Na papierze wszystko wygląda “zielono”. Ale ten kraj ma poważny problem z OZE

Największy kraj na antypodach od kilku lat sukcesywnie inwestuje w transformację energetyczną. Farmy fotowoltaiczne, turbiny wiatrowe, a nawet wielkoskalowe magazyny energii – są one skromnym wyimkiem tego, co ma w planach Australia. A jak wygląda naprawdę to spełnianie snu o zielonej energetyce? Eksperci nie mają najlepszych wiadomości.
Widok na Melbourne podczas zachodu słońca

Widok na Melbourne podczas zachodu słońca

O Australii mogliśmy niejednokrotnie przeczytać na łamach naszego serwisu. Pod wieloma względami Australijczycy dosłownie brylują. W przypadku paneli słonecznych potrafili znaleźć rozwiązanie na wiecznie osadzający się pył i brud na szklanych powierzchniach modułów. Jeśli chodzi zaś o produkcję paliwa wodorowego, to chociażby opracowali oni elektrolizer do wytwarzania wodoru z pary wodnej pochłanianej z powietrza.

Czytaj też: Pierwsza komercyjna rakieta orbitalna Australii będzie wyjątkowa. Podbije orbitę silnikami elektrycznymi

Mimo że Australia nadal w dużej mierze bazuje na energii wytwarzanej z węgla, to ma już kilka pomysłów, co zrobić ze starymi kopalniami. Okazuje się, że można na tych terenach wybudować duże akumulatory służące jako magazyny energii. To właśnie z antypodów napływa najwięcej wiadomości dotyczących różnych inwestycji w przechowywanie nadwyżek z generacji. Chociaż mogę się mylić, to prawdopodobnie żaden inny kraj tak bardzo nie docenia roli magazynowania nadwyżek wyprodukowanych przez OZE jak Australia.

Australia zmierzy się z trudami transformacji energetycznej

Branża energetyczna tutaj przeżywa wielką rewolucję. Jeszcze kilka dekad temu Australia bazowała niemal wyłącznie na paliwach kopalnych. Obecnie 30 proc. miksu energetycznego stanowi OZE (głównie fotowoltaika i elektrownie wiatrowe). W ciągu 15 lat odnotowano spadek emisji gazów cieplarnianych o 26 proc. – dane te dotyczą jednak tylko sektora energetyki. Pozostałe branże przemysłu, jak były emisyjne, tak pozostały do dzisiaj.

Czytaj też: Tego o panelach fotowoltaicznych nikt ci nie powie. Australijczycy mają potężny problem przez zieloną energię

Allison Reeve z Instytutu Grattana w swoim artykule dla The Conservation chłodzi hurraoptymistyczne nastroje. Wyjaśnia, że Australia stoi obecnie w miejscu pod względem przemiany sektora energetycznego i najpewniej nie osiągnie zakładanego celu na 2030 rok, czyli produkcji energii z OZE na poziomie 82 proc. Tempo inwestycji w 2023 roku wyraźnie zmalało. Odzwierciedla się to chociażby w mniejszej liczbie pozwoleń na budowę farm fotowoltaicznych i elektrowni wiatrowych.

Wykres ukazujący prognozy zmian w sektorze energetycznym. O finalnym wygaszaniu elektrowni węglowych będzie mowa najpewniej w okolicach 2030 roku / źródło: Instytut Grattana, CC BY-NC-ND

Ekspertka dodaje, że problem dotyczy na razie samej energetyki, pomijając zupełnie aspekt innych branż przemysłu (chemicznego, spożywczego, hutniczego itd.). Jeśli udałoby się Australijczykom „zazielenić” niemal całą produkcję energii elektrycznej, to następnym krokiem będzie elektryfikacja przemysłu. To natomiast będzie wymagało zwiększenia mocy zainstalowanej chociażby dla OZE. Niestety na razie nad tą wizją zawisły czarne chmury.

Brak nowych linii przesyłowych problemem w zwiększaniu mocy zainstalowanej w kraju

Jednym z problemów dla intensyfikacji inwestycji w zieloną energetykę jest przestarzała sieć przesyłowa i brak nowych linii. Bardzo trudno dzisiaj podłączyć nową instalację fotowoltaiczną czy elektrownię wiatrową do sieci, ponieważ może powodować ona skokowe wzrosty i spadki napięcia w sieci. Wówczas operator sieci przesyłowej po prostu będzie wyłączał dane źródło generacji celem utrzymania stabilności systemu i odpowiadania na bieżące zapotrzebowanie.

Czytaj też: Tajemnicza skorupa ziemska zidentyfikowana pod powierzchnią Australii. Ma aż 4 mld lat

Z podobną sytuacją zresztą spotykamy się już w Polsce. Przez dziewięć dni kwietnia Polskie Sieci Elektroenergetyczne wydawały polecenie nierynkowej redysponowaniu jednostek wytwórczych – dotyczyły one zarówno fotowoltaiki, jak i turbin wiatrowych. Jak podaje raport Forum Energii, podczas tych wyłączeń OZE zostało niewykorzystanych prawie 150 GWh energii.

Zapewne dostrzegając to ryzyko związane z wysoce nieliniową generacją energii z odnawialnych źródeł, australijskie władze na różne sposoby podtrzymują przy życiu elektrownie węglowe. Reeve zdradza, że plany wygaszenia niektórych obiektów są przenoszone w czasie. To niestety pokazuje, jaki priorytet ma zielona transformacja dla decydentów. Eksperci z Instytutu Grattana podzielili się swoimi radami na ulepszenie sytuacji. Możemy się z nimi zapoznać w raporcie organizacji.

Duże farmy fotowoltaiczne stanowią istotne źródło energii w Australii

Przede wszystkim sugerują, aby odejść od myślenia ukierunkowanego na rynek, ale żeby rząd i przemysł wespół opracowali zupełnie nową strategię na stworzenie przyszłego systemu elektroenergetycznego. Nie tylko należy przedstawić konkretny grafik dotyczący wycofania węgla, ale także stworzyć system zasad regulujących produkcję ze źródeł rozproszonych (od wielkich farm fotowoltaicznych po drobne instalacje przydomowe) oraz integrację wszystkich elementów.

Czytaj też: Pierwsza komercyjna rakieta orbitalna Australii będzie wyjątkowa. Podbije orbitę silnikami elektrycznymi

Hurraoptymistyczny okres zwiększonych inwestycji w OZE powoli odchodzi do przeszłości, a teraz przed Australią trudny czas, w którym trzeba połączyć wszystkie elementy energetycznej układanki w całość – przyznaje ekspertka z Instytutu Grattana.