Test Mercedes GLC 220d – popularny SUV w ultraoszczędnej wersji

Eksperci słusznie przewidywali, że w 2022 roku zaobserwujemy spadek liczby nowych aut sprzedanych w Polsce. Wojna w Ukrainie, problemy z półprzewodnikami czy kryzys finansowy –  okoliczności nie rozpieszczały producentów, jednak Mercedes wyszedł z tego felernego roku obronną ręką, osiągając 5-procentowy wzrost sprzedaży nowych aut osobowych w stosunku do 2021 roku, sprzedając blisko 20,6 tys. sztuk. Dlaczego piszemy o tym w teście Mercedesa GLC? Otóż właśnie ten model miał największy udział w sukcesie marki – sprzedano 3748 sztuk, a na całym świecie od momentu debiutu aż 2,6 mln. Co odpowiada za popularność GLC? Sprawdźmy.
Test Mercedes GLC 220d – popularny SUV w ultraoszczędnej wersji

Tak, to Mercedes! GLC 220d trudno pomylić z innym modelem

Arkadiusz Dziermański

Wiele SUV-ów jest do siebie podobnych, ale te Mercedesa trudno jest pomylić z autem innego producenta. Szerokie zderzaki, duże nadkola, kształt przedniego grilla – z daleka widać, z czym mamy do czynienia.

Co zmieniło się względem poprzednika? Nowa generacja GLC jest dłuższa o 6 mm i niższa o 4 mm (4716 x 1890/2075 x 1640 mm), zmniejszono opór powietrza, lusterka zostały przeniesione na drzwi, a klamki są nieco bardziej schowane. Ogółem jednak zmieniło się stosunkowo niewiele, bo w końcu skoro coś się tak dobrze sprzedaje, to nie sensu tego psuć.

Warianty AMG nieco bardziej przypominają większe SUV-y, jak choćby modele GLE. Szczególnie kiedy dodamy opcjonalne chromowane progi na bokach. Sam pakiet stylistyczny AMG, który widzicie w testowanym egzemplarzu, dodaje agresywniejszy wygląd wlotów powietrza i gwiazdki do grilla. Po nim, czego nie widać z daleka, mamy automatycznie zakrywaną w trakcie postoju chłodnicę.

Może nieco boleć fakt, że z tyłu mamy tylko atrapy wydechu, a ten właściwy znajduje się od spodu, ale z daleka nie wygląda to niekorzystnie.

Czytaj też: Test Renault Arkana – dwie hybrydy, obie oszczędne. Którą wybrać?

Rodzina na luksusie, czyli wnętrze Mercedesa GLC 220d

Do Mercedesa GLC 220d przesiedliśmy się prosto z modelu C300d i zdecydowanie to wnętrze gdzieś już widziałem. Oba modele w wielu miejscach wyglądają bliźniaczo, ale też w wielu mają małe, ale bardzo istotne różnice.

Ogółem zachowano tu wnętrze typowe dla nowych Mercedesów. Minimalistyczne, z dużym ekranem na środku oraz niewiele mniejszym, ale panoramicznym ekranem kierowcy. Lekkie deja vu potęguje identyczna wersja tapicerki w obu modelach. Swoją drogą bardzo wysokiej jakości, podobnie jak skórzanego wykończenia deski rozdzielczej oraz drzwi. Ogółem użyte tu materiały są zdecydowanie z wyższej półki, a ich spasowanie stoi na wysokim poziomie. Jeśli dodamy do tego spory wybór podświetlania różnych elementów, to wszystko robi bardzo pozytywne wrażenie.

Nawet przy ciemnych elementach wykończenia wnętrze jest dosyć jasne, ale jeśli zależy Wam na solidnej dawce dodatkowego światła, to wielki panoramiczny dach robi robotę.

GLC 220d pokazał mi, że Mercedes umie zrobić wnętrze bez piano black, którego za dużo było we wspomnianym C300d, jak i wielu innych modelach. Tutaj nie ma go wcale, ale użyty plastik, choć szalenie efektowny, nie jest idealny. Bardzo mocno odbija światło i w mocno słoneczne dni może przeszkadzać w trakcie jazdy, za to świetnie prezentuje się w nocy. Bardzo ciekawym elementem, pokazującym jak dużo daje niewielka zmiana wykończenia, są metalowe wstawki na drzwiach. W C300d były one gładkie i pokrywały się brzydkimi plamami, kiedy padały na nie krople deszczu. W GLC 220d ta powierzchnia jest chropowata i od razu problem znika.

Choć wizualnie wnętrza są podobne, GLC 220d jest oczywiście znacznie bardziej przestronnym autem. I to pomimo ogromnego tunelu środkowego. Tu zwyczajnie jest dużo miejsca dla prawie każdego podróżującego. Prawie, bo siedzenie i oparcie na środkowym miejscu tylnej kanapy jest wybitnie twarde i niewygodne. Przy czterech osobach mamy tu wręcz limuzynowe warunki podróżowania.

Bagażnik jest bardzo duży i ma pojemność aż 620 litrów. Podłoga jest umieszczona na wysokości progu, ale jeśli ją uchylimy, znajdziemy tu dodatkową przestrzeń podzieloną całkiem funkcjonalnymi zagłębieniami oraz opcjonalnie składanym pojemnikiem. To ciekawy dodatek.

Czytaj też: Test Ford Mustang Mach-E GT – wady i zalety elektrycznego rumaka

Nowe wnętrze, ale stary MBUX?

Pomimo odświeżenia modelu i wyposażenia go w nowy ekran i najnowsze rozwiązania, GLC 220d w testowanym wariancie nie miał najnowszej wersji systemu MBUX. Choć nie brakuje mu funkcjonalności, na czele z bardzo komunikatywnym i pomocnym asystentem głosowym, mając porównanie z innymi nowymi modelami można się nieco zdziwić, że choć ma pierwszy rzut oka tak samo, to coś tu wygląda trochę… inaczej.

Wszystkie funkcje są na szczęście na swoim miejscu. Łącznie z asystentem parkowania, bezprzewodowym Android Auto i Apple CarPlay genialnym systemem kamer i nawigacją z rozszerzoną rzeczywistością ułatwiającym życie podglądem widoku sygnalizacji świetlnej na ekranie głównym. Pod względem możliwości cyfrowych kierujący Mercedesem GLC 220d jest bardzo mocno zaopiekowany.

Ekran kierowcy pozwala na bardzo daleko idącą personalizację. Do wyboru mamy różne wyglądy, od bardzo protego, przez cyfrowy, po widok mapy i przeładowany informacjami widok sportowy i jazdy terenowej. Do nich możemy dorzucić dodatkowe informacje, jak choćby statystyki spalania, a całość uzupełnić kolejną porcją informacji wyświetlanych na head-upie.

Poza dotykowym ekranem obsługa funkcji auta odbywa się za pomocą fizyczno-dotykowych przycisków pod wyświetlaczem głównym i na kierownicy. Te drugie wymagają nieco przyzwyczajenia, ale Mercedes wychodzi z tego elementu obronną ręką.

Na wyposażeniu, niestety opcjonalnym, nie mogło zabraknąć świetnego nagłośnienie Burmester. Głośników jest dużo, podobnie jak zapasu ich mocy, a rezultaty powinny zadowolić nawet bardziej wymagających odbiorców.

Czytaj też: Test Volvo XC40 Recharge – nie znajdziesz drugiego tak prostego auta

Diesel to piękna sprawa. Mercedes GLC 220d to dzięki niemu bardzo oszczędne auto

Sylwia Januszkiewicz

Mercedes GLC 220 d został wyposażony w 2-litrowy, 4-cylindrowy silnik o maksymalnej mocy 197 KM i 440 Nm maksymalnego momentu obrotowego, wspierany przez 23-konny silnik elektryczny. Jest to typowy układ miękkiej hybrydy – mamy mały silnik elektryczny, który pomaga silnikowi głównemu podczas ruszania i przyspieszania, a więc w sytuacjach, które generują największe zużycie paliwa. Sam diesel jest oszczędną konstrukcją, a wspierany dodatkowo przez silnik elektryczny, wykręca wprost wspaniałe wyniki spalania. Spójrzcie na to:

Cykl miejski5 l/100 km
Trasa do 90 km/h4,6 l/100 km
Droga ekspresowa (tempomat ustawiony na 120 km/h)4,6 l/100 km
Autostrada (tempomat ustawiony na 140 km/h)7,5 l/100 km

Jest to chyba najbardziej oszczędne auto, jakim jeździłam (przynajmniej w tych gabarytach). Jasne, w sytuacjach ekstremalnych spali więcej, ale nawet wtedy nie przyprawi Was o zawał. Pozwólcie, że podam Wam przykład. Pewnego niezbyt pięknego dnia wpadłam w paskudny korek i kwitłam w nim przez 20 minut, po czym przez kolejnych 15 min uprawiałam wariacki rajd, katując GLC, aby dotrzeć na czas tam, gdzie miałam dotrzeć. Ta „wycieczka” nie miała nic wspólnego z oszczędną jazdą, od pierwszej do ostatniej minuty, a kosztowała mnie 7,2 l/100 km. Biorąc pod uwagę to, że doprawdy trudno byłoby wykręcić w mieście gorszy wynik, można śmiało stwierdzić, że zły wynik GLC to świetny wynik sporej grupy jego konkurentów.

Biorąc pod uwagę to, że GLC 220d waży 2 tony, a musi go udźwignąć tak niewielki silnik, nie należy spodziewać się po nim zawrotnego przyspieszenia. Prędkość 100 km/h osiąga w 8 sekund i muszę przyznać, że każda próba wymuszenia na nim dynamiki jest bolesna, nawet w trybie Sport. Czuć ten ciężar, czuć wysiłek silnika. Bądźmy jednak realistami – GLC SUV nie został stworzony z myślą o sportowych doznaniach. Nie będziecie najszybszym użytkownikiem drogi, ale za to jednym z najbardziej zadowolonych.

Jak na Mercedesa przystało, GLC 220d został wyposażony w komfortowe zawieszenie, które sprawnie wyłapuje nierówności i dba o to, żeby było Wam mięciutko i przyjemnie, wnętrze jest dobrze wyciszone, a układ kierowniczy będzie dostosowywał się do okoliczności i posłusznie wykonywał Wasze polecenia, dyskretnie korygując nieopatrzne ruchy kierownicą. Promień zawracania 11,8 m sprawia, że GLC jest autem całkiem sprytnym, ale jeżeli to dla Was za mało, producent oferuje tylną skrętną oś jako opcję dodatkową. Reasumując, jazda Mercedesem GLC 220d to czynność lekka, prosta i przyjemna. Polecam!

Czytaj też: Test Ford Puma ST-Line X – zadziorny kot trzyma rybki w bagażniku

Digital Light Mercedesa to inny wymiar świateł

Podstawowa wersja Mercedesa GLC 220d jest wyposażona w statyczne reflektory w technologii LED, ale to system Digital Light z adaptacyjnym asystentem świateł drogowych Highbeam Plus jest tym, w który warto zainwestować. Rozbijmy go na dwie części, zaczynając od asystenta świateł drogowych Highbeam Plus. System monitoruje otoczenie auta i operuje światłami mijania tak, aby w ich stożku świetlnym nie znalazły się pojazdy jadące z naprzeciwka i pojazdy poprzedzające. W zależności od sytuacji przełączy światła mijania w światła częściowo drogowe lub drogowe. Pomyślicie, że nie jest to nic nadzwyczajnego. W końcu każdy producent dysponuje systemem tego typu, prawda? Cóż, z asystentami świateł drogowych jest tak samo jak z asystentami parkowania – to, że auto ma coś na wyposażeniu nie znaczy, że jest to zrobione dobrze. Zapewniam jednak, że w tym konkretnym przypadku jest to zrobione bardzo dobrze. Włączyłam asystenta i wybrałam się na przejażdżkę wąską drogą prowadzącą przez las, aby sprawdzić, jak Highbeam Plus sobie poradzi. Kiedy z naprzeciwka nadjeżdżały pojazdy, GLC natychmiast wygaszał światła tak, aby ich nie oślepiać – przejechałam tak kilkadziesiąt kilometrów i żaden z pojazdów jadących z naprzeciwka nie migał w moją stronę światłami, a ściana lasu po lewej stronie pozwalała zobaczyć, jak szybko GLC reaguje na zmiany w otoczeniu. W efekcie nie tylko doskonale widziałam drogę i pobocze, nie przeszkadzałam nikomu i mogłam całkowicie skupić się na drodze.

Digital Light jest systemem przekazującym kierowcy pomoce wizualne, wyświetlając grafikę przed pojazdem. Działa w różnych sytuacjach, w moim przypadku zareagował, kiedy jego zdaniem za bardzo zbliżyłam się do pojazdu poprzedzającego (przygotowywałam się do wyprzedzania). Wyświetlił mi na asfalcie grafikę ostrzegającą o zbyt małej odległości. Czy było to przydatne? Nie, po pierwsze nawet bez tej grafiki doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mam przed nosem tyłek TIR-a, a po drugie, niepotrzebnie odciągała moją uwagę od manewru, który miałam za chwilę wykonać. Na dzień dzisiejszy nie widzę szczególnego uzysku z Digital Light, ale koncepcja wyświetlania pomocy graficznych na drodze ma potencjał. Póki co można to po prostu wyłączyć.

Czytaj też: Kierownica wymyślona na nowo. Jeździliśmy Lexusem RZ 450e

O haku w Mercedesie GLC 220d słów kilka

Jeżeli potrzebujecie haka holowniczego, takowy może być Wasz za okazjonalną cenę 5612 zł. Jeżeli nie macie wprawy w jeżdżeniu z przyczepą, asystent manewrowania z przyczepą może być Wasz za jedyne 2015 zł. Kwota podchodząca pod 8000 zł nie jest niska, ale hej! Opłaca się, jeśli np. co roku musicie przetransportować łódkę nad jezioro, a potem odholować ją do domu. Oczywiście, o ile nie jest to duża łódka – dopuszczalna masa przyczepy to 750 kg.

Czytaj też: Test Ford Mustang Mach-E. Kiedy Twoim jedynym problemem jest koń na masce

Ile kosztuje Mercedes GLC 220d? To zależy

Ceny Mercedesa GLC 220d wahają się miedzy 240 100 zł (GLC 200 4MATIC) a 320 600 zł (GLC 400e 4MATIC), a sam model jest dostępny w 7 konfiguracjach. Mamy tutaj wszystko: benzynę, diesla i hybrydy plug-in w obu konfiguracjach. Testowany przez nas GLC 220d 4MATIC jest jedną z najtańszych opcji – w wersji podstawowej kosztuje 249 900 zł, a w leasingu na 36 miesięcy, przy wpłacie własnej 10%, będzie Was kosztował 3324 zł netto miesięcznie. Wszystko fajnie, ale czym byłby Mercedes bez pakietów dodatkowych? Czyż każda sztuka nie jest zaledwie luksusową kanwą na której, za pomocą kilku (nastu) kliknięć w konfiguratorze, możecie namalować swoje świeżutkie, dopieszczone auto? 50 000 zł tu, czy 30 000 zł tam… Szczegóły.

Testowany przez nas egzemplarz był wyposażony bogato, ale da się zdrożej. Konfigurator zatrzymał się na kwocie 342 994 zł. Mamy tutaj panoramiczny dach, 20-calowe felgi, tapicerkę ze sztucznej skóry, pakiet świateł o którym pisałam, MBUX w rozszerzonej wersji, system kamer 360°,  system nagłośnienia Burmester surround i 40 innych rzeczy, których wymienienie zajęłoby zbyt dużo miejsca. Chcąc zbliżyć się do granicy 400 000 zł, musielibyście dokupić tylną skrętną oś, naturalną skórę, pakiet off-road i hak z asystentem.

Dobrze, przepraszam. Mogę sobie śmieszkować z tego, że za wszystko w Mercedesie trzeba dodatkowo dopłacić, ale prawda jest taka, że ta strategia jest dobra. Wyniki sprzedaży Mercedesa i popularność samego GLC mówią same za siebie.

Czytaj też: Test Mercedes GLE 350 de. Ogromny diesel na prąd, czyli bardzo nietypowa hybryda

Mercedes postawił na ewolucję GLC i zrobił to dobrze

Popularność linii GLC mówi sama za siebie. Jeśli wierzyć w informacje na stronie producenta, to właśnie GLC 220d jest najchętniej wybieranym wariantem SUV-a i nic w tym dziwnego. Diesel pozwala na wyjątkowo oszczędną jazdę, a 1000 km na jednym baku nie stanowi większego wyzwania.

Nic nie wskazuje na to, aby nowa odsłona GLC mogła z jakichś powodów nie dorównać popularności poprzednika. Zmiany wizualne są kosmetyczne, Mercedes dorzucił tu ogromny pakiet nowych technologii i cyfrowych rozwiązań, opakował w świetnie wykonane wnętrze i… spokojnie może oczekiwać na tłumy klientów. Nie powinno ich zabraknąć.