Test Mercedes GLS 600 Maybach – inny wymiar luksusu

Jeśli w najprostszych słowach mielibyśmy powiedzieć, czym jest Maybach w gamie Mercedesa, byłoby to bardzo krótkie – jest to coś innego. Dosłownie, bo jest to luksus o bardzo dyskusyjnej powierzchowności. Mercedes GLS 600 Maybach może pod wieloma względami wydawać się kiczowaty, ale jak tylko przebijemy się przez nietypowe pierwsze wrażenie, dostaniemy się do niespotykanego wymiaru luksusu.
...

Mercedes GLS 600 Maybach nie próbuje być sztucznie sportowy. Chwała mu za to

Arkadiusz Dziermański
Zdjęcia – Arkadiusz Dziermański, CHIP Polska

Pakiet AMG w Mercedesie, podobnie jak pakiet M w BMW, wszedł w zasadzie na stałe do podstawowego wyposażenia nowych aut. Przez to wszystko udaje, że jest bardziej sportowe, niż jest w rzeczywistości. GLS 600 Maybach tego nie ma, choć osiągami bije na głowę większość aut dostępnych na rynku. Co prawda jeden z pakietów wyposażenia nazywa się AMG Ultimate, ale nie wpływa on na wygląd zewnętrzny auta.

Mercedes GLS 600 Maybach wygląda jednocześnie do bólu elegancko, imponująco, ale i niedorzecznie. Tu wszystko jest ogromne. Jest to wręcz luksusowo wyglądający czołg. Długi na 5208 mm, szeroki na 2157 mm (z lusterkami), wysoki na 1838 z ponad 3-metrowym rozstawem osi (3135 mm).

Przez to wszystko wydaje się tu większe. Ogromny grill, lampy, wloty powietrza z logo Maybacha z przodu. Na boku mamy jedną z największych kontrowersji, czyli 23-calowe, zabudowane, kute felgi za skromne 35 538 zł. Oczywiście kwestia gustu i jeśli ktoś woli coś bardziej standardowo wyglądającego, to bardziej otwarte felgi z gęstymi, cienkimi szprychami w tym samym rozmiarze kosztują ok 1 000 zł mniej. Za to w standardzie mamy 22-calowe obręcze.

Pozostając przy rzeczach dużych i niedorzecznych – wysuwane progi. Są tak ogromne, że jeden wystarczyłby za zamiennik deski surfingowej. Wysuwają się i chowają bardzo sprawnie, są faktycznie pomocne i użyteczne, ale trzeba o nich pamiętać. W trakcie testu kilka razy o nich zapomnieliśmy i jeśli staniem zbyt blisko auta po otwarciu drzwi, to próg nas dosłownie znokautuje. Przydałby się tu jakiś dodatkowy czujnik zapobiegający takim sytuacjom.

Z tyłu jest bardzo ładnie, ale i prosto. Ogromne lampy, proste oznaczenia modelu i co ważne – to nie są aptrapy wydechów. Są zabudowane, ale za nimi są faktyczne, fizyczne końcówki.

Nie jestem w stanie powiedzieć Wam nic o lakierze, bo ten znajdujący się na aucie nie jest dzisiaj dostępny w cenniku. Warto jednak wspomnieć, że lakiery z palety Manufaktur kosztują w okolicach 33 000 zł, a najdroższe, dwukolorowe ponad 100 000 zł.

Czytaj też: Test Mazda MX-5 – sportowy samochód, który nie przyśpiesza, a i tak daje dużo emocji

Wnętrze Mercedesa GLS 600 Maybach to inny wymiar, tym razem komfortu. Chesz piano black – dopłać!

Wnętrze Mercedesa GLS 600 Maybach w pierwszym rzędzie siedzeń nie jest niczym szczególnie niespotykanym w gamie producenta. Taki sam układ elementów czy kształt tunelu środkowego znajdziemy w podstawowym GLS-ie oraz również GLE. Co nie zmienia faktu, że robi wrażenie!

Zaznaczmy najpierw, że na zdjęciach nie widzicie najwyższego pakietu wnętrza, który obejmuje skórzaną podsufitkę. Jest to wariant środkowy, ale nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek uznał go za mało luksusowy. Choć niektóre elementy się tu brzydko błyszczą, wykonaniu nie można kompletnie nic zarzucić. Wszystko jest perfekcyjnie spasowane i wykonane z materiałów najwyższej jakości.

Błyszczą się, bo ktoś wybrał tutaj w konfiguratorze elementy wykończenia wnętrza Manufaktur – czarne w wysokim połysku z motywem flowing lines. Mówiąc wprost – piano black, za który Mercedes liczy sobie dodatkowe 3 310 zł. Cóż, podobno niektórzy faktycznie sobie to robią, natomiast w standardzie mamy dwa warianty wykończenia drewnem – jasny orzech lub ciemnoszary dąb. Akurat do niebieskiej tapicerki zdecydowanie lepiej pasuje druga opcja.

Wspomniany wcześniej brak usilnego usportowienia wizualnego daje nam do bólu elegancką kierownicę z logo Maybacha. W standardzie jest ona pokryta skórą Nappa, tutaj mamy kosztujący 3 396 zł wariant pokryty drewnem. Standardowo dla Mercedesa podgrzewanie kierownicy to dodatkowy wydatek – 1 497 zł, ale jest on dodawany do wyposażenia automatycznie, po wyborze jednego z bogatszych pakietów.

Przednie fotele mają wszystko. Dziękuje za uwagę! Na poważnie, tu faktycznie jest wszystko. Podgrzewanie, wentylowanie, masaż, elektryczna regulacja w każdej płaszczyźnie i mała rzecz, ale zmieniająca wszystko – nieziemsko wygodne poduszki na zagłówkach. Dodajmy jeszcze, że jeśli korzystamy z podgrzewania, grzany jest też tunel środkowy oraz podłokietnik na drzwiach. Jeśli to za mało, to uchwyty na napoje, z przodu i z tyłu, mogą mieć funkcję grzania lub chłodzenia.

W połączeniu z wybitnym wyciszeniem komfort podróżowania jest poza wszelką konkurencją. A jeśli tego mało, to jest tu nie tylko miękko, przyjemnie i wygodnie, ale dodatkowo przyjemnie pachnie. GSL 600 Maybach nie tylko roztacza we wnętrzu zapach perfum, ale izoluje wszelkie nieprzyjemne zapachy z zewnątrz. Jeśli auto przed Wami dymi na czarno olejem z frytkownicy po wrzuceniu drugiego biegu ,to nie musicie nawet włączać zamkniętego obiegu powietrza, ten zapach i tak do Was nie dotrze.

Bagażnik jest malutki i jest to spowodowane luksusem(?). Pomimo tak dużego auta pojemność bagażnika to zaledwie 355 litrów i wynika to z obecności… lodówki. Bez niej zyskalibyśmy sporo dodatkowej przestrzeni. Pod podłogą bagażnika mamy dodatkowy schowek na narzędzia, a na boku znajdziemy przycisk do opuszczania zawieszenia.

Czytaj też: Test Toyota GR Yaris – unikat na kołach. Nie ma drugiego takiego auta

Maybach zaczyna się w drugim rzędzie foteli

Układ drugiego rzędu siedzeń, który tutaj mamy, to zasługa najwyższego pakietu wyposażenia First Class za 106 148 zł. To właśnie on zamienia tylną kanapę w dwa fotele kapitańskie i wydaje mi się, że raczej mało kto zdecyduje się na zakup GLS-a 600 Maybach bez tego elementu. W końcu to właśnie po to powstają te auta.

Co mam do dyspozycji siedząc w drugim rzędzie? Ponownie – wszystko. Fotele mają pełny zakres regulacji, masaż i podgrzewanie. Dodatkowo siedząc na prawym miejscu mamy możliwość sterowania pozycją fotela pasażera z przodu, a ustawienie się w docelowej pozycji leżącej automatycznie składa fotel z przodu i co ważne, nie zasłania on kierowcy widoku lusterka.

Dalej mamy – ekrany w zagłówkach, ładowarkę indukcyjną (mieszczącą największe smartfony), uchwyty na napoje z grzaniem i chłodzeniem, dodatkowy tablet do sterowania interfejsem, dwa porty USB-C, dwa porty HDMI, lodówkę, sterowanie roletą dachową i żaluzjami w bocznych szybach, rozkładane stoliki, dwie pary wysokiej jakości bezprzewodowych słuchawek (z możliwością podłączenia przewodowego) oraz kieliszki w lodówce, które w testowanym egzemplarzu niestety ktoś się nie bał i… podprowadził. Słowem – jest tu wszystko potrzebne do tego, aby poczuć się jak człowiek z zawodu prezes.

Co ciekawe, Mercedes GLS 600 Maybach został zaprojektowany tak, że podróżowanie z tyłu jest bardziej komfortowe niż z przodu. Choć mogłoby się wydawać, że już lepiej być nie może, a jednak! Już z przodu ledwo czuć wszelkie nierówności, z tyłu ich praktycznie nie zauważymy. Nagłośnienie, które jest dosłownie w całym aucie, nawet jeśli nie ustawimy priorytetu kierowania dźwięku na tylny fotel – tutal i tak jest najlepiej słyszalne. Dźwięk jest świetny, ale to tutaj czuć największą przestrzenność i słychać najwięcej szczegółów.

Jednej rzeczy nie do końca rozumiem i jest nią panel sterowania klimatyzacją. Pełną regulację temperatury i nawiewów mamy na ekranie przed sobą lub tablecie, ale do tego mamy też fizyczne przyciski na tunelu środkowym. Jasne, fizyczne przyciski są zawsze wygodniejsze, ale są one zwyczajnie tak daleko, że raczej mało kto będzie próbował do nich sięgnąć.

Czytaj też: Test Toyota Hilux – kiedy Land Cruiser jest zbyt luksusowy

Kilka słów o multimediach Mercedesa GLS 600 Maybach

Mercedes GLS 600 Maybach to nie jest najnowszy model, więc nie ma najnowszej wersji interfejsu MBUX. Co nie znaczy, że czegoś mu brakuje. No może poza najnowszymi rozwiązaniami asystentów, jak automatyczna zmiana pasa ruchu.

Interfejs jest rozbudowany, ale prosty, czytelny i łatwy do opanowania. Działa ze wzorową płynnością na każdym z ekranów, a łącznie mamy ich tu sześć, jeśli wliczymy rozbudowany head-up. Miłym dodatkiem jest dodatkowy motyw graficzny Maybach. Nie tylko dla zegarów na ekranie kierowcy, ale też można go ustawić w interfejsie całego auta.

Sterowanie ekranem głównym może odbywać się za pomocą dotyku, ale to nie zawsze jest wygodne, bo wyświetlacz jest umieszczony daleko, auto jest ogromne i nie zawsze łatwo jest do niego sięgnąć. Wtedy z pomocą przychodzi touchpad na tunelu środkowym.

W zasadzie podobnie wygląda to w drugim rzędzie siedzeń. Ekran przed nami, szczególnie jak się wygodnie rozsiądziemy, jest daleko i wtedy możemy skorzystać z tabletu. To ciekawa sprawa, bo jest to bardzo stary tablet Samsunga z nie najlepszym już ekranem i bardzo niską wydajnością, ale mimo wszystko interfejs Mercedesa działa na nim wzorowo, bez najmniejszych opóźnień.

Pasażerowie z tyłu mają rozbudowane możliwości sterowania multimediami, w tym opcję odtwarzania dźwięku tylko na swoich słuchawkach. Do pełni szczęścia i maksymalnego doposażenia brakuje tu tylko tunera telewizyjnego.

Oczywiście wszystkie elementy takie jak wysokiej jakości system kamer 360, nawigacja z rozszerzoną rzeczywistością czy widok z kamer z podglądem sygnalizacji świetlnej kiedy stoimy na czerwonym – to wszystko jest i działa wzorowo.

Czytaj też: Test Chery Tiggo 7. Totem Tygrysa z Chin rzuca rękawicę Europie

Nie tylko wnętrze, zawieszenie GLS-a 600 Maybach to też inny świat

Sylwia Januszkiewicz

Porozmawiajmy o tym, co odróżnia Mercedesa-Maybacha GLS od Mercedesa GLS. Jest tego sporo, ale zacznijmy od zawieszenia. Od razu zastrzegam, że takie samo możecie dostać w GLS-ie bez oznakowania Maybach, ale mamy pewne różnice, o których za chwilę.

Zawieszenie E-Active Body Control jest połączeniem zawieszenia pneumatycznego z elektroniką i aktywną hydrauliką. Pierwsze skrzypce gra tutaj zawieszenie hydrauliczne – to ono odpowiada za odpowiedni prześwit i poziom nadwozia. Wspiera je hydraulika, której zadaniem jest tłumienie ruchów nadwozia (np. przechyły na zakrętach), uwzględniając każde koło indywidualnie. Do tego dochodzi cała armia bajeranckich czujników i kamera skanująca nawierzchnię, aby system dostosował zawieszenie do nierówności, zanim na nią faktycznie najedzie. Maybach GLS będzie również pochylał w zakrętach tak, aby jak najbardziej zmniejszyć odczuwalność sił bocznych oddziałowujących na nadwozie. To, jak zawieszenie będzie pracowało, zależy w dużej mierze od trybu jazdy jaki wybierzecie. Mamy oczywiście standardowe tryby Comfort, czy Sport, których raczej nie trzeba nikomu wyjaśniać. Ja wolałabym się skupić na dwóch innych trybach – Off-Road oraz Maybach.

Pierwszy z nich, jak sama jazda wskazuje, służy do jazdy terenowej. Większy prześwit, lepsza trakcja i tak dalej, ale wszyscy doskonale wiemy, że najbardziej charakterystyczną funkcją tego trybu jest funkcja Recovery. Zaprojektowana z myślą o wydostaniu się z głębokiego pisaku, błota czy śniegu. Auto zaczyna się bujać, aby poluzować koła i pomóc wydostać się kierowcy z tarapatów bez używania drugiego auta i wyciągarki. Przydatna rzecz, ale nie oszukujmy się – zdobyła taką sławę nie ze względu na swoje właściwości użytkowe, po prostu wygląda to kozacko i stała się ucieleśnieniem wyrażenia „bujać się autem”. Doskonale rozumiem Mercedesa, że intensywnie wykorzystywał ją do promocji swoich luksusowych SUV-ów.

Drugi tryb, może nie tak spektakularny, ale nie mniej istotny, to tryb Maybach. Został stworzony z myślą o ludziach, których stać nie tylko na Maybacha, ale również na kierowcę, który będzie ich tym Maybachem woził. Taki klient siedzi zazwyczaj na tylnym siedzeniu i cóż, to jemu ma być wygodnie. Dlatego właśnie tryb Maybach zestraja zawieszenie i układ napędowy tak, aby pasażerowie siedzący z tyłu podróżowali w maksymalnym komforcie. Co to oznacza? Przede wszystkim maksymalną redukcję ruchów nadwozia i drgań w tylnej części kabiny. Zadbano również o komfort akustyczny – w tym trybie do uszu pasażerów z tyłu mają dochodzić minimalne ilości dźwięków z zewnątrz. Dodatkowo, auto nie będzie reagowało na agresywne użycie pedału gazu agresywnym przyspieszaniem. Reakcja będzie bardziej płaska, aby pasażer nie odczuł dyskomfortu. Zmieni się również praca skrzyni biegów – system będzie działał tak, aby było ich jak najmniej, w końcu każda zmiana jest odczuwalna i wpływa na komfort pasażera. Zmian jakie zachodzą w trybie Maybach jest więcej, ale zabrakłoby na nie miejsca w tym artykule. Z resztą, czy ich wymienianie jest tak ważne? Niekoniecznie, ważniejsze są wrażenia z jazdy. Posadziłam na tylnym siedzeniu redaktora Dziermańskiego, żeby mi powiedział, czy faktycznie zmiana jest tak odczuwalna jak zapewnia o tym producent. Zastrzegam też, że woził on tyłek na tylnym siedzeniu niejednej limuzyny za ciężkie pieniądze, więc wie, o czym mówi:

Arkadiusz Dziermański

Już w trybie Comfort GLS 600 Maybach jest wyjątkowo komfortowy i można się zastanawiać – jak to możliwe, że może być jeszcze lepiej? Nie wiem, nie wnikam, ja się tam tylko wiozłem. Faktycznie coś w tym zapewnieniach producenta jest, bo komfort podróżowania da się dodatkowo poprawić. Jako pasażer znajdujecie się wtedy w bańce zawieszonej na chmurce i tylko jakieś nieprzewidziane, gwałtowne hamowanie może Wam zakłócić stan, w jakim się znajdujecie.

Czytaj też: Test Mercedes-AMG GT 63 S E Performance – tego nie da się opisać. To trzeba poczuć

Mercedes GLS 600 Maybach może i jest jak czołg, za to z napędem odrzutowym

Sylwia Januszkiewicz

Opisanie wrażeń z jady tym autem jest niesamowicie trudne – jest tutaj tyle funkcji ułatwiających życie kierowcy i wpływających na komfort (pasażerów i kierowcy), że nie do końca wiem, które mam opisać, bo wszystkich opisać się nie da. Podejrzewam, że samo ich wymienienie zajęłoby stronę A4, więc poddaję się, skupmy się po prostu na user experience.

Skoro wcześniej ustaliliśmy, że pasażerowie z tyłu nie mają na co w Maybachu GLS narzekać, przejdźmy do kierowcy. Cóż, kierowca również płakać nie będzie. V8 o pojemności 4 litrów, 557 KM mocy i 770 Nm momentu obrotowego. Tak, ten 3-tonowy olbrzym nie potrzebuje wiele czasu do rozwinięcia prędkości 100 km/h. Wystarczy 4,9 s. Dosyć surrealistyczne doświadczenie. Siedzi się jak na puchatym fotelu, wciska się pedał gazu, nie słychać ryku silnika, człowieka nie wciska też szczególnie w fotel, prędkościomierz jest jedynym źródłem wiedzy o tym, z jaką prędkością się poruszacie i radzę na niego często zerkać, bo niezależnie od prędkości, będziecie się czuć jakbyście sunęli luksusową żaglówką po spokojnym jeziorze i dopiero mandat karny może Was uświadomić, że np. przekroczyliście prędkość na autostradzie o jakieś 50 km/h. Powtarzam: w tym aucie W OGÓLE nie czuć prędkości.

Co do zawieszenia to już sobie wyjaśniliśmy, jak dba o komfort, nie ma sensu tego powtarzać. Praca silnika? Cóż, nie wiem, wnętrze jest za dobrze wyciszone, a było za zimno, żeby jeździć z otwartymi szybami. Domyślam się, że 4-litrowe V8 wydaje piękne dźwięki, ale są one przeznaczone nie dla kierowcy i pasażerów, a dla otoczenia. Nie ma za co.

Oczywiście auto jest wyposażone we wszelkie udogodnienia jakich można oczekiwać od luksusowej, innowacyjnej marki. MBUX, tuziny systemów asystujących, bezpieczeństwo aktywne i pasywne. Jest tam w zasadzie wszystko. Jedyny system Mercedesa, jakiego w Maybachu nie widziałam, to aktywny tempomat z funkcją wyprzedzania przeszkód, ale nie dziwi mnie to. Jest to świeża funkcja, którą pierwszy raz spotkaliśmy w 2025 roku, więc pojawienie się jej w Maybachach jest kwestią czasu.

Pomimo tego, że Maybach dysponuje potężną mocą i przyspieszeniem, nie czułam potrzeby rozwijania wariackich prędkości. Kiedy wyjechaliśmy na trasę szybkiego ruchu i mieliśmy do przejechania prawie 200 km w jedną stronę, Arek w pewnym momencie zapytał mnie, czy wszystko ok, bo jakoś wolno jadę. Cóż, wszystko było OK. Było mi tak dobrze i wygodnie, że nie miałam absolutnie żadnej potrzeby jechania na czas, co mi się w zasadzie nie zdarza. Sunęłam sobie ekspresówką z prędkością 110 km/h, otulona miękkim fotelem, który mnie ogrzewał i masował, nawet temperatury klimatyzacji nie zmieniałam sama – robiła to za mnie asystentka głosowa. Było cichutko, spokojnie, stabilnie jak cholera, a mi pozostawało tylko cieszyć się widokami świętokrzyskich lasów. Nie docierały do mnie nawet smrodki z pól, kiedy już zjechaliśmy z ekspresówki – GLS zatrzymywał wszystkie nieprzyjemne zapachy.

Czytaj też: Test Audi SQ5 – sportowo, komfortowo, ale z dziwnymi wpadkami

Dla podkręcenia atmosfery porozmawiajmy o spalaniu

Można się domyślać, że jak ktoś decyduje się na GLS-a 600 Maybach to o tak przyziemnych rzeczach jak spalanie zbyt często nie myśli. Niemniej domyślam się, że to dla wielu osób może być nie lada ciekawostka, więc spalanie wygląda następująco:

TrasaSpalanie na 100 km
Miasto16+l
Do 90 km/h8,7l
120 km/h12l
140 km/h13,7l

Chyba nikt nie spodziewał się niskich wartość, ale też wydaje mi się, że jak na masę, moc i wymiary auta to nie są duże wartości. Oczywiście są to wyniki przy płynnej i spokojnej jeździe, bo tu wcale nie trzeba wiele, aby w mieście nie schodzić poniżej 20l na 100 km.

Czytaj też: Test Mazda CX-80 – make Duży Silnik great again

Mercedes GLS 600 Maybach jest drogi, ale… maksymalna cena nie odbiega mocno od podstawowej

Mówimy o Mercedesie-Maybachu GLS, więc sami rozumiecie – nie wypada zaczynać poniżej miliona. Oczywiście jest to możliwe, ale trzeba by było go kupić w wersji „podstawowej” (z braku lepszego określenia) i dokupić tylko garstkę tańszych pakietów. Możecie dokupić podgrzewaną kierownicę (tak, trzeba za nią dopłacić), pakiet Energizing Air Control (monitorowanie jakości powietrza) i ogrzewanie postojowe. Całość wyniesie 999 483 zł. Także tak, da się, ale bądźmy szczerzy – jeśli kogoś stać go na to auto, stać go również na te najsmaczniejsze zabawki, jakie można do niego dokupić. Będzie kierował się raczej w stronę wyposażenia jakie mieliśmy w testowanym egzemplarzy, a nie w podstawie.

Przeklikaliśmy konfigurator i wychodzi na to, że testowany egzemplarz kosztuje mniej więcej 1 220 000 zł. Najwięcej należy dopłacić za pakiet First Class – to tutaj dostajecie 2 indywidualne fotele z tyłu z dostępem do MBUX, składane stoliki, słuchawki bezprzewodowe, E-Active Body Control, lodówkę między fotelami, uchwyty na kieliszki, czy dywaniki z długim włosiem. Do tego pakiet ochrony przed kradzieżą Guard 360° Plus. Kosztuje to 106 148 i cóż, robi wrażenie. Do tego pakiet wyposażenia wnętrza Manufaktur za 53 247 zł, 23-calowe (!) felgi za 22 738 zł i lakier za 22 738 zł. Całość tych dodatków jest warta ponad 200 000 zł i te pieniądze widać. Auto po prostu kipi luksusem. Nie potrzeba wprawnego oka, nie ma nad czym się zastanawiać. Jeżeli chcecie, aby Wasz pojazd wyraźnie mówił otoczeniu, że dysponujecie ciężkimi pieniędzmi i potraficie je wydawać, Mercedes-Maybach GLS będzie idealnym kandydatem.

Na wypadek gdybyście się zastanawiali Czy da się drożej? Ależ oczywiście! Proszę bardzo, możecie na przykład zamówić dwukolorowe nadwozie za 100 737 zł. Albo iść do producenta i zamówić kolor limitowany. Jak to działa? Przynosicie np. butelkę lakieru do paznokci (lub cokolwiek innego) i mówicie chcę taki kolor. Nie ma problemu, dostaniecie go w takim właśnie kolorze. Ile to kosztuje? To zależy od koloru, ale nie oszukujcie się, będzie o wiele drożej niż przy dwukolorowym lakierze.

Nawet nie będę się bawić w dywagacje na temat tego, czy drogo oraz czy warto. Dla ludzi, którzy dysponują takimi pieniędzmi, Maybachy są warte swojej ceny. Gdyby były za drogie, nie znajdowałyby nabywców, a ponieważ sprzedają się świetnie, najwyraźniej stosunek ceny do jakości i prestiżu jest optymalny.

Czytaj też: Test Porsche Macan Turbo – nie ma lepszego elektrycznego crossovera?

Mercedes GLS 600 Maybach to nie tylko samchód. To cały pakiet doświadczeń

Mercedes-Maybach GLS jest dokładnie tym, czego się spodziewałam. To nie tylko imponujący, ociekający luksusem pojazd. To element image’u właściciela, na wypadek gdyby ktokolwiek miał wątpliwości co do jego statusu społecznego lub zasobności jego portfela. Czy nam, zwykłym ludziom, się to podoba, czy nie, robi cholerne wrażenie. Nie bawi się w subtelności, nie puszcza do nas oczka, jedynie sugerując, że kryje w sobie kawał luksusowej motoryzacji. Obwieszcza to już na dzień dobry, w sumie słusznie – gdybym mogła wydać na auto grubo ponad bańkę, również nie widziałabym najmniejszej potrzeby ukrywania się z tym.