Lexus LC 500 wygląda majestatycznie, ale też zwyczajnie inaczej

Lexus LC 500 to auto pod wieloma względami unikatowe, w tym również pod względem stylistycznym. Nie znajdziemy drugiego, tak wyglądającego samochodu. Poza oczywiście niektórymi elementami charakterystycznymi dla modelu Lexusa.

Przód jest bardzo długi i… szybki. Ostro zakończone lampy i boki wielkiego grilla wyglądają, jakby od szybkiej jazdy zostały rozciągnięte do tyłu i zastygły w takiej pozycji. Przód LC 500 jest bardzo długi, ale cała bryła, patrząc z boku, nie wygląda tak jak w choćby w Mercedesach SL, w których maska zdaje się stanowić 2/3 długości auta.

Na boku mamy efektowne przetłoczenia, ładnie współgrające z 21-calowymi felgami i tutaj idealnie widać, jak mocno nachylona jest przednia szyba, ale też jak długim autem jest LC 500. Ma on aż 4770 mm długości. Do tego 1920 mm szerokości bez lusterek, 1350 mm w testowanym wariancie Convertible, 2870 mm rozstawu osi i 133 mm prześwitu.

Z tyłu Lexus LC 500 jest może troszkę kanciasty. Tu też mamy bardzo charakterystyczne lampy i przez cały czas zastanawiałem się, jak droga musi być ich wymiana… Na dole mamy ładnie wkomponowane atrapy, ale spokojnie, są dziurawe i za nimi kryją się faktyczne, fizyczne końcówki wydechów.

Składanie dachu wygląda wręcz majestatycznie. Jest w to zaangażowanych dużo ruchomych elementów i precyzja ich poruszania się robi ogromne wrażenie. Cały proces trwa 15 sekund i można go wykonać przy prędkości do 50 km/h. Producent zapewnia, że konstrukcja wytrzyma co najmniej 18 000 cykli otwierania i zamykania lub 50… lat.
Czytaj też: Test Toyota GR Yaris – unikat na kołach. Nie ma drugiego takiego auta
Wnętrze Lexusa LC 500 to niespotykany poziom luksusu i trudno o lepiej wyciszony kabriolet

Jak można jednym słowem opisać wnętrze Lexusa LC 500? Skóra! Skóra, skóra, wszędzie skóra. Tam gdzie jej nie ma – metal. Błyszczący plastik? Tego szukajcie w nowych SUV-ach producenta. Ajj… musiałem.

Oczywiście skóra skórze nierówna i z tą w LC 500 mało która może się równać. Mamy tu skórę półanilinową, czyli jest to skóra naturalna, delikatnie barwioną, z widoczną naturalną strukturą i fakturą. Będziecie widzieć pory, a także ślady, np. po ugryzieniach owadów, chociaż o te ostatnie jest trudno, bo skóra jest wyselekcjonowana tak, aby było na niej jak najmniej niedoskonałości. Aby zabezpieczyć ją przed uszkodzeniami, jest dodatkowo pokryta cienką warstwą lakieru ochronnego. Dzięki temu zachowuje naturalny wygląd i fakturę podobną do skóry czysto anilinowej, ale jest od niej znacznie bardziej odporna. Idealny kompromis – naturalna, wysokiej jakości skóra bydlęca, która jednocześnie nie wymaga takiej ostrożności i atencji jak skóra anilinowa. Luksus w praktycznym wydaniu. Skóra jest miękka, lepiej oddycha niż skóra licowa, jest bardziej wytrzymała i choć testowany egzemplarz miał już ładnych kilkadziesiąt tysięcy kilometrów przebiegu, co jak na auto testowe jest ogromny wynikiem, nadal pachniała świeżością i wyglądała jak nowa.

Żeby nie było, ten metal to nie do końca takie dobre rozwiązanie. Metalowe wstawki oczywiście podnoszą uczucie luksusu, ale brudzą się wcale nie mniej niż błyszczący plastik. Szczególnie wrażliwy miejscem jest przycisk otwierający schowek przed fotelem pasażera, który bardzo szybko zbiera odciski palców. Co nie zmienia faktu, że metal jest bez porównania lepszą opcją niż plastik. Ogólnie nad wykonaniem wnętrza można się rozpływać bez końca. Detale, przeszycia, kształt klamek… inny świat!

Czy można się tu do czegoś przyczepić? Ewentualnie do tylko jednego capholdera. Z drugiej strony w takim aucie to kierowca jest najważniejszy, pasażer niech jakoś sobie radzi.

Bardzo ciekawie wygląda kwestia foteli, bo nie są to w żadnym stopniu siermiężne, twarde fotele sportowe. Jasne, mają usportowioną charakterystykę, ale ze świecą szukać równie wygodnych foteli nawet w bardziej luksusowych autach. Są sporych rozmiarów, nieprzesadnie miękkie, ani trochę twarde, czysta poezja. Co ciekawe, pomimo tego, że mamy tu bardzo sportowe auto, wsiadanie i wysiadanie wcale nie jest czynnością odzierającą z godności. Być może dlatego, że najwygodniejsza pozycja do siedzenia to nie jest najniższa z dostępnych. Jasne, jak ktoś chce siedzieć na asfalcie – jest taka opcja, bo fotele można bardzo nisko obniżyć, ale kompletnie nie jest to potrzebne.






Tylka kanapa w Lexusie LC 500, jakby to ładnie powiedzieć, istnieje. Jeśli mamy założony wiatrołap to dwa miejsca z tyłu służą za dodatkowy bagażnik. Jeśli chcemy tak kogoś posadzić, to będzie to dziecko lub osoba to może maksymalnie 160 cm wzrostu i zdecydowanie na krótkiej trasie.

Co warto podkreślić, jak na kabriolet z miękkim dachem Lexus LC 500 jest bardzo dobrze wyciszony. Szum, który niedawno słyszeliśmy w Maździe MX-5 przy 100 km/h tutaj… nie rozwinęliśmy prędkości, która dawałaby podobne odczucia. Nawet przy prędkościach autostradowych LC 500 jest wyciszony lepiej niż zdecydowana większość aut dostępnych dzisiaj na rynku.



O bagażniku możemy powiedzieć tyle samo, co o tylnej kanapie – istnieje. Ma pojemność ok 149 litrów i pomieści co najmniej dwie, choć wydaje mi się, że damy radę trzy, walizki kabinowe.












Czytaj też: Test Mercedes GLS 600 Maybach – inny wymiar luksusu
Przesuwany zegar w Lexusie LC 500 to mistrzostwo świata i okolic

Choć Lexus LC 500 nie jest świeżym modelem, trudno powiedzieć złego słowa o jego ekranach. Są wysokiej jakości i ładnie wkomponowane we wnętrze. Przejdźmy najpierw do zdecydowanie najciekawszego elementu, jakim jest zegar na ekranie kierowcy.



Tego nie widać na zdjęciach, ale jego obramowanie to nie jest animacja. To jest fizyczny, metalowy bezel, który w dodatku PRZESUWA SIĘ! To jest tak piękny smaczek wnętrza LC 500, że wręcz trudno to opisać. Kiedy chcemy zmienić ustawienia, bo tak, jak w każdym Lexusie czy Toyocie ustawienia np. działania asystentów wprowadzamy na ekranie kierowcy, zegar przesuwa się na bok. Po skończeniu przeklikiwania tego, czego szukamy, wraca na swoje miejsce. Wygląda to obłędnie, majestatycznie… czysta poezja.



Ze względu na to, że wszystkie ustawienia mamy na ekranie kierowcy, ekran główny służy w zasadzie do nawigacji lub działania Android Auto lub Apple CarPlay. No i podglądu widoku z kamer 360. Tak, są tu obecne i bywają bardzo przydatne, bo przy tych felgach trzeba uważać przy parkowaniu. Obraz z kamer jest przyzwoitej jakości, płynny i zdecydowanie pomocny.

System 13 głośników Mark Levinson robi robotę. Pomimo niewielkiej kubatury wnętrza, ale w połączeniu z bardzo dobrym wyciszeniem możemy cieszyć się głębokim, przestrzennym brzmieniem.
Czytaj też: Test Toyota Hilux – kiedy Land Cruiser jest zbyt luksusowy
Lexus LC 500 nie ma rekordowego przyśpieszenia, ale potrafi być trudną do okiełznania bestią. Jeśli jest to potrzebne

Ten silnik to jest COŚ. 5 litrowe, wolnossące V8 o mocy 464 KM i 530 Nm maksymalnego momentu obrotowego (4 800 obr./min.) połączone z 10-stopniową sekwencyjną automatyczną skrzynią biegów (4×2) i napędem na tył, rozpędzają naszego luksusowego kabrioleta 0-100 km/h w ciągu 4,7 s. Mamy tutaj potężny silnik i moc, ale w dalszym ciągu jest to silnik wolnossący, więc jeżeli chcecie go obudzić, musicie szczodrze wcisnąć pedał gazu. Będzie moment pauzy i zassania powietrza, a następnie poczujecie, do czego to auto jest zdolne. Jednocześnie, jeżeli od wariackiego pędu wolicie stateczne sunięcie po trasie czy mieście, ten silnik idealnie się do tego nadaje. Nie jest narwańcem, nie ma w nim uczucia, jakby tylko czekał na sygnał wystrzelenia Was w kosmos. Można by rzec, że Lexus LC 500 jest cool, calm and collected i tylko niski bulgot silnika zdradza, że pod maską kryje się potwór. Jeżeli chcecie go obudzić, nic prostszego. Albo najbardziej siermiężną metodą, poprzez sygnał pedałem gazu, albo poprzez uruchomienie jednego z trybów sportowych – Sport S Sport S+.

W obu tych trybach znacznie zwiększa się responsywność pedału gazu, układ kierowniczy jest sztywniejszy, zmienia się również charakterystyka pracy skrzyni biegów. Do tego oczywiście zmienia się również praca wydechu. Kiedy otwierają się klapy i wciśnie się pedał gazu… Cytując kolegę z redakcji: o Jezusku oligoceński… Tak, ten dźwięk jest jak Wasza ulubiona muzyka – sprawi, że poczujecie się po prostu zajebiście. Mamy w redakcji takiego jednego fana elektromobilności (cyt.: Elektromobilność rozbudziła we mnie miłość do motoryzacji), który w trakcie testów LC 500 miał pewien elektryczny powóz pewnego europejskiego producenta i cóż… Spotkaliśmy się, żeby nagrać ujęcia z jazdy. Dobrze, że masz do siebie dystans stary, bo ktoś inny by się obraził i rozpłakał.

Wracając do bohatera dzisiejszego testu – tak jak pisałam – na co dzień jest opanowany, ale jest jedno ale. Niech was boska ręka broni myśleć, że ponieważ prowadzi się go stabilnie przy niższych prędkościach, będzie się zachowywał tak samo, jeżeli dacie mu kopa w tyłek, o nie. Potrafi tańczyć na zakrętach, jeżeli dacie mu za dużo mocy. Trzeba reagować bardzo szybko, żeby nie zakończyć tego tańca na drzewie lub słupie. Nie chcę, żebyście mnie źle zrozumieli – LC 500 prowadzi się świetnie, ale nie będzie Was trzymało za rączkę w każdych okolicznościach. Chcecie mocy? Dostaniecie moc, ale musicie być przygotowani na to, że nad tą mocą trzeba zapanować, mając do swojej dyspozycji napęd na tylną oś. Jeżeli ktoś lubi kontrolowane poślizgi, będzie zachwycony. Jeżeli nie – trzeba LC 500 wyczuć. Sprawdzić, jak auto zachowuje się w trudnych warunkach oraz to, jak sobie z nim radzimy. Odradzam brawurę, w szczególności, jeżeli nie mieliście z nim wcześniej do czynienia.

Jak mogłabym podsumować jazdę LC 500 convertible? Jak mesjasz spraw oczywistych: bajecznie. Posiada elegancję, ale nie brakuje mu fantazji. Zawieszenie jest zaskakująco komfortowe nawet w trybach sportowych, ale na tyle sztywne, żeby auto dobrze trzymało się drogi. Ocieka luksusem, ale jest pozbawione sztucznej bufonady. Rzadko spotyka się auta z taką klasą. Ta klasa jest właśnie czymś, czego nie da się kupić. Jasne, LC 500 kosztuje niemało, ale w niejednym droższym aucie słowo klasa jakoś nie przychodziło mi do głowy.
Czytaj też: Test Mercedes-AMG GT 63 S E Performance – tego nie da się opisać. To trzeba poczuć
Spalanie Lexusa LC 500 nie jest złe. Przy spokojnej jeździe…

Wydaje mi się, że ktoś, kogo stać na Lexusa LC 500, nie będzie się szczególnie przejmował spalaniem, ale skoro go mieliśmy, sprawdziliśmy, ile paliwa potrzebuje:
Miasto | 12,5 – 15 l/100 km |
Trasa do 90 km/h (70-90 km/h) | 8 l/100 km |
Droga ekspresowa (tempomat 120 km/h) | 8,1 l/100 km |
Autostrada (tempomat 140 km/h) | 9,8 l/100 km |
Wynik spalania w mieście nie dziwi: 5-litrowe V8 powinno wystarczyć za wytłumaczenie. Co do pozostałych wyników: byłam w szoku, jak ekonomiczną jednostką potrafi być ten silnik. Oczywiście, jeżeli nie będziecie jechać spokojnie, spalanie poszybuje w górę, ale jeśli z jakichś przyczyn będziecie chcieli oszczędzić paliwo, da się, poza miastem (wiadomo).
Czytaj też: Zabraliśmy Lexusa NX450h+ na urlop. To był dobry wybór
Ceny – czy da się jeszcze kupić nowego Lexus LC 500?

Ceny Lexusa LC 500 Convertible zaczynają się od 764 200 zł, natomiast testowany egzemplarz to wariant wyposażenia Superturismo, który podbija cenę do 822 600 zł i w zasadzie rozpisywanie się nie ma sensu, bo zawiera on wszystkie bajery jakie możecie do tego auta dokupić. Niestety, w sieci można znaleźć informacje, które sugerują, że przyszły rok będzie ostatnim rokiem produkcji modelu LC 500, więc jeżeli jesteście zainteresowani, radzę nie odkładać zakupu na „kiedyś”. Nie bez powodu auto zniknęło już ze strony internetowej producenta.
Czytaj też: Test Porsche Panamera GTS – pięć metrów limuzyny czy wyścigówki?
Będzie nam brakować aut takich jak Lexus LC 500

Nie mam zamiaru ukrywać, że trochę mi smutno. Biorąc pod uwagę plotki krążące po sieci, po spędzeniu z tym autem tygodnia, perspektywa wycofania z rynku tak genialnej konstrukcji wydaje się zbrodnią przeciwko kierowcom. Czy kiedykolwiek będzie mnie na niego stać? Jasne, że nie, ale nie znaczy to, że nie potrafię go podziwiać. Wiem, powtarzam się, ale jeżeli ten kabriolet majaczy gdzieś z tyłu Waszych głów i faktycznie go na Was stać, łapcie go, zanim zniknie na dobre. Warto.