Rząd chce zainstalować aplikacje na twoim smartfonie. Ustawa nie ma sensu, ale jest – można odtrąbić sukces

MSWiA nie porzuciło pomysłu instalowania rządowych aplikacji na nowych smartfonach. Ministerstwo chyba w końcu zrozumiało, że wszyscy autoryzowani sprzedawcy nie są w stanie tego wykonać, więc zmienia ustawę i zrzuca ten obowiązek na operatorów.
Rząd chce zainstalować aplikacje na twoim smartfonie. Ustawa nie ma sensu, ale jest – można odtrąbić sukces

Rządowe aplikacje na każdym nowym smartfonie

Przypomnijmy, że cała sprawa zrobiła się głośna na początku września. Nowy projekt ustawy o ochronie ludności oraz o stanie klęski żywiołowej zakładał likwidację Alertu RCB w obecnej formie i zastąpienie go aplikacją RSO (Regionalny System Ostrzegania).

Alert RCB to usługa powszechna, bo dostarczająca informacje na praktycznie każdy telefon komórkowy zalogowany do sieci za pomocą SMS-a. RSO jest aplikacją, którą jak każdą inną aplikację, trzeba zainstalować. Jak łatwo się domyślić, nie ma na to wielu chętnych. Do tej pory aplikację z Google Play pobrano ponad 100 tys. razy. To zdecydowanie za mało na powszechny system ostrzegania. Tym bardziej, że nie każdy Polak ma smartfon z dostępem do Internetu.

Do RSO ma dołączyć też druga rządowa aplikacja – Alarm112. Za jej pomocą można wysłać zgłoszenie do Centrum Powiadania Ratunkowego. Ta aplikacja święci nawet większe sukcesy niż RSO, bo do tej pory została pobrana z Google Play ponad 10 tys. razy.

MSWiA postanowiło ten problem rozwiązać, wpadając na genialny pomysł. Skoro ludzie nie chcą instalować rządowej aplikacji, to nałożony zostanie obowiązek jej instalowania przez autoryzowanych sprzedawców elektroniki. W jaki sposób? Według projektu ustawy, o ile jest to technicznie możliwe. Jak dobrze wiemy, nie jest to technicznie możliwe, bo sprzedawcy nie będą przecież otwierać pudełek z tysiącami smartfonów, zdejmować folii z ekranu, instalować aplikacji i pakować ich z powrotem. Podobnie jak żaden producent nie zgodzi się, aby na prośbę autoryzowanego sprzedawcy instalować taką aplikację odgórnie.

Czytaj też: Black Friday 2022 – zobacz najlepsze promocje

MSWiA ma rozwiązanie. Gdzie sprzedawca nie może, tam operatora pośle

MSWiA nie porzuca pomysłu, ale modyfikuje projekt ustawy. W miejsce zwrotu autoryzowany sprzedawca pojawia się Operator ruchomej publicznej sieci telekomunikacyjnej w rozumieniu przepisów ustawy z 16 lipca 2004 r. Prawo telekomunikacyjne. Co oznacza, że ministerstwo chce zrzucić ten obowiązek na operatorów telekomunikacyjnych.

W teorii – do zrobienia. W końcu operatorzy czasem modyfikują oprogramowanie smartfonów, optymalizując je np. pod kątem działania sieci, dodają własne tapety czy animacje startowe. Więc mogliby też poprosić producenta o instalowanie konkretnej aplikacji. Co potwierdza choćby Orange w swoim oświadczeniu w tej sprawie:

Orange Polska jako operator i członek grupy Orange od dawna tworzy z dostawcami oprogramowanie w wariancie operatorskim  dla urządzeń. Mamy więc wpływ na instalowanie aplikacje i dodanie aplikacji jest technicznie możliwe. Proces dodawania aplikacji odbywa się na etapie tworzenia dedykowanego oprogramowania dla konkretnego operatora, ale w odniesieniu do produktów generycznych to producent urządzeń decyduje, czy i jakie aplikacje będą dostępne w urządzeniu. Dla urządzeń będących już na rynku istnieje natomiast techniczna możliwość dodania aplikacji poprzez aktualizację oprogramowania.

Czytaj też: Głośniki w twoim następnym samochodzie mogą być niewidzialne. LG już nad tym pracuje

Musimy jednak pamiętać, że to i tak użytkownik na etapie konfiguracji smartfonu sam zaznacza aplikacje domyślne, które mają zostać pobrane i zainstalowane. Nie musi wcale decydować się na instalację aplikacji rządowych. A i tak mówimy tylko o smartfonach z Androidem. Mało prawdopodobne jest, aby któremuś z operatorów udało się w tej sprawie dogadać z Apple.

Operator dodaje jednak, że projekt na żadnym etapie nie był konsultowany z operatorami, a poza tym:

Jednym z celów projektodawców może być chęć rozpowszechnienia aplikacji RSO i Alarm 112, jednak uzasadnienie do projektu ustawy nie zawiera żadnych informacji w tym zakresie. Do chwili obecnej aplikację MSWiA – RSO na Androida pobrało ponad 100 tys., a aplikację Alarm 112 – ponad 10 tys. użytkowników. Z naszego doświadczenia wynika, że preinstalacja nie decyduje o upowszechnieniu aplikacji, a może być wręcz przeciwnie. Użytkownicy nie chcą mieć preinstalowanych aplikacji na swoim urządzeniach i najczęściej wyłączają takie aplikacje w ustawieniach systemu operacyjnego lub po pierwszym uruchomieniu je odinstalowują. Dosyć często jest to spowodowane obawą użytkowników o zachowanie prywatności. Warto natomiast zwrócić uwagę, że aplikacja mObywatel, która jest obecnie dobrowolna, cieszy się zdecydowanie większą popularnością (ponad 5 mln pobrań na Androida), niż RSO i Alarm112 łącznie. Być może zatem aplikacje RSO i Alarm 112 powinny stać się elementem aplikacji mObywatel, co zapewniłoby im o wiele większy zasięg.

Czytaj też: Test projektora Optoma UHZ50 – mundial i FIFA na 200 calach

Jeśli rząd bierze się za aplikacje, to wiedz, że będzie wesoło

Zrzucenie obowiązku instalowania aplikacji przez operatorów to prosta droga do tego, aby klienci przestali kupować smartfony w sieciach komórkowych i przeszli na zakupy na wolnym rynku. Inna sprawa, że nawet jeśli aplikacje będą na smartfonie, to przecież nikt nie zmusi nas do korzystania z nich. Uruchomienia, konfigurowania… Wystarczy wybrać opcję odinstaluj. W tym wszystkim ważne jest pytanie, czy MSWiA jest świadome tego, że jego pomysł nie ma żadnego sensu. Jest niewykonalny, a niedługo może też być sprzeczny z prawem unijnym. W końcu Digital Services Act (DSA) zakłada, że producenci sprzętu i operatorzy nie mogą uniemożliwić użytkownikowi odinstalowanie aplikacji. Więc aplikacja RSO od razu po uruchomieniu będzie mogła zostać usunięta.

Nietrudno zrozumieć motywację MSWiA. Rząd nie potrafi promować swoich aplikacji. Co pokazała kompletna katastrofa aplikacji covidowej ProteGO Safe. Jak pisałem ponad dwa lata temu na łamach WhatNext.pl, promocją programu zajął się nieoficjalnie wiceminister Adam Andruszkiewicz. Efekt był taki, że rządowa siatka anonimowych trolli nieudolnie udostępniała posty wychwalające aplikację w mediach społecznościowych. Jak łatwo było się domyślić, efekt był całkowicie odwrotny od zamierzonego.

Cały czas zastanawiam się, czy projekt ustawy nie ma drugiego dna. Nie byłaby to pierwsza sytuacja, w której wprowadza się martwy przepis tylko po to, by zaspokoić czyjeś obietnice lub cele polityczne. Ustawa jest, nie ma sensu, nie działa, no ale jest! Można odtrąbić sukces.