O tym, czy auta elektryczne są bardziej, czy mniej przyjazne dla środowiska napisano już tyle tekstów, że nie ma sensu się tą kwestią tutaj zajmować. Niezależnie, które przyjmiemy stanowisko, znajdziemy równie dużo zwolenników, co krytyków. Być może z czasem się to zmieni. Wiadomo jednak jedno, najwięcej innowacji, najszybszy rozwój w motoryzacji aktualnie notuje się w segmencie aut elektrycznych. Napęd elektryczny opanowuje nowe segmenty aut: od roadsterów, przez luksusowe sedany, pickupy, przez małe auta miejskie. Nawet auta terenowe, które nie boją się piachu, wody i błota też stopniowo przechodzą na napęd elektryczny. Czy jednak kiedykolwiek słyszeliście o elektryku, który jest w stanie wjechać do zbiornika wodnego, całkowicie się zanurzyć, a następnie przejechać po dnie całkiem spory dystans, jak gdyby nigdy nic? Od razu zaznaczam, że nie jest to auto z kolejnej odsłony sagi o Jamesie Bondzie.
Czytaj także: Samochód elektryczny się nie opłaca. Przekonaj mnie do zmiany zdania
Grupa inżynierów, miłośników motoryzacji oraz… nurków postanowiła zbudować wodoodporny pojazd elektryczny, któremu warunki podwodne nie byłyby straszne. Test takiego właśnie auta zakończył się właśnie całkowitym sukcesem. Członkowie zespołu przekonują, że tym samym ustanowili rekord długości jazdy pod powierzchnią wody.
Gdyby ktoś się jeszcze łudził, nie mówimy tu o jakimś futurystycznym, absurdalnym aucie zbudowanym przez Teslę. Zamiast futurystycznych kształtów Cybertrucka, podwodny rekordzista to przerobiona Toyota LandCruiser wyprodukowana w 1978 roku i pokryta wściekle pomarańczowym kolorem (być może dzięki temu jest lepiej widoczna na dnie kanału — bezpieczeństwo przede wszystkim). Samochód znaleziony na portalu z ogłoszeniami przerabiany był przez członków zespołu przez ponad sześć miesięcy. W trakcie prac zamontowano w jego wnętrzu wodoodporny silnik elektryczny oraz zainstalowano cztery wypełnione wodą opony.
Czytaj także: Statek z samochodami płonie i rozpala dyskusje. Pożary aut elektrycznych to jednak ich najmniejszy problem
Efekty pracy były zaskakujące
Odnowiony, uszczelniony i całkowicie elektryczny pojazd prowadzony przez trzydziestu różnych nurków, którzy zmieniali się za kierownicą co 15 minut, przejechał po dnie kanału transportowego w Zatoce Darwina u północnych wybrzeży Australii okrągłe siedem kilometrów. Przez cały ten czas samochód znajdował się 30 metrów pod powierzchnią wody. Ze względu na wyjątkowo trudne, grząskie podłoże, które sprawiało, że przejażdżka przypominała bardziej wyprawę terenową, pokonanie siedmiu kilometrów zajęło Land Cruiserowi 12 godzin zamiast pierwotnie planowanych siedmiu. Tak czy inaczej, przejazd zakończył się całkowitym sukcesem, nawet mimo tego, że próbie przyglądały się krokodyle, które zamieszkują wody zatoki.