Lumiose City w Pokémon Legends: Z-A. Nowe podejście nie jest idealne
Cała gra dzieje się w Lumiose City — tym samym mieście, które możemy pamiętać z odsłon X/Y. Z tym, że tutaj lokacja jest przedstawiona całkiem inaczej — jako miasto w trakcie „urban redevelopment”, które rośnie, zmienia się i zasiedla nowymi postaciami. To ważne (i dość sprytne), bo twórcy nie próbują udawać, że mamy przed sobą pełny region. Zamiast tego budują gęstą, wielowarstwową przestrzeń z dzielnicami o różnym charakterze, zadaniami zależnymi od etapu przebudowy i ścieżką fabularną, która regularnie każe wracać w znane miejsca, żeby zobaczyć, co się zmieniło. Dzięki temu Lumiose nie jest tylko hubem, a żywym środowiskiem.




Napisałem, że to dość sprytne, bo z jednej strony ma to usprawiedliwienie i nadaje temu podejściu sens, ale z drugiej strony… miasto zamiast regionu jest dla mnie mało atrakcyjnym rozwiązaniem na dłuższą metę. Przez pierwsze godziny gry szczerze czekałem, aż uda mi się wyjść poza granice Lumiose City — i trochę mi było przykro, jak okazało się, że miasto jest wszystkim, co tutaj otrzymujemy. To „ograniczenie” bywa odczuwalne i czasem chciałoby się więcej otwartych terenów poza granicami aglomeracji. Szczególnie, że już Pokémon Legends: Arceus na pierwszym Nintendo Switch dawało nam otwartą mapę. I pewnie, wyglądała średnio, Pokémony w oddali nie renderowały się jak należy, a całość wygląda jak odchudzona wersja mapy z The Legends of Zelda: Breath of the Wild. Z tym, że na koniec dnia wolałbym zdecydowanie powtórkę z tego, niż zamknięcie mnie w kratach miasta. I to największa bolączka, jaką odczuwam względem tej gry.
Czytaj też: Nintendo wreszcie nas zauważyło. Największe gry na Switch 2 po polsku!
Z tym, że to Lumiose City jest naprawdę nieźle zaprojektowane. Rozpisanie miasta na strefy pozwoliło też mocniej oprzeć projekt misji na codzienności trenerów — pomagamy przy badaniach urbanistycznych, zabezpieczamy dzielnice przed dzikimi Pokémonami, uczestniczymy w wydarzeniach miejskich, a równolegle pchamy główny wątek, który w tle oferuje powrót Mega Ewolucji. To jest bardzo pokémonowe w swoim tonie. Lekkie, ale wystarczająco spięte, żeby chciało się dociągnąć historię do końca.




System walki i łapania. Pokémon Legends: Z-A rozwija pomysł z Arceusa
Trzon rozgrywki rozwija formułę Legends: Arceus, ale idzie krok dalej — Legends: Z-A porzuca tury na rzecz w pełni real-time’u. Nadal sami wybieramy ataki z listy, ale każdy ma swój czas odnowienia, zasięg i obszar działania, a w czasie walki jednocześnie poruszamy trenerem i Pokémonem, unikając ciosów i pilnując paska Mega energii.
Czytaj też: Recenzja Super Mario Galaxy 1 + 2. Kosmiczne szaleństwo doleciało na Switcha
Walka opiera się na pasku Mega energii — ładujemy go obrażeniami, a po aktywacji dostajemy chwilowe okno na mocniejsze, bardziej widowiskowe zagrania, co podkręca tempo starć. W praktyce wychodzi z tego system, który jest szybszy i bardziej kontaktowy niż w głównych odsłonach, ale wciąż czytelny dla kogoś, kto wchodzi w tę szalenie popularną serię dopiero teraz.






Ważne jest też to, jak gra rozstawia Pokémony w samej przestrzeni miejskiej. Jako, że teren jest gęsty, często łapiemy je z marszu — dosłownie w parkach, na dachach czy w pobocznych alejkach. To daje satysfakcjonujące poczucie, że miasto naprawdę zostało zasiedlone stworkami, a nie tylko podmieniono tekstury z trawy na bruk. To jednak znów prowadzi mnie do wniosku, że często widać ograniczenia zamkniętej lokacji — po pewnym czasie scenariusze zaczynają się powtarzać, a niektóre spotkania są zbyt mocno oskryptowane.
Czytaj też: Recenzja Super Mario Party Jamboree + Jamboree TV. To wciąż najlepsza możliwa impreza!
Mega Ewolucje i progresja trenera. Każdy chce być Ashem Ketchumem
Powrót Mega Ewolucji był obiecany już przy pierwszej prezentacji i faktycznie jest tu pełnoprawną osią progresji, a nie tylko kosmetycznym dodatkiem. Odblokowujemy kolejne Mega formy wraz z rozwojem wątku i aktywnościami online, a Switch 2 ułatwia szybkie przełączanie się między zestawami w trakcie walki.
Część kamieni jest rozrzucona po sezonowych aktywnościach, co ma sens, bo gra od razu była projektowana z myślą o aktualizacjach i DLC Mega Dimension zapowiedzianym na grudzień. Dzięki temu metagame nie zamyka się po napisach końcowych i jest powód, żeby do Lumiose wracać po skończeniu głównego wątku.



Progresja trenera jest czytelna. Mamy rozwój badawczy, zadania związane z odbudową miasta i oczywiście kolekcję Pokémonów. Nie ma tu rewolucji, ale jest porządek — wszystko odhacza się w logicznej kolejności, a gra nie zasypuje nas dziesięcioma systemami naraz. I teoretycznie powinno być to oczywiste, ale wiemy, jak jest.
Jak nowe Pokémony działają na Nintendo Switch 2?
Ponieważ gra wychodzi równolegle na Switcha i na Switcha 2, to widać, że podstawą był stary sprzęt, ale to właśnie na nowszej konsoli dostajemy docelową wersję. Na NS2 mamy więc lepszą ostrość obrazu, stabilniejsze 60 klatek na sekundę w mniejszych dzielnicach i mniej widoczne doczytywania assetów w mieście.




To nadal nie jest poziom zamkniętej, fotorealistycznej gry akcji — ale raczej nikt tego nie oczekiwał. To wciąż Pokémony i wciąż gra na Nintendo, czyli własna stylistyka i własne zasady — ale wreszcie nie ma tego uczucia, że marny hardware dusi silnik. Na Switchu 2 miasto wygląda po prostu jak żywe, a nocne sekwencje z neonami są jednym z najładniejszych momentów w całej produkcji. Japoński gigant powinien jednak jak najszybciej puścić pierwszego Switcha w zapomnienie i przy kolejnych produkcjach skupić się już wyłącznie na nowej generacji swojej hybrydowej konsoli.
Czytaj też: Recenzja Donkey Kong Bananza. Bananowa rozwałka, w której się zakochacie
Online i zawartość po premierze. Czy będzie do czego wracać w Pokémon Legends: Z-A?
Z-A to gra nastawiona na dłuższe życie. Sezonowe starcia, nagrody w postaci Mega Stone’ów, zapowiedziane DLC Mega Dimension z Hoopa i nowymi Mega formami Raichu — to wszystko ma utrzymać społeczność przy grze jeszcze na długi czas. To też tłumaczy, czemu część rzeczy jest schowana za aktywnościami sieciowymi. Gra zwyczajnie chce, żebyśmy wracali, a nie skończyli w trzy weekendy.



Czytaj też: Recenzja Mario Kart World. Forza Horizon w uniwersum Nintendo
Odważne Pokémony, ale czy dobre?
Pokémon Legends: Z-A na Nintendo Switch 2 to gra, która spełnia obietnicę z zapowiedzi. W istocie wracamy do Kalos, przywrócone zostały Mega Ewolucje i to wszystko jest w formule, którą Game Freak zaczął układać już w Arceusie, ale tu wreszcie doprowadził ją do bardziej dopracowanej wersji. Nie jest to produkcja bez ograniczeń — jednomejscowa konstrukcja świata będzie dla części graczy minusem — ale w zamian dostajemy gęste, konsekwentne miasto, ciekawy system walki i łapania oraz wersję techniczną, która na Switchu 2 wreszcie wygląda i chodzi tak, jak na dużą markę przystało. To nie rewolucja, ale bardzo solidna, nowoczesna odsłona Pokémonów, która ma sens również po premierze dzięki online i DLC. Z tym, że najważniejsza zasada pozostaje niezmienna — to gra dla osób, które lubią serię Pokémon. Jeśli poprzednie odsłony Wam się podobały, tutaj przepadniecie. A jeśli nie, no to cóż… nie macie tu czego szukać.