Test Ford E-Transit Custom – przy tych cenach elektryk bije na głowę wariant spalinowy

Ford E-Transit Custom to znak czasów – elektryczne auto dostawcze. Wiemy, że niektórzy mogą w tym momencie kręcić głową, ale wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że przy konkretnych zastosowaniach samochód spalinowy nie ma szans w starciu z elektrycznym Transitem.
...

Ford E-Transit Custom to piękne auto!

Arkadiusz Dziermański
Zdjęcia – Arkadiusz Dziermański, CHIP Polska

Być może to wpływ amerykańskiej kultury i filmów lat 80-tych i 90-tych, ale kanciaste, niewysokie auta dostawcze to coś, do czego mam ogromną słabość. Sylwia kręci tu głową, ale cóż… nie wypada mówić, że się nie zna.

Ford E-Transit Custom wygląda z jednej strony jak klasyczne auto dostawcze, z drugiej ma sporo dodatków, które powodują, że jest to bardzo świeża i nowoczesna konstrukcja. Widoczny na zdjęciach egzemplarz to wariant Limited, czyli mniej więcej środkowa wersja wyposażenia. Z przodu mamy dużą maskownicę, oczywiście zabudowaną, która w wariantach spalinowym jest klasycznym grillem. Nad nim biegnie listwa świetlna, ładnie łącząca przednie światła LED. Również z przodu znajduje się port ładowania i jest to bardzo dobre rozwiązanie, bo łatwiej jest dzięki temu znaleźć miejsce przy ładowarce.

17-calowe felgi testowanego egzemplarza nie są standardowym wyposażeniem. W podstawie wersji Limited są 16-calowe obręcze, a te kosztują dodatkowe 550 zł. Nie jest to duża kwota, a auto zdecydowanie dostaje z nimi nieco sportowego charakteru.

Przesuwane drzwi mamy na prawym boku i nie zajmują one dużo miejsca. Poszerzają auto o nie więcej niż 25-35, ale o przestrzeni ładunkowej porozmawiamy za moment. Za drzwi po lewej stronie trzeba dopłacić 1 900 zł. Z tyłu znajdziemy podwójne drzwi oraz bardzo efektowne światła. Kolejny element, który zdecydowanie działa na wizualny plus elektrycznego Transita. Nie są to jednak LED-y, te są zarezerwowane dla wyższych wersji wyposażenia.

Jeśli ktoś chce zaszaleć, to E-Transit Custom jest też dostępny w wariancie MS-RT, czyli ultra-sportowo wyglądającym, konkretnie tak:

Szkoda tylko, że poza pakietem stylistycznym i sportowymi fotelami nie dostajemy nic więcej. A fajnie byłoby, gdyby dla tej wersji Ford choć troszkę podkręcił Transita, nawet o jakieś symboliczne 30 KM.

Czytaj też: Test Toyota GR Yaris – unikat na kołach. Nie ma drugiego takiego auta

Ford Banki Żywności to bardzo ważna inicjatywa

W zasadzie nie zdarza się, aby auta prasowe były w jakikolwiek sposób oklejone. W przypadku E-Transita mamy reklamę Ford Banki Żywności i korzystając z okazji warto powiedzieć, co to takiego jest. Jest to spólna akcja Ford Polska oraz Federacji Polskich Banków Żywności (FPBŻ), zorganizowana w celu wsparcia osób znajdujących się w trudnej sytuacji materialne.

W dniach 22-25 września w salonach Forda w całej Polsce odbyła się zbiórka darów, podczas której zebrano m.in. 660 kg żywności. Takie akcje zawsze warto promować.

Czytaj też: Test Mazda MX-5 – sportowy samochód, który nie przyśpiesza, a i tak daje dużo emocji

Co kryje przestrzeń załadunkowa Forda E-Transit Custom?

Ford E-Transit Custom występuje wyłącznie w wariancie L2, czyli przedłużonym. Auto ma 5450 mm długości, 2275 mm szerokości z ogromnymi lusterkami, 1959 mm wysokości i 3500 mm rozstawu osi.

Przestrzeń ładunkowa to z kolei 3002 mm długości, 1777 mm szerokości i 1392 mm między nadkolami, 1405 mm wysokości, próg załadunkowy znajduje się na wysokości 593 mm. Maksymalna ładowność to do 1100 kg.

Co warto zaznaczyć to bardzo dobre wykonanie wnętrza. Mamy tu solidne obicia drzwi oraz ścian bocznych i panele zabezpieczające są standardem dla wersji Limited. Podobnie jak oświetlenie i są to trzy lampy LED wewnątrz plus dwie lampy na zewnątrz.

Nie brakuje gotowych zaczepów oraz miejsc, do których można przykręcić własne mocowania lub półki. Wygląda to bardzo dobrze i w razie potrzeby jest tu sporo miejsca na własną personalizację. Drzwi z tyłu są oczywiście dodatkowo blokowane i możemy je otworzyć z wnętrza auta lub pilotem.

Czytaj też: Test Mercedes GLS 600 Maybach – inny wymiar luksusu

Ford E-Transit Custom ma praktyczne wnętrze

Jak przystało na auto dostawcze Ford E-Transit Custom ma proste, ale funkcjonalne wnętrze. Choć w wykonaniu dominuje plastik, to jest on twardy, dobrze spasowany i bardzo przyzwoitej jakości.

Nie brakuje schowków. Podwójne w drzwiach, do tego dwa schowki przed fotelem pasażera, kolejne na szczycie deski rozdzielczej oraz na dole, w jej centralnej części. Nie ma tutaj, często spotykanej w autach dostawczych, półki pod sufitem, choć dałoby się ją bez problemu zmieścić.

Jeśli chodzi o rzeczy ułatwiające życie to plus należy się za rączki ułatwiające wsiadanie, rozkładany uchwyt na napoje na środku deski centralnej pod ekranem i podłokietnik po stronie kierowcy. Co prawda typowo autobusowy, ale jest. Jeszcze jeden rozkłada się z oparcia środkowego fotela, ale to bardziej dodatek dla pasażera.

Fotele są miękkie, wygodne, ale z bardzo ograniczonym zakresem regulacji. Tylko kierowca może regulować pozycję przód-tył, skorzystać z podparcia odcinka lędźwiowego oraz pozycję oparcia. Choć w bardzo ograniczonym zakresie i aż się prosi, aby odsunąć tylna ściankę o 10 cm, aby dało się nieco mocniej odchylić oparcie. Choć z drugiej strony, w długie trasy raczej nikt nie będzie się tym autem wybierać. W bonusie mamy za to podgrzewanie foteli, co też jest standardem wersji Limited.

Sylwia Januszkiewicz

Chciałabym tylko dodać, że kierowcy nie do końca jest w tym aucie wygodnie. Jasne, fotel jest miękki i tak dalej, ale oparcie stanowi poważny problem. Nie da się go nawet odrobinę odchylić i w efekcie jest ustawiony pod kątem 90° w stosunku do siedziska. Momentami miałam wrażenie, jakbym była wręcz pochylona do przodu. Przez to było mi naprawdę niewygodnie i nie, nie przyzwyczaiłam się do tego nawet po tygodniu użytkowania Transita.

Czytaj też: Test Lexus LC 500 Convertible – takich samochodów możemy już nie zobaczyć

Technologicznie Ford E-Transit Custom ma w zasadzie wszystko to, co może mieć nowoczesne auto

Arkadiusz Dziermański

Duży, 13-calowy ekran główny jest wyposażeniem standardowym każdej wersji E-Transita Custom. Interfejs Forda to zdecydowanie zaleta aut producenta. Rozbudowany, ale jednocześnie prosty w obsłudze dzięki bardzo intuicyjnemu pogrupowaniu dostępnych opcji.

Sterowanie klimatyzacją jest niestety przeniesione na ekran. Jedyne fizyczne pokrętło odpowiada za regulację głośności. Plusem jest jednak to, że sterowanie klimatyzacją jest zawsze widoczne na ekranie w postaci paska wzdłuż dolnej krawędzi, a przyciski zmiany temperatury są duże i czytelne.

Apple CarPlay i Android Auto działają bezprzewodowo, a w razie potrzeby mamy do dyspozycji dwa porty USB – C oraz A na desce rozdzielczej, obok gniazda zapalniczki. Opcjonalnie możemy też wyposażyć się w ładowarkę indukcyjną.

Drugi ekran mamy za kierownicą. Duży, czytelny, z dwoma wariantami widoku – prostym oraz rozbudowanym i zmieniającymi się małymi akcentami kolorystycznymi dopasowanymi do trybu jazdy.

W standardowym wyposażeniu znajdziemy czujniki parkowania oraz kamerę cofania. System kamer 360 jest dostępny tylko w dodatkowym pakiecie Driver Assistance 6 za 7 800 zł i zdecydowanie warto się w niego wyposażyć. Obok kamer dostajemy z nim bardzo duży pakiet systemów asystujących, w tym systemy antykolizyjne oraz monitorowanie martwego pola. Kamery są dobrej jakości i przy tak dużym, zabudowanym aucie ze średnią widocznością są bardzo przydatnym dodatkiem.

Jeśli ktoś chce zaszaleć to dodatkowo możemy się wyposażyć w sześć głośników Bang&Olufsen. Nie jest to duży wydatek, bo kosztują dodatkowe 400 zł. Taka, a nie inna konstrukcja auta zabiera nam możliwość korzystania z dźwięku przestrzennego, w końcu gdzieś te głośniki trzeba zamontować. Niemniej, jak na tak ograniczoną przestrzeń dodatkowy system głośników daje radę, a brzmienie jest bardzo przyzwoite.

Czytaj też: Test Toyota Hilux – kiedy Land Cruiser jest zbyt luksusowy

Ford E-Transit Custom z napędem na tył i sporym zapasem mocy

Sylwia Januszkiewicz

Elektryczny Transit Custom występuje z mocą 136 KM, 218 KM lub 286 KM, wszystkie wersje z napędem na tylną oś. Nam trafił się egzemplarz o mocy 218 KM. Tak jak pozostałe warianty, dysponuje on 415 Nm momentu obrotowego i 64 kWh pojemności użytecznej baterii. Rozwija maksymalnie 130 km/h (wersja 136 KM – 112 km/h, 286 KM – 160 km/h), a jeśli zastanawia Was przyspieszenie 0-100 km/h – przypominam, że to jest test Forda Transita. Jest to elektryk, więc nie będzie trzeba walczyć z nim na światłach, ale ścigać się raczej nie będziecie.

Nie mam zamiaru udawać specjalistki od aut dostawczych, ale po oddaniu Transita miałam wątpliwą przyjemność jeżdżenia jednym z jego konkurentów i muszę przyznać, że nigdy tak bardzo nie doceniłam elementów takie jak monitorowanie martwego pola, czy kamera cofania, jak właśnie przy Transicie! Po jednym dniu użerania się z autem dostawczym, który tego nie miał, zupełnie inaczej spojrzałam na bohatera dzisiejszego odcinka i zdałam sobie sprawę, jakim skillem dysponują ludzie, którzy na co dzień jeżdżą tymi kobyłami bez takich właśnie systemów, świetnie dają sobie radę i manewrują nimi sprawnie w ciasnych przestrzeniach. Proszę Państwa, szacunek!!! W transicie wydawało się to proste i przyjemne, ale wiem, że większość aut dostawczych nie jest tak dobrze wyposażona, więc tym bardziej ich kierowcom należą się wyrazy uznania.

W zasadzie jest tylko jedna rzecz, która sprawiała mi kłopoty podczas testu Transita, ale podejrzewam, że ktoś, kto będzie używał go zgodnie z przeznaczeniem, nie będzie mieć najmniejszych problemów. Chodzi mi o fakt, że ma on napęd na tylną oś. Doskonaje zdaję sobie sprawę, dlaczego tak jest. Kiedy jest zapakowany i musi udźwignąć ciężki ładunek, napęd na tył działa na jego korzyść, poprawiając przyczepność i efektywniej pchając całą konstrukcję do przodu. Sprawa wygląda jednak nieco inaczej, gdy przestrzeń ładunkowa jest pusta. Wtedy Transit nie może pochwalić się świetną przyczepnością i trzeba na niego uważać, w szczególności na śliskiej nawierzchni, na zakrętach. Nie Miałam szczególnej ochoty pakować połowy mieszkania na pakę, żeby zobaczyć, jak mi się będzie jeździło z obciążonym tyłem, wybaczcie, ale z tego, co się dowiedziałam, Transit Custom zachowywał się z pustą paką dokładnie tak, jak każde inne auto dostawcze. Jeśli dodamy do tego silnik elektryczny, a więc pełny moment obrotowy dostępny już na starcie – tak, należy obchodzić się z nim delikatniej, jeżeli obciąża go wyłącznie masa kierowcy. I tak jak pisałam wcześniej – osoby, które kupują takie auta, robią to po to, aby przewozić duże i ciężkie ładunki, więc nie będą miały tego problemu.

Pochwalić trzeba zawieszenie elektrycznego Transita, które jest zaskakująco komfortowe. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest bardziej komfortowe, niż w przypadku niejednego auta osobowego. Jasne, jest miękkie, w końcu musi zmierzyć się ze sporym załadunkiem, ale tak dobrego wybierania nierówności się nie spodziewaliśmy.

Czytaj też: Test Ford Puma Gen-E – miejski kocur nie ma dużego apetytu na prąd

Zużycie prądu E-Transita Custom to jedna z jego zalet

Ponieważ elektryczny Transit Custom jest autem przeznaczonym do miasta i na trasy podmiejskie, nie sprawdzaliśmy zużycia prądu na trasach szybkiego ruchu. Dodatkowo pamiętajcie, że pomiary, które za chwilę podamy, dotyczą sytuacji, w której na pace nie ma żadnego ładunku, więc jeśli go zapakujecie, wyniki będą wyższe.

Zacznijmy od miasta. Zużycie wahało się między 16kWh a 22 kWh. Skąd taka duża rozbieżność? Jednego dnia było zimno jak cholera, innego ciepło i słonecznie, a ponieważ pogoda ma ogromne znaczenie dla zużycia prądu – stąd rozbieżności. Producent podaje, że średnie zużycie energii elektrycznej dla tego modelu to 24 kWh/100 km i myślę, że przy załadowanej pace i w miarę spokojnej jeździe, właśnie na takie zużycie należy się nastawić. Przeliczając to na zasięg, daje to ok 267 km zasięgu na pełnej baterii. Podobnie będzie na trasach podmiejskich, z ograniczeniem do 90 km/h i kilkoma miejscowościami po drodze. Jasne, przy ładnej pogodzie, spokojnej jeździe i pustej pace Transit zużywał zaledwie 16 kWh/100 km (400 km zasięgu), ale bądźmy szczerzy, czas to pieniądz, pogoda przez pół roku piękna nie jest, a to jest auto służbowe. Dlatego tutaj również bardziej bym się przywiązywała do deklarowanych przez producenta 24 kWh/100 km i 267 km zasięgu.

Skoro już wiemy, na ile nam wystarczy bateria, sprawdźmy, jak szybko będziemy w stanie ją naładować. Jeżeli będziemy korzystać z publicznych sieci ładowania, maksymalna moc ładowania to 125 kW. Oznacza to, że od 10% do 80% naładujecie go w ok 22 minuty. Daje Wam to 45 kWh, a więc prawie 200 km zasięgu.

Jeżeli będziecie korzystać z wallboxa, maksymalna moc ładowania to 11 kW. Taki sam przyrost prądu (10%-80%) osiągniecie więc w niewiele ponad 4 godziny. Najwolniejszy sposób, a więc zwykłe gniazdko, to moc ładowania nieprzekraczająca 2,3 kW i tutaj ładowanie zajmie Wam nie 4, a ponad 19 godzin. Brzmi trochę strasznie, ale niekoniecznie musi tak być.

Załóżmy, że w ciągu dnia przejeżdżacie ok 100 km. Załóżmy, że jeździcie agresywnie, pakę macie zapakowaną pod sufit, jest zima i w efekcie Transit zużywa Wam 28 kwh/100 km. O 18 wracacie do bazy/domu i podłączacie go do zwykłego gniazdka. O 6 rano ubytek prądu będzie uzupełniony, a Transit gotowy do dalszej jazdy. Nie brzmi już tak przerażająco, prawda?

Czytaj też: Test Chery Tiggo 7. Totem Tygrysa z Chin rzuca rękawicę Europie

Ford E-Transit Custom może być niedorzecznie tanim autem

Ceny Forda E-Transit Custom Van to coś dosyć niesamowitego. W normalnych okolicznościach zaczynają się od 193 745 zł i mogą sięgać 278 675 zł, ale w tej chwili mamy promocje. I pisząc promocje, mam na myśli PROMOCJE. Na przykład testowany przez nas wariant Limited o mocy 218 KM zamiast 200 715 zł, kosztuje… 136 644zł!!! I nie obejmuje to dopłat w programie NaszEauto, które dla klienta biznesowego mogą sięgać…. 70 000 zł. Poczytajcie sobie o programie, zobaczcie, na jaką dopłatę możecie liczyć. Jeżeli załapiecie się na maksymalną, E-Transit Custom Van w wersji Limited będzie Was kosztował 66 644 zł. Tak, sprawdziłam z kalkulatorem. Do tego, część jego wartości będziecie sobie odpisywać od podatku. Chyba nie muszę dalej udowadniać, że możecie to auto dostać w zasadzie za pół darmo, prawda?

Czytaj też: Test KGM Actyon – jedno z najładniejszych aut na rynku. Gdyby tylko sam wygląd jeździł…

Ford E-Transit Custom w wielu przypadkach jest lepszą opcją niż spalinowe auta dostawcze

Rozpisaliśmy się trochę o tym, jakby nie patrzeć, prostym aucie, ale nie będę tego tutaj szczególnie długo podsumowywać, bo jego aktualne ceny powinny Was zachęcić wystarczająco. Zajrzyjcie do cennika, odwiedźcie dealera, skonfigurujcie go sobie tak jak chcecie, sprawdźcie dopłatę na jaką się załapiecie, wyliczcie dofinansowanie. Coś mi mówi, że będziecie ZADOWOLENI.

O ile auto dostacze nie służy Wam do przewożenia towaru na długich dystanach, dziennie robicie do maksymalnie 200 km, a niemal na pewno tak jest, to zakup i eksploatacja elektryka powinna Wam się mocno opłacać.