Recenzja Hyrule Warriors: Age of Imprisonment. Wojna, którą do tej pory tylko oglądaliśmy na muralach

Imprisoning War w The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom była czymś w rodzaju legendy w legendzie — serią statycznych obrazów, które bardziej sugerowały ogrom konfliktu, niż go faktycznie pokazywały. Hyrule Warriors: Age of Imprisonment zapełnia dokładnie tę lukę. To gra, która zamiast kolejnego ratowania świata tu i teraz, pozwala wreszcie wejść w środek starożytnej wojny z Demon Kingiem i zobaczyć, jak naprawdę wyglądało Hyrule w czasach Rauru.
...

Na papierze brzmi to jak klasyczny musou — setki wrogów na ekranie, szybkie kombosy i efektowne ataki specjalne. W praktyce Age of Imprisonment okazuje się czymś więcej niż tylko kolejnym ogarnianiem hord moblinów w 4K. Koei Tecmo i Nintendo próbują tutaj połączyć ciężar fabularny Tears of the Kingdom z uzależniającą pętlą siekania wszystkiego, co się rusza. Raz wychodzi im to świetnie, raz trochę za zachowawczo, ale całościowo — to jest bardzo solidny, mocno dopracowany kawałek gry akcji na Switcha 2. 

Imprisoning War wreszcie w godnej formie!

Fabuła Age of Imprisonment zaczyna się w momencie dobrze znanym z Tears of the Kingdom — podczas konfrontacji z przebudzonym Ganondorfem Zelda zostaje cofnięta w czasie do epoki powstania Hyrule. Tam trafia pod opiekę Rauru i Sonii, uczy się panować nad mocą światła i czasu, pomaga w rządzeniu królestwem i — co najważniejsze — staje się świadkiem, a potem uczestniczką wojny, którą dotąd znaliśmy tylko z murali. 

Scenariusz rozpisano na sześć rozdziałów i łącznie dwadzieścia kilka bitew, które prowadzą od pierwszych przepychanek o granice królestwa aż do ostatecznej konfrontacji z Demon Kingiem. Struktura jest bardzo zeldowa — mamy wyraźne akty, eskalację zagrożenia, momenty wyciszenia i kilka naprawdę mocnych scen, które świetnie korespondują z tym, co później dzieje się w Tears of the Kingdom. To nie jest prosty dodatek; to kawał kanonicznej historii, który domyka sporo niedopowiedzeń z głównej gry. 

Czytaj też: Recenzja Pokémon Legends: Z-A. Odważnie znaczy dobrze?

Z drugiej strony, jeśli liczymy na fabularny rollercoaster, który przewróci do góry nogami nasze spojrzenie na sagę o Ganondorfie, możemy poczuć lekki niedosyt. Historia jest bardziej bezpieczna niż rewolucyjna — rzetelnie wypełnia luki, ale rzadko odważa się na większe ryzyko. Z tym, że w moim odczuciu to dobra decyzja. Z kolei sama Zelda bywa zaskakująco mało obecna w samym centrum opowieści, szczególnie w środkowych rozdziałach, gdzie ciężar wydarzeń przejmują inni bohaterowie. 

Zelda, Rauru, Mineru… i tajemniczy Rycerz

Jednym z największych atutów Age of Imprisonment jest obsada. Oprócz Zeldy, Rauru, Sonii i Mineru, dostajemy liderów wszystkich głównych plemion — od królowej Zor, przez wodza Goronów, po nową przywódczynię Gerudo. To oni stają się pierwszymi mędrcami, a gra daje nam możliwość nie tylko oglądania ich na muralach, ale też faktycznego sterowania nimi w boju. 

Czytaj też: Nintendo wreszcie nas zauważyło. Największe gry na Switch 2 po polsku!

Najciekawszym dodatkiem do składu jest jednak Mysterious Construct, później nazywany Knight Construct — skonstruowany wojownik zasilany fragmentem Mistrzowskiego Miecza. To grywalna postać, która fabularnie pełni rolę niemego bohatera w stylu Linka, ale mechanicznie jest czymś zupełnie innym niż reszta ekipy. Może korzystać z różnych konfiguracji Zonai, zmieniać styl walki i świetnie spina w całość motyw starożytnej technologii, przewijający się przez Tears of the Kingdom. 

Dialogi — jak na musou przystało — trzymają przyzwoity poziom. To wciąż gra, w której 80% czasu spędzamy na siekaniu moblinów, a nie na filozoficznych dysputach, ale jest tu kilka naprawdę fajnych wymian zdań między Zeldą a Mineru czy Rauru. Czuć też, że scenarzyści mieli konkretny plan na to, jak doprowadzić wydarzenia do znanego już finału z muralu, a jednocześnie wrzucić drobne emocjonalne akcenty, które w Tears of the Kingdom były tylko zasugerowane.

Czytaj też: Recenzja Super Mario Galaxy 1 + 2. Kosmiczne szaleństwo doleciało na Switcha

Musou na sterydach. Sync Strikes i Zonaie

Jeśli poprzednie Hyrule Warriors kojarzyły Wam się z klepaniem tego samego combo do znudzenia, to Age of Imprisonment będzie miłym zaskoczeniem. Podstawy są oczywiście klasyczne — lekkie i ciężkie ataki łączą się w różne sekwencje, mamy mocarny Warrior Special ładowany zadawaniem i przyjmowaniem obrażeń. Ponadto są też osobne, unikalne umiejętności każdej postaci, oparte na cooldownach. 

Największą nowością są Sync Strikes — ataki zespołowe, które odpalamy, gdy dwóch bohaterów walczy blisko siebie i naładuje wspólny licznik synchronizacji. W praktyce wygląda to jak szybkie przybicie piątki, po którym ekran zasypują wspólne specjalne animacje. Co ważne, to nie tylko wizualne fajerwerki. Różne pary bohaterów dają inne efekty — od czystego DPS, po przytrzymanie bossów w miejscu czy wyczyszczenie całej twierdzy jednym, dobrze ustawionym ciosem. Sync Strikes świetnie zachęcają do żonglowania postaciami i pilnowania ich pozycji na mapie. 

Drugim filarem walki są Zonai, czyli znane z Tears of the Kingdom starożytne gadżety — od prostych bomb, przez wyrzutnie rakiet, po hydranty czy wentylatory. Każdy bohater może się nimi posługiwać, korzystając z ograniczonej baterii. Na papierze brzmi to jak kolejny gadżet, ale w praktyce mocno zmienia taktykę; hydratem zmywamy z przeciwników szlam, by potem dobić ich lodem, wentylatorem podrzucamy wrogów w powietrze, a rakietami czy time bombami robimy masakrę w wąskich korytarzach. Elementalne reakcje, takie jak ogień, woda czy wiatr, są tu ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej w serii. 

Czytaj też: Recenzja Super Mario Party Jamboree + Jamboree TV. To wciąż najlepsza możliwa impreza!

Na to wszystko nakłada się jeszcze system Fuse’owania ataków z częściami potworów, który pozwala budować coraz bardziej absurdalne bronie i efekty specjalne. To nie jest tak kreatywne jak pełnoprawne budowanie wehikułów w Tears of the Kingdom, ale w ramach musou działa zaskakująco dobrze — szczególnie, kiedy zaczynamy świadomie budować buildy pod konkretne typy wrogów czy bossów. 

Kampania, mapa i nieśmiertelna powtarzalność musou. Hyrule Warriors: Age of Imprisonment robi to dobrze

Kampania jest rozpisana na około 25–30 godzin, jeśli robimy większość misji pobocznych po drodze. Da się ją jednak skończyć szybciej, jeśli pędzimy tylko po głównym wątku, ale wtedy tracimy sporo kontekstu i możliwości rozwoju bohaterów. Poza dużymi bitwami fabularnymi mamy całą mapę starożytnego Hyrule usianą mniejszymi potyczkami, wyzwaniami, kontraktami i zadaniami dla mieszkańców, które odblokowują nowe ruchy, sloty na ulepszenia czy dodatkowe baterie dla Zonai.

Czytaj też: Recenzja Donkey Kong Bananza. Bananowa rozwałka, w której się zakochacie 

Tu dochodzimy do klasycznego problemu gatunku — powtarzalności. Nawet przy bardziej urozmaiconej walce, po kilkunastu godzinach zaczynamy widzieć jeden schemat — bronimy twierdzy, eskortujemy NPC, przejmujemy posterunki i rozwalamy bossów. Twórcy co prawda starają się to maskować różnymi warunkami zwycięstwa, niespodziewanymi atakami z flanki czy zmieniającą się sytuacją na mapie, ale prawdy nie da się oszukać — to wciąż typowa gra z Warriors w tytule. Jeśli ten loop Was kręci, przepadniecie. Ale jeśli po dwóch rozdziałach poczujecie znużenie, kolejne dwie dziesiątki bitew już tego nie naprawią. 

Trzeba jednak oddać Hyrule Warriors: Age of Imprisonment, że nie przesadza z rozmiarem. W porównaniu z niektórymi tytułami tego typu, Age of Imprisonment jest wręcz kompaktowe — po napisach końcowych dostajemy jeszcze sporo opcjonalnej zawartości, wyzwania pod endgame, ale główny wątek nie ciągnie się w nieskończoność tylko po to, by nabić licznik godzin. To jeden z tych musou, które faktycznie potrafią powiedzieć dość w sensownym momencie. 

Kooperacja i GameShare. Jak w Hyrule Warriors: Age of Imprisonment gra się we dwójkę?

Age of Imprisonment wspiera klasyczny lokalny co-op na podzielonym ekranie oraz rozgrywkę z wykorzystaniem funkcji GameShare Switcha 2, czyli jedna kopia gry i dwóch graczy na dwóch konsolach. W obu przypadkach rozgrywka jest naturalnym rozwinięciem tego, co gra proponuje solo — każdy steruje swoim bohaterem, a Sync Strikes w kooperacji wyglądają i brzmią jeszcze lepiej niż w pojedynkę. 

Czytaj też: Wielkie gry na małej konsoli. Nintendo Switch 2 odświeża Zeldę i czaruje Cyberpunkiem

Jest jednak techniczny haczyk. Żeby utrzymać sensowną płynność, split-screen obcina limit klatek do 30 fps i wprowadza mniej stabilne tempo odświeżania. To nie jest dramat — wciąż grywalne warunki, ale po kilkunastu godzinach spędzonych w singlu w prawie stałych 60 klatkach na sekundę różnica jest zauważalna. GameShare na dwóch konsolach wygląda znacznie lepiej, bo każda maszyna renderuje własny obraz w docelowym trybie. 

Jeśli chodzi o poziom trudności, gra nawet na hardzie potrafi być dość wybaczająca, szczególnie kiedy nauczymy się żonglować Sync Strikes i Zonaiami. Bardziej ambitni gracze mogą wskoczyć na Very Hard, ale jeśli lubicie przy konsoli się relaksować (jak ja), to jednak Normal czy Easy w pełni wystarczą. Niewygórowany poziom trudności to jednak raczej zaleta niż wada dla osób, które chcą przede wszystkim chłonąć fabułę i masakrować hordy wrogów bez ginącego co chwilę ekranu.

Jak radzi sobie Nintendo Switch 2 z Hyrule Warriors: Age of Imprisonment?

Age of Imprisonment jest pierwszym Hyrule Warriors projektowanym wyłącznie z myślą o Switchu 2 — i to widać praktycznie od pierwszej bitwy. Gra korzysta z cel-shadingu znanego z Breath of the Wild i Tears of the Kingdom, ale dorzuca ostrzejsze tekstury, bogatsze efekty cząsteczkowe i bardziej nasycone oświetlenie. Ulice starożytnego Hyrule, głębie Depths czy pola bitew z dziesiątkami wrogów na ekranie robią wrażenie — szczególnie w docku na dużym ekranie. 

Czytaj też: Recenzja Mario Kart World. Forza Horizon w uniwersum Nintendo

Technicznie to solidny, choć nie idealny pokaz możliwości nowej konsoli. W trybie zadockowanym dynamiczna rozdzielczość oscyluje w okolicach 720–900p, skalowanych do wyjściowego 4K, podczas gdy handheld schodzi niżej, ale trzyma podobny target 60 klatek na sekundę. W praktyce oznacza to, że przez większość czasu gra chodzi naprawdę płynnie, a spadki w okolice 50 klatek pojawiają się głównie przy najbardziej przesadzonych efektach i eksplozjach. Co ważne, to fakt, że te przycinki są krótkie i nie rozwalają grywalności. 

Oczywiście, nie jest idealnie. Brak wygładzania krawędzi, skromniejsze tekstury terenu czy brak odbić ekranowych w wodzie przypominają, że to wciąż sprzęt mobilny z ograniczoną mocą. Jednak na tle poprzednich odsłon serii przeskok jest wyraźny — szczególnie jeśli pamiętamy, jak potrafiła klatkować wojna o Hyrule na pierwszym Switchu. Dźwiękowo też jest bardzo dobrze — orkiestralne aranżacje motywów z Zeldy, nowe tematy związane z Rauru i Imprisoning War oraz soczyste efekty specjalne robią swoje. 

Dla kogo jest Age of Imprisonment?

To jedna z tych gier, gdzie oczekiwania trzeba mieć dobrze ustawione. Jeśli jesteście fanami Zeldy, którzy przede wszystkim kochają eksplorację, zagadki i spokojne chodzenie po Hyrule, Age of Imprisonment może początkowo zaskoczyć tempem i powtarzalnością. To wciąż — z definicji — maszynka do masakrowania setek wrogów na minutę, a nie Breath of the Wild z podkręconą akcją. Fabuła jest istotna, ale podporządkowana temu, co dzieje się na polu bitwy. 

Czytaj też: Recenzja Nintendo Switch 2 Welcome Tour. Naprawdę mamy płacić za samouczek?

Jeśli natomiast lubicie musou albo przynajmniej nie macie alergii na ten gatunek, a przy tym jaracie się lore Zeldy, tutaj znajdziecie bardzo dużo konkretów i wątków wartych uwagi. Rozbudowana obsada, dopracowana walka z Sync Strikes i Zonaiami, techniczny upgrade na Switchu 2 i fabuła, która faktycznie coś dopowiada do Tears of the Kingdom. 

Hyrule Warriors: Age of Imprisonment to pozycja obowiązkowa dla fanów Zeldy

Hyrule Warriors: Age of Imprisonment to bardzo udany powrót do pomysłu Zeldy w formie musou. Nie zmienia definicji gatunku, ale na Switchu 2 prezentuje go w jednej z najbardziej dopracowanych form — z ciekawą mechaniką Sync Strikes, mocno rozbudowaną zabawą Zonaiami, sensownie zarysowaną kampanią i technikaliami, które wreszcie nie rujnują całej zabawy. 

Oczywiście, nie jest to gra idealna. Fabuła gra chwilami zbyt zachowawczo, mimo potencjału, a powtarzalność bitew i relatywnie niski poziom trudności mogą znużyć osoby szukające większego wyzwania. Ale jeśli wiecie, czego oczekujecie od musou w świecie Zeldy, Age of Imprisonment dostarcza dokładnie to, co obiecuje — możliwość wskoczenia w sam środek Imprisoning War i przeżycia jej na własnej skórze, z Joy-Conami w dłoniach i hordami przeciwników przed sobą.

Czytaj też: Recenzja Nintendo Switch 2. Koniec kompleksów przenośnych PC