Tacy ludzie mogą się na początku zdziwić, jednak spokojnie – po 2 hamowaniach, przy których mój pasażer prawdopodobnie wybiłby sobie zęby o deskę rozdzielczą, gdyby nie miał pasów, przypomniałam sobie, że Volvo V90 to nie jest 120-konny SUV i można z nim postępować o wiele delikatniej. Problem znikł.

Podsumowując, V90 jest autem bajecznie prostym w prowadzeniu. Subtelne, ciche i posłuszne, ale potrafi pokazać fantazję, jeśli w danym momencie tego wymagamy. Trzeba za nie słono zapłacić, ale podczas użytkowania go bardzo szybko przekonacie się o tym, że te pieniądze nie poszły na znaczek na masce, a na konkretne rozwiązania, dzięki którym szwedzki producent wyrobił sobie taką renomę.

Czytaj też: Test Volvo XC90 Recharge. Luksusowy SUV częściowo na prąd

Ile oszczędności daje nam hybryda?

Przy ostatnim teście hybrydy typu Plug-in wspomniałam, że spalanie zależy tak naprawdę od kierowcy, a właściwie od jego sumienności. Nie inaczej jest w przypadku V90. Jeśli będziecie pilnować stanu naładowania akumulatora, jego użytkowanie będzie kosztować grosze. Jeśli nie – będzie bolało.

Auto zostało wyposażone w akumulator o pojemności 18,8 kWh (brutto, 14,9 kWh netto) – dużo jak na hybrydę typu Plug-in i bardzo dobrze, bo oznacza to rzadsze ładowanie. Według producenta V90 T8 jest w stanie przejechać na samym prądzie do 88 km, z maksymalną prędkością 120 km/h. Więc jeśli chcecie tak jeździć, nie będziecie kwitnąć na stacjach ładowania co drugi dzień. Jeśli jednak całkowicie rozładujecie baterię… Czy 5 godzin brzmi zachęcająco? Jeśli macie dom lub garaż z gniazdkiem, nie ma problemu, ale jeśli nie, radzę nie czekać na rozładowanie i doładowywać baterię przy każdej możliwej okazji. Nie uratuje Was też stacja szybkiego ładowania, bo V90 przyjmuje wyłącznie prąd zmienny.

Zakładając optymistyczny scenariusz w pełni naładowanej baterii, przy jeździe w trybie hybrydowym Volvo V90 T8 spali w mieście 5,6 l/100 km, a w trybie mieszanym – ok 6,5 l/100 km. Jeśli jednak prądu Wam zabraknie i nie chcecie doładowywać baterii silnikiem spalinowym… Cóż, w mieście, przy standardowej jeździe, bez jechania na wynik, spalanie wyniosło 10,7 l/100 km, a podczas jazdy autostradą, przy włączonym tempomacie, w zakresie prędkości 120-140 km/h było to 10,2 l/100 km. Radzę więc pilnować stanu baterii. Nie polecam też opcji doładowywania baterii wyłącznie silnikiem spalinowym, bo znacząco zwiększa spalanie – nawet o 3 l/100 km, jest to nieopłacalne.

Jak widać powyżej, Użytkowanie Volvo V90 T8 może być bardzo tanie, w miarę standardowe, albo bardzo drogie. Wszystko zależy od kierowcy. Dla osób dysponujących garażem z gniazdkiem jest to fantastyczna opcja, ale dla pozostałych – wszystko zależy od Waszej sumienności, kochani.

Czytaj też: Test Suzuki Swift Sport Hybrid – dużo radości za nieduże pieniądze

Volvo znaczy bezpieczeństwo

Lusterka są przyciemniane, dzięki czemu w nocy nie odbijaja świateł

Podejrzewam, że każdy kto czyta ten test wie lub zgadłby, ze Volvo V90 otrzymało 5 gwiazdek w testach Euro NCAP. Producent przyzwyczaił nas do tego, że każde z jego aut jest benchmarkiem bezpieczeństwa w swojej klasie i tak samo jest w tym przypadku. Podczas testu V90 otrzymało ocenę 95% ochrony dorosłych pasażerów, 80% ochrony dzieci, 76% ochrony pieszych, a systemy asystujące kierowcy oceniono na 93%. Pamiętajmy jednak, że test przeprowadzono w 2017 roku, a od tamtego czasu trochę się zmieniło – na lepsze oczywiście. Nie będę się rozpisywać o wszystkich funkcjach bo jest ich po prostu zbyt wiele, wspomnę tylko o najciekawszych, ale na wstępie chciałabym zaznaczyć jedną, bardzo ważną rzecz. Wszystko o czym za chwilę przeczytacie jest dostępne już w podstawowej wersji wyposażenia. Nie ma tutaj handlowania bezpieczeństwem uczestników ruchu drogowego. Nie musicie głowić się, czy dopłacać za ten, czy inny system bezpieczeństwa.

Pierwszym tematem, przy którym chciałabym się na chwilę zatrzymać, są poduszki powietrzne. Zazwyczaj sprawdzamy, ile ich jest i cieszymy się, jeśli w pakiecie mamy kurtyny. Tutaj mamy do czynienia nie tylko z kurtynami przednimi i tylnymi, ale także z przednimi poduszkami dwustopniowymi. Oznacza to, że dostosowują one stopień napełnienia do siły uderzenia, natomiast jeżeli uderzenie nie jest mocne, nie otworzą się w ogóle – zadziałają tylko napinacze pasów bezpieczeństwa. Co do samych napinaczy – miałam wątpliwą przyjemność znaleźć się w sytuacji w której się aktywowały podczas testu Volvo XC90 i muszę przyznać, że usadziły mnie w fotelu bardzo skutecznie.

Kolejnym rozwiązaniem, które zasługuje na uwagę, jest WHIPS (Whiplash Protection System). System ten chroni kręgi szyjne kierowcy i pasażera w przypadku uderzenia w tył samochodu. Konstrukcja foteli, a także ich odchylenie w przypadku zderzenia, pozwalają na przeniesienie energii uderzenia w taki sposób, aby „odciągnąć” ją od szyi kierowcy i pasażera.

SIPS to jeszcze jeden system z którego nikt nie chciałby korzystać, ale jednak każdy wolałby go mieć. Side Impact Protection System chroni nas przed skutkami uszkodzeń bocznych. Opiera się przede wszystkim na wzmocnionej konstrukcji ramy samochodu, która ma za zadanie wytrzymać uderzenie i przenieść powstałą w jego wyniku energię na inne części auta. Do tego dochodzi wspomniana wcześniej kurtyna powietrzna i mamy porządną ochronę w przypadku uderzenia bocznego.

Pilot Assist jest ostatnią funkcją przy której chciałabym zatrzymać się na dłużej. Jest to tak naprawdę szereg różnych funkcji zebranych w zgrabny system. Przede wszystkim utrzymuje auto pośrodku pasa ruchu i zachowuje bezpieczną odległość od poprzedzającego pojazdu, a że działa od prędkości zerowej – na jazdę w korku jak znalazł. Działa do całkowitego zatrzymania się – ruszenie z miejsca leży w gestii kierowcy. Jeżeli jednak auto poprzedzające zatrzyma się na chwilę i ruszy, Volvo V90 posłusznie ruszy za nim. Jeśli „przystanek” będzie trwał nieco dłużej, a Wy się zagapicie i nie zauważycie, że auto przed Wami odjechało, dostaniecie odpowiedni komunikat. Jeśli coś Wam się stanie, np. zasłabniecie – auto „wyczuje”, że nie dotykacie kierownicy, ostrzeże Was o dezaktywacji systemu, a jeżeli nie spotka się to z reakcją z Waszej strony, zacznie zwalniać aż do zatrzymania, następnie włączy światła awaryjne i samo połączy się z służbami ratowniczymi.

Mogłabym dalej opisywać poszczególne systemy bezpieczeństwa, ale zabrakłoby mi miejsca. Pozwólcie więc, że jedynie wymienię pozostałe, bo wszyscy doskonale wiemy, na czym one polegają. Mamy więc: układ monitorowania pasa ruchu (LKA – ostrzeganie i interwencja w przypadku zjechania z pasa ruchu), system antykolizyjny Oncoming Lane Mitigation (zapobieganie lub ograniczanie skutków kolizji z autami jadącymi z naprzeciwka), hamowanie po zderzeniu, tylne i przednie czujniki parkowania, kamera cofania z funkcją hamowania w przypadku nadmiernego zbliżenia się do przeszkody za samochodem, ogranicznik prędkości i adaptacyjny tempomat i wiele innych. Uff, trochę dużo tego jest, prawda? Jeśli ktoś jest w dalszym ciągu nieprzekonany, wspomnę tylko, że pominęłam „drobiazgi” takie jak czujnik deszczu, światła LED i tym podobne. Jeśli ktoś jest dalej nieprzekonany, zalecam czołg ?

Biorąc pod uwagę to, że wszystkie te funkcje dostajemy w standardzie, ceny V90 przestają dziwić.

Czytaj też: Test SsangYong Tivoli. Tani obciach? Te czasy dawno minęły

To teraz będzie bolało, czyli ile kosztuje Volvo V90?

Skoro już zaczęliśmy temat cen, omówmy pokrótce ten temat. Volvo V90 jest dostępne jako miękka hybryda z silnikiem Diesla lub spalinowym, a także jako hybryda typu Plug-in. Najtańsza jest oczywiście benzynowa miękka hybryda, której ceny zaczynają się od 281 900zł, a najdroższa – hybryda typu Plug-in, która w najlepszej wersji wyposażenia kosztuje 366 900zł. Oczywiście nie jest to maksymalna cena, jaką można za to auto zapłacić, oj nie…

Życzycie sobie szary lakier, taki jaki widzicie na zdjęciach? Proszę bardzo, 4 800zł. 20’’ felgi zamiast standardowych, 19’’? Proszę bardzo, mogą być Wasze, ale tylko razem aktywnym zawieszeniem z tylnym zawieszeniem pneumatycznym, w sumie za 14 650. Nie zadowala Was standardowa, czarna skórzana tapicerka? Chcecie mieć wentylowaną tapicerkę ze skóry Nappa w tonacji jasnej, taką jak na zdjęciach? Tą, o której pisaliśmy, że się brudzi? Ależ proszę bardzo, za 15 300zł ? Tak chwalony przez Arka System audio Hi-Fi Bowers & Wilkins? 14 550zł.

Czytaj też: Test BMW i4 – radość z jazdy!

Szwedzka rodzinna wyścigowa limuzyna kombi, czyli Volvo V90

Volvo V90 jest wypasione już w podstawowej wersji, ale jeżeli macie taką wolę, spokojnie możecie je doinwestować i przekroczyć 400 000zł. Czy to drogo? Pomimo mojego śmieszkowania napiszę, że nie. Jasne, nawet podstawowa wersja kosztuje kawał pieniądza, ale to auto od pierwszych chwil pokaże Wam, że płacicie za jakość. Nie ma tutaj miejsca na niedociągnięcia, czy traktowanie pewnych funkcji/elementów po macoszemu. Rzadko spotyka się tak dopracowane auta jak V90, więc jeżeli szukacie auta rodzinnego i dysponujecie odpowiednim budżetem, polecam!!!