Test Volkswagen Arteon – czy będziemy za nim tęsknić?

Volkswagen Arteon, mimo już kilku lat na karku, pozostaje najwyższym spalinowym modelem w ofercie niemieckiego producenta. Wiemy już, że nie doczeka się następcy, więc postanowiliśmy sprawdzić, czy warto go jeszcze kupić, póki jest taka możliwość i póki… nie jest jeszcze elektryczny.
Test Volkswagen Arteon – czy będziemy za nim tęsknić?

Czy Volkswagen Arteon Shooting Brake to najładniejsze kombi na rynku?

Jeśli kiedykolwiek zobaczę ranking najładniejszych kombi bez Volkswagena Arteona w ścisłej czołówce, natychmiast zdobędę adres autora takiego zestawienia i wyślę mu owoc durian z życzeniami dobrego węchu. Arteon jest po prostu piękny!

Smukły i niski, odważny, ale nie krzykliwy, przedstawia swojego właściciela jako osobę ceniącą sobie elegancję i praktyczność, bez zbędnej bufonady i kokieterii. Dzięki 4 867 mm długości, 1 871 mm szerokości i 1 451 mm wysokości przy 2 836 mm rozstawu osi auto prezentuje się niezwykle proporcjonalnie nie sprawia wrażenia standardowego sedana z dosztukowanym na siłę tyłkiem.

Linia jest płynna i na Arteona patrzy się z przyjemnością nie tylko z przodu, ale też z boku.

Czytaj też: Test Cupra Born – po co nam szybki samochód do miasta?

Pomimo taniości niektórych materiałów Volkswagen Arteon ma bogate wnętrze

O ile z zewnątrz Arteon prezentuje się po prostu pięknie, o tyle środek był dla mnie sporym rozczarowaniem. Jasne, fotele są wygodne, a samo wnętrze funkcjonalne, ale już na pierwszy rzut oka widać, że już dawno temu powinno było doczekać się porządnego odświeżenia. Wiem, wiem, za chwilę Arteon nie będzie dostępny, ale gdybym testowała go w 2020 roku, napisałabym dokładnie to samo. Ilość paskudnych plastików mnie po prostu przerosła.

Czarne, chropowate, ciężko napisać o nich coś pozytywnego. Tego wnętrza nie ratuje nawet dobrej jakości interfejs, czy bezprzewodowy Android Auto. Arteon z zewnątrz i Arteon w środku to dwa zupełnie inne światy.

Arkadiusz Dziermański

Pobawię się trochę w adwokata Arteona. Choć faktycznie, moje pierwsze myśli były dokładnie takie same. Piano black bije w oczy, szczególnie jak zaczyna się w imponującym tempie palcować i rysować. Ale z drugiej strony…

Mówimy tu o materiale, który mimo wszystko wygląda elegancko. Może z daleka, może chwilę po wyczyszczeniu, ale przez te kilka sekund wygląda efektownie i wbrew pozorom drogo. Szczególnie jeśli nie do końca wiemy, jakie materiały można znaleźć w innych autach. Poza tym jest tu kilka rzeczy, które Arteona ratują. A pierwszym mogą być wstawki z prawdziwego drewna (w wariancie Elegance), z kolei drugim bezramkowe szyby we wszystkich czterech drzwiach.

Jedną z takich rzeczy jest szalenie efektowne, dyskretne podświetlenie wnętrza. Widoczne na desce rozdzielczej oraz drzwiach. Skoro deska, to szybko można zauważyć, że jest wręcz rekordowo krótka. Zajmuje bardzo mało miejsca, ale dzięki temu wnętrze Arteona jest przeogromne. A też nie wygląda to ani trochę dziwacznie.

Sprytnym zabiegiem wizualnym, za który trzeba Volkswagena nieco skarcić, jest dobór materiałów. Oceniając tylko oczami trudno jest powiedzieć, gdzie jest skóra, a gdzie plastik. A dla przykładu tunel środkowy jest plastikowy, a materiały płynnie przechodzą ze skóry w plastik w miejscu łączenia. Oszczędność, ale bez macania jej nie zauważycie.

Na tylnej kanapie jest wręcz luksusowo dużo miejsca. To poziom limuzyn pokroju S-klasy czy BMW 7. Siedzi się wygodnie, głęboko i dosłownie otacza nas przestrzeń.

Miejsca nie brakuje też w bagażniku, jak na kombi przystało. Przy złożonych siedzeniach jest to 565 litrów. Bagażnik jest szeroki, długi, ale niespecjalnie głęboki. Co jednak nie powinno nikomu przeszkodzić w zmieszczeniu tu kilku solidnych walizek.

Czytaj też: Test Kia Niro HEV – wzorowa hybryda i więcej, niż tylko kolejny crossover

Technologicznie Arteon to poprzednia generacja Volkswagena i… to jego zaleta

O tym, jakie problemy z działaniem ma obecna generacja interfejsu Volkswagena powiedziano już chyba wszystko. Nie ukrywam, w ogóle nie zdziwiło mnie to, że starsza generacja z Arteona działa… lepiej. Płynniej i szybciej reaguje na wydawane polecenia. Pod względem układu i dostępnych funkcji jest to niemal to samo, co znajdziemy choćby w autach z serii ID, ale z nieco, można by rzecz, przestarzałą grafiką. Choć na mój gust prostsze i znacznie mniej kolorowe grafiki bardzo dobrze współgrają z eleganckim wnętrzem Arteona. Również samo umieszczenie ekranu pasuje tu o wiele bardziej, niż wystający tablet przyczepiony na szczycie deski rozdzielczej.

Za to już opcje dostępne na ekranie kierowcy (o ile się na niego zdecydujemy) są już takie same, jak w innych nowszych spalinowych Volkswagenach, ale też choćby autach Seata lub Cupry. Do dyspozycji mamy klasyczne, okrągłe zegary, cyfrowe lub różne wariacje np. z mapą wyświetlaną na całym ekranie. Opcji personalizacji jest całkiem sporo.

Panel sterowania klimatyzacją jest dotykowy i znajduje się dosyć nisko, a to powoduje, że kierowca musi odrywać wzrok od drogi i patrzeć dosyć nisko, co zdecydowanie nie jest dobrym rozwiązaniem. Plus za to za podświetlenie przycisków, czego mocno brakuje w nowych modelach Volkswagena.

Opcjonalne nagłośnienie Harman Kardon zdecydowanie zdaje egzamin. Dźwięk jest bardzo czysty, szczegółowy i potrafi skutecznie umilić podróż. Złego słowa nie można też powiedzieć o systemie kamer 360-stopni.

Czytaj też: Test Nissan Townstar EV – Van dla kuriera, ale dla kogo jest kombi?

Volkswagen Arteon jeździ jak wygląda – elegancko i szybko

Sylwia Januszkiewicz

Volkswagen Arteon jest dostępny z silnikiem benzynowym o pojemności 1.5 l lub 2.0 l. Silnik 2.0 l występuje w trzech wariantach – możecie zdecydować się na opcję najsłabszą o mocy 190 KM, wersję dysponującą mocą 280 KM, a także na wariant R o mocy 320 KM.

My testowaliśmy wariant z czterocylindrowym silnikiem 2.0 l o maksymalnej mocy 280KM i 400 Nm maksymalnego momentu obrotowego (2000 – 4 900 obr./min.), który rozpędza się 0-100 km/h w ciągu 5.6 sekundy, a jego prędkość maksymalna to 250 km/h. Jak to jeździ? Tak jak sobie tego zażyczycie. W trybie sport Arteon potrafi być cholernie dynamiczny (wynik przyspieszenia mówi sam za siebie), a jeżeli ponad dynamikę stawiacie komfort, również znajdujecie się pod właściwym adresem. Auto zostało wyposażone w opcjonalne adaptacyjne zawieszenie z 15 (!) stopniami regulacji, więc nawet wybredny kierowca bez problemu dopasuje je do swoich potrzeb. Dodatkowo, jeżeli nie w danym momencie go nie piłujecie, kultura pracy silnika i poziom wyciszenia kabiny sprawią, że we wnętrzu będzie panowała przyjemna cisza. Niestety dźwięk silnika jest generowany sztucznie i wyłączyć go można tylko w trybie indywidualnym. Szkoda, bo Arteon sam w sobie brzmi dobrze, ale wyraźnie wyżej, niż w przypadku dźwięków płynących z głośników. Do tego świetnie zestrojony układ kierowniczy oraz płynne przełożenia 7-stopniowej, automatycznej skrzyni biegów i mamy auto prawie idealne. Prawie bo, jak w każdym innym, tak i w Arteonie dałoby się znaleźć kilka wad.

Jeśli mam się do czegoś czepiać, muszę wspomnieć o zwrotności Arteona, a raczej jej braku, jednak weźcie pod uwagę, że piszę to jako osoba, która NAPRAWDĘ nie jest fanką kombi. Jak można się było spodziewać, bohater dzisiejszego tekstu do zawrócenia się potrzebuje sporo miejsca (12.1 m), a z widocznością bywa różnie, więc manewrowanie na wstecznym bez kamery cofania byłoby jedną z mniej przyjemnych części użytkowania tego auta. Użyłam słowa byłoby, bo Arteon taką kamerę ma (a raczej może mieć jeśli ją dokupicie), więc sprawa jest relatywnie prosta.

Kolejnym mankamentem jest system rozpoznawania ograniczeń prędkości. Na to już trudno machnąć ręką. Arteona wyposażono w dane, które kiedyś może i były prawidłowe, ale już jakiś czas temu przestały być. Funkcjonalność, za którą producent każe sobie dopłacać minimum 3 120 zł (jest częścią pakietu z systemem nawigacji) powinna być wyposażona w bardziej wiarygodne informacje. Niestety, zobaczenie ograniczenia 60 km/h na ekspresówce, czy 100 km/h w mieście nie jest w przypadku naszego ślicznego kombi niczym szczególnym.

Czytaj też: Test Mercedes SL 63 AMG – jeździłam autem za milion złotych. 3,6s do setki to dopiero początek

Arteona do miasta nie polecamy. Chyba że nie przejmujesz się cenami paliw

To w zasadzie tyle jeśli chodzi o wady Arteona. Wiem, wiem – do tej pory nie pisałam o spalaniu, więc spodziewaliście się, że za chwilę zacznę hejt ? nie, kochani. Po prostu jego spalanie zaskoczyło mnie na tyle, że postanowiłam zostawić je sobie na koniec.

Zanim przejdziemy do konkretnych wartości pozwólcie, że przypomnę: Arteon nie jest modelem zelektryfikowanym, więc nie ma co spodziewać się bajecznych rezultatów w mieście. To auto poleciłabym osobom, które większość czasu spędzają w trasie.

Miasto12 l/100 km
Miasto – duże natężenie ruchu, korki14,7 l/100 km
Trasa do 90 km/h (70-90 km/h)5,4 l/100 km
Droga ekspresowa (tempomat ustawiony na 120 km/h)6,5 l/100 km
Autostrada (tempomat ustawiony na 140 km/h)8,5 l/100 km

Zanim zaczniecie przecierać oczy ze zdumienia, zaznaczam: ekspresówkę i autostradę odwiedziliśmy w porze minimalnego ruchu, więc jazda była płynna, a sytuacje w których musieliśmy zwalniać/przyspieszać – sporadyczne. Po wyłączeniu tempomatu, przy większym ruchu, Arteon spalał mniej więcej 1 dodatkowy litr benzyny na 100 kilometrów. Podobnie było w trasie do 90 km/h – tak świetny wynik jest możliwy, jeśli trzymacie się ograniczeń prędkości i nie szalejecie z przyspieszaniem, w przeciwnym wypadku również możecie sobie doliczyć dodatkowy litr na 100 km. Co do wyników w mieście… Cóż, to nie hybryda, to 2-litrowa benzyna o mocy 280 KM, więc tak, spalanie w mieście będzie bolesnym doświadczeniem.

Czytaj też: Test Volkswagen ID.4 – przyśpieszenie nie urywa głowy, a i tak go polubisz

Volkswagen Arteon kosztuje relatywnie niedużo, póki nie zaczniecie go doposażać

Ponieważ mamy do czynienia z Volkswagenem, nie będzie ani tanio, ani prosto. Ceny zaczynają się od 195 390 zł za wersję z silnikiem o pojemności 1.5 l, silnik 2.0 l o pojemności 190 KM to wydatek zaczynający się od 211 790 zł, 2.0 l o mocy 280 KM – 271 390 zł, a wariant R o mocy 320 KM oznacza koszt 307 090 zł na dzień dobry.

Do powyższych cen należy doliczyć ewentualne opcje dodatkowe i nie miejcie złudzeń, że nie będziecie ich potrzebować. Arteon w wersji podstawowej jest wyposażony kiepsko (nawet za system kontroli ciśnienia w oponach trzeba sobie dopłacić), więc jeśli chcecie mieć poczucie, że zostaliście szczęśliwymi właścicielami auta nowoczesnego, nie przywiązywałabym się do podanych powyżej wartości. Testowana przez nas wersja kosztuje w podstawie 271 390 zł, ale po przeklikaniu konfiguratora wychodzi na to, że doposażenie jej tak jak egzemplarza testowego kosztowałoby ok 317 000 zł.

Czytaj też: Test Ford Focus ST kombi – przed wyruszeniem na tor należy zabrać rodzinę

Volkswagen Arteon to piękna (nadal) limuzyna. Będziemy za nią tęsknić

Po spędzeniu z Arteonem tygodnia mogę spokojnie zaliczyć się do grona jego fanek. Chociaż jego wnętrze nie cieszy oczu (kwestia gustu! – Arek), za to zewnątrz nie da się do niego przyczepić. Prowadzi się świetnie, a przy tym jest szalenie uniwersalny. Szybki i komfortowy, do tego ładowny i oszczędny w trasie. Nie dziwię się, że Volkswagen wysoko go ceni, jednak wersje maksymalnie doposażone być może ceni nieco zbyt wysoko.

Wielka szkoda, że Volkswagen planuje porzucić Arteona i osoby, dla których Passat jest za mało luksusowy zostaną skazane na ID.7 lub… cokolwiek jeszcze trafi na rynek. Na polskich drogach można spotkać sporo Arteonów i jeśli chodzi Wam to auto po głowie, zdecydowanie warto się nim zainteresować, póki jeszcze można go kupić.