Test Seat Ibiza FR Anniversary. Obyście mieli lepsze urodziny

Seat Ibiza to prawdziwa legenda segmentu miejskich hatchbacków. Od debiutu w 1984 roku znalazła ponad 6 milionów nabywców, stając się jednym z najpopularniejszych modeli w historii hiszpańskiej marki. Z okazji 40-lecia Ibizy, Seat przygotował wyjątkową edycję — 40th Anniversary Limited Edition w sportowej wersji FR, napędzaną silnikiem 1.5 TSI. To samochód, który w teorii powinien łączyć bogatą historię z nowoczesnym designem i technologią z solidnym dodatkiem hiszpańskiego temperamentu… no ale nie wszystko tu poszło tak, jak powinno.
Zdjęcia: Arkadiusz Dziermański

Zdjęcia: Arkadiusz Dziermański

Design Seat Ibiza 40th Anniversary. Poprawny i dynamiczny, ale bez fajerwerków

Zewnętrzny wygląd Seata Ibizy 40th Anniversary Limited Edition jest schludny i dynamiczny, ale też doskonale wszystkim znany. Urodzinowa wersja Ibizy jest przewidywalna, lecz nie uznawałbym tego za minus — bo 40-lecie danego modelu to idealny moment na oddanie hołdu dla znanej już i (słusznie) lubianej stylistyki. Bazując na sportowej wersji FR, auto otrzymało kilka detali, które mają podkreślać jego jubileuszowy charakter.

Od razu rzuca się w oczy nowy kolor Graphene Grey — głęboka, metalizowana szarość — która wygląda nowocześnie i elegancko, szczególnie w świetle dziennym, gdzie subtelne odcienie dodają mu głębi (a do tego przy takim kolorze nie widać brudu, co jest dużym plusem). Przód samochodu prezentuje się zadziornie dzięki szerokiemu grillowi z chromowanymi akcentami, otoczonym smukłymi reflektorami Full LED. LED-owe światła Ibizy to według mnie największy plus zewnętrznej estetyki tego samochodu, który nadaje jej wyrazisty charakter, a delikatne przetłoczenia na masce i bokach karoserii dodają sylwetce nieco muskularności. Tylne lampy LED z dynamicznymi kierunkowskazami prezentują się nowocześnie — ten samochód z zewnątrz prezentuje się naprawdę dumnie.

Czytaj też: Test nowego Mitsubishi Outlander – wygodny, potężny SUV z nagłośnieniem Yamahy

Jubileuszowe akcenty są dyskretne, chociaż uważam, że to dobrze — są wplecione ze smakiem. Mamy tu bowiem laserowo wycinane logo „Anniversary Limited Edition” na słupkach B i drzwiach, co jest miłym detalem. Niewielki spojler tylny w wersji FR wzmacniają sportowy wizerunek, podobnie jak 18-calowe felgi Cosmo Grey o klasycznym wzorze, które wyglądają dobrze i dają poczucie premium. Obniżone o 15 mm zawieszenie sprawia, że Ibiza wydaje się bardziej przysadzista, co pasuje do jej dynamicznego stylu. Ogólnie, design Ibizy jest spójny i estetyczny — pod względem estetycznym dostajemy dokładnie to, czego moglibyśmy oczekiwać po wersji specjalnej na czterdzieste urodziny. Zaskoczeń brak, ale czasem nie trzeba być zaskoczonym, żeby być usatysfakcjonowanym.

Wymiary Ibizy są kompaktowe, co czyni ją praktycznym wyborem do miasta. Przy długości 4,06 m, szerokości 1,78 m (bez lusterek) i wysokości 1,44 m auto jest zwinne i łatwe w manewrowaniu. Rozstaw osi 2,564 m zapewnia niezłą stabilność, a prześwit około 13 cm wystarcza do codziennej jazdy miejskiej. To hatchback z krwi i kości, który sprawnie porusza się w zatłoczonym mieście, przeskakując między pasami, i zmieści się w większości miejsc parkingowych.

Czytaj też: Pierwsza jazda Renault 5 E-Tech Electric. Kultowy maluch powraca w elektrycznym wydaniu

Bagażnik oferuje 355 litrów pojemności, co jest solidnym wynikiem w segmencie B, wyprzedzającym na przykład Volkswagena Polo (351 l) czy Peugeota 208 (309 l). Po złożeniu tylnych siedzeń w układzie 60/40 przestrzeń rośnie do 1165 litrów. Kanapy tym jednak dalej nie przewieziemy, ale we dwie osoby na kilkudniowe wakacje już bez problemu damy radę. Regulowana podłoga bagażnika ułatwia organizację przestrzeni, choć brak haczyków na torby czy siatki to drobny minus w kontekście praktyczności.

Wnętrze Seata Ibizy 40th Anniversary. Funkcjonalne, ale z nutą przeciętności

Wnętrze Seata Ibizy 40th Anniversary Limited Edition łączy sportowy klimat wersji FR z akcentami jubileuszowymi, ale nie unika kompromisów, które są zauważalne w tej klasie — a szczególnie w tej cenie. Pierwsze, co zwraca uwagę po tym, jak się do urodzinowej Ibizy wsiądzie, to kubełkowe fotele. W tym wydaniu są one pokryte mikrofibrą Dinamica z kontrastowymi przeszyciami, lecz — co dużo istotniejsze — są one naprawdę wygodne, zapewniają niezłe trzymanie boczne i sprawdzają się zarówno w dynamicznej jeździe, jak i na dłuższych trasach. Seatem przejechałem łącznie ponad 1300 kilometrów, z czego dwa razy bez przerwy wybrałem się w trasę liczącą prawie 500 km — i nie odczułem żadnego dyskomfortu, chociaż o takich udogodnieniach jak masaż czy wentylacja foteli nie możemy tutaj mówić (podgrzewane fotele są dostępne za dopłatą, lecz testowany egzemplarz nie miał tej funkcji). Fotele są więc naprawdę sporym plusem, jednak manualna regulacja siedzeń to rozczarowanie — w segmencie B coraz częściej spotyka się elektryczne ustawienia, podobnie jak regulację lędźwiową. Fotele są dobrze wyprofilowane, ale ich obsługa wymaga więcej wysiłku, niż można by oczekiwać.

Czytaj też: Test Porsche Panamera GTS – pięć metrów limuzyny czy wyścigówki?

Centralnym elementem deski rozdzielczej jest 8,25-calowy ekran dotykowy systemu infotainment. System działa płynnie, interfejs jest intuicyjny… ale jednocześnie całość jest dość uboga. Trudno więc, żeby coś działało źle, jeśli nie ma tam za bardzo co działać. Najważniejsze jest to, że mamy tutaj bezprzewodową obsługę Apple CarPlay i Android Auto — a dla wielu kierowców to jest absolutnie najważniejsze, co sam doskonale rozumiem. Szczególnie, że chociaż mamy na pokładzie nawigację Seata, to… w Warszawie pokazywała mi nadal mnóstwo sklepów Tesco, co sporo mówi o jej aktualności. W takich samochodach wsparcie dla Android Auto i CarPlaya to podstawa. Warto wspomnieć, że ekran główny może być 9,2-calowy i mieć aktualizowany GPS, ale za to trzeba dodatkowo zapłacić.

Towarzyszący ekranowi Digital Cockpit to cyfrowy zestaw wskaźników, który można skonfigurować według własnych preferencji — od klasycznych zegarów po dane nawigacyjne. Wyświetlacz jest czytelny, choć grafika jest prosta i nie wyróżnia się nowoczesnością w porównaniu do konkurencji. Spełnia jednak swoją rolę nienagannie.

Jubileuszowe detale, takie jak logo „Anniversary Limited Edition” na progach drzwi czy matowe aluminium na konsoli środkowej i panelach drzwi, dodają wnętrzu nieco charakteru, ale nie maskują przeciętnych elementów. Dwustrefowa klimatyzacja z fizycznymi przyciskami jest ergonomiczna i łatwa w obsłudze — no i miło, że zachowano fizyczne przyciski, a nie trzeba się przeklikiwać przez nieco ponad 8-calowy tablet. Poniżej możemy znaleźć miejsce na smartfon lub — ponownie za dopłatą — ładowarkę indukcyjną na telefon, zależnie od wyposażenia. Nie ma jednak ona funkcji chłodzenia telefonu. Obok są również dwa porty USB-C, dalej znajdziemy przycisk Start/Stop, dźwignię zmiany biegów obudowaną kilkoma przyciskami, manualny hamulec ręczny, dwa cup holdery oraz mały podłokietnik.

Czytaj też: Test Ford Explorer – Ford znowu to zrobił. Czy i tym razem dobrze?

Szału więc nie ma, a automatycznego ręcznego nie ma nawet za dopłatą. Ibiza 40th Anniversary ma również panoramiczny dach, który wpuszcza dużo światła, optycznie powiększając kabinę. To miły dodatek, szczególnie wiosną i latem. Przestrzeń z przodu jest wystarczająca — osoby o wzroście powyżej 185 cm znajdą wygodną pozycję dzięki regulowanej kierownicy i fotelom. Z tyłu jest typowo dla segmentu B — dwie dorosłe osoby zmieszczą się na krótkich trasach, ale przy wzroście powyżej 180 cm miejsca na kolana może brakować, zwłaszcza jeśli przednie fotele są odsunięte. 

Jakość wykończenia jest solidna, ale nie sprawia wrażenia premium. Górna część deski rozdzielczej i panele drzwi są pokryte miękkimi materiałami, jednak niższe partie, jak okolice uchwytów na kubki, to twarde plastiki. Schowki są praktyczne, chociaż — jak można się spodziewać — niespecjalnie duże. Kieszenie w drzwiach pomieszczą jednak butelkę wody, a konsola centralna oferuje miejsce na smartfon. Podłokietnik z przodu zwiększa komfort, a dwa porty USB-C umożliwiają ładowanie telefonu nawet, kiedy nie dopłacimy za ładowarkę indukcyjną.

Czytaj też: Test KIA Sportage HEV – na czym polega jej fenomen?

Na pochwałę zdecydowanie zasługuje system audio Beats z sześcioma głośnikami i subwooferem brzmi naprawdę dobrze. Do nagłośnienia trudno się przyczepić i chociaż wyciszenie kabiny przy większych prędkościach pozostawia nieco do życzenia, tak głośniki od Apple wynagradzają nam te niedogodności i zachęcają wręcz do głośniejszego słuchania muzyki. 

Kierownica jest standardowa — z lewej strony tempomat, z prawej multimedia. Jedynym zgrzytem jest to, że kontrola głośności multimediów jest skrajnie po lewej stronie, kiedy przyciski odpowiedzialne za zmianę utworu są na dole, blisko środka kierownicy, po jej prawej stronie. Nie ma to żadnego sensu i trzeba do tego przywyknąć. Poza tym jednak przyciski dobrze się klikają, kontrola z poziomu kierownicy jest wygodna i przyjemnie się ją trzyma.

Mieszane odczucia wzbudziło we mnie jednak ambientowe oświetlenie wnętrza. Po pierwsze, jest go niezwykle mało (a w niektórych wersjach wyposażenia nie ma go w ogóle). W najwyższym wariancie świecą się małe paski na drzwiach, jest podświetlenie na nogi kierowcy, a głównie wzrok przykuwają podświetlane nawiewy na bokach, co wygląda ładnie, ale… w nocy odbijają w bocznych szybach idealnie w miejscach lusterek i potrafi to czasami zirytować. Do tego nawiewy te mają dookoła przezroczysty plastik — i to właśnie po nim rozchodzi się światło wieczorem. Co jednak niezwykle dziwne, panel na środku z nawiewami ma dookoła ten sam plastik, z tym, że on się nie świeci — w żadnej wersji wyposażenia.

Czytaj też: Widziałem Renault Embleme. Świetne auto, tylko nie chcą go produkować

Wprowadza to w zakłopotanie i początkowo myślałem, że to wada akurat testowanego egzemplarza. Co jest za to jeszcze dziwniejsze, to fakt, że można dopłacić za… pomalowanie tego plastiku w centralnej części na czerwono. Seat zaznacza również, że podświetlenie ambientowe jest „w kilku kolorach”. Jest to prawda, ale nie nastawiajcie się na szczególną customizację kabiny — do wyboru jest tylko podświetlenie w kolorze czerwonym lub białym.

Technologie i wyposażenie. Braki, które bolą za — bagatela — blisko 130 tysięcy zł

Seat Ibiza 40th Anniversary Limited Edition w wersji FR oferuje zestaw technologii, który jest przyzwoity, ale za okolice 130 tysięcy zł lista braków jest trudna do zaakceptowania. Osobiście dziwi mnie brak możliwości automatycznego ręcznego. Do tego niesamowicie irytujący jest system bezkluczykowy Keyless Go, który oczywiście jest za dopłatą, a działa to tylko i wyłącznie od drzwi kierowcy. Chcecie coś wyciągnąć z tylnej kanapy czy z bagażnika? Nadal musicie grzebać w kieszeni. A skoro już o bagażniku wspomniałem, to klapa nie otwiera i nie zamyka się automatycznie i tego też nie da się dokupić.

Czytaj też: Pierwsza jazda Dacia Bigster. Dostałem strzałą Kupidyna od rumuńskiego SUV-a

Niestety, za takie pieniądze, Ibiza zwyczajnie rozczarowuje brakiem kluczowych funkcji. Monitorowanie martwego pola nie jest dostępne… w żadnej konfiguracji! To jest moim zdaniem niedopuszczalne w nowym samochodzie jakimkolwiek, a szczególnie w edycji limitowanej, i jeszcze szczególniej za takie pieniądze. System ten jest standardem w wielu konkurencyjnych modelach, w samochodach znacznie tańszych — no bo come on, mówimy tutaj o dwóch czujnikach i dwóch diodach. Tak niewiele, a jednak tak wiele — bo monitorowanie martwego pola znacząco zwiększa bezpieczeństwo.

Do tego czujniki parkowania są tylko z tyłu, a przednie nie są oferowane nawet w opcji, co w tej cenie jest nie do przyjęcia. Czujniki z przodu w wersji FR dostaniemy dopiero za dopłacenie niemal 2 tysięcy złotych za kamerę z tyłu, ale po bokach samochodu brak czegokolwiek. Aktywny tempomat, kluczowy dla komfortu na trasie, jest dostępny tylko za dodatkową opłatą, co w aucie w limitowanym i sportowym wariancie jednocześnie jest zaskakujące. Manualna regulacja foteli i brak regulacji lędźwiowej to kolejne oszczędności, które trudno usprawiedliwić. W segmencie B, patrząc na to, co oferuje konkurencja za podobne pieniądze, urodzinowa Ibiza wypada blado.

Jestem wręcz zaskoczony tym, jak ten samochód mi podpadł. Ja naprawdę lubię Ibizę, uważam to auto za ikoniczne — i może stąd też ta frustracja. Jeśli samochód ma w swojej nazwie „Limited Edition”, szczególnie w okolicznościach czterdziestych urodzin jednego z najbardziej kultowych modeli hiszpańskiej marki, to można po nim oczekiwać czegoś więcej, niż absolutnego minimum i uderzających wręcz oszczędności. Są rzeczy, na które po prostu nie mogę przymknąć oka. Nie w tych pieniądzach. Mam wrażenie, że za absolutnie każdy najmniejszy szczegół trzeba dopłacić, a po wydaniu pełnej sumy, wybierając same najdroższe opcje (prawie 140 000 zł) nadal pozostajemy bez wielu kluczowych udogodnień.

Czytaj też: Test Nowy Ford Kuga – tak się odświeża auto

W kwestii bezpieczeństwa Ibiza spełnia normy GSR2, oferując podstawowe systemy, takie jak aktywny system wspomagania hamowania z wykrywaniem pieszych, rowerzystów i pojazdów, asystent utrzymania pasa ruchu, system rozpoznawania znaków drogowych, monitorowanie zmęczenia kierowcy i połączenie alarmowe eCall. To solidna baza, ale brak bardziej zaawansowanych systemów, jak monitorowanie martwego pola czy asystent jazdy w korku, jest odczuwalny. 

Silnik i napęd. Solidna dynamika, ale bez emocji

Sercem testowanej Ibizy 40th Anniversary Limited Edition jest 4-cylindrowy silnik benzynowy 1.5 TSI o mocy 150 KM i momencie obrotowym 250 Nm, dostępnym w zakresie 1500–3500 obr./min. To jednostka znana z portfolio VW Group, ceniona za niezłą dynamikę i przyzwoitą efektywność, choć w niektórych krajach, jak Wielka Brytania, nie jest dostępna w Ibizie, co spotkało się z krytyką. W Polsce silnik współpracuje z 7-biegową, dwusprzęgłową skrzynią DSG, która działa płynnie i szybko, oferując zarówno automatyczne zmiany biegów, jak i manualną kontrolę za pomocą łopatek przy kierownicy. Technologia cylinder-on-demand (odłączanie dwóch cylindrów przy niskim obciążeniu) pozwala na oszczędność paliwa w spokojnej jeździe, choć dane WLTP, wiadomo, mogą być trudne do osiągnięcia w realnych warunkach.

Silnik zapewnia przyspieszenie od 0 do 100 km/h w 8,2 sekundy i prędkość maksymalną 216 km/h. To plasuje Ibizę w kategorii „warm hatchbacków”. Zawieszenie, obniżone o 15 mm, jest sztywniejsze, co przekłada się na dobrą przyczepność w zakrętach, ale na nierównych drogach może być zbyt twarde, co obniża komfort. Układ kierowniczy jest bezpośredni, choć w trybie normalnym nieco zbyt lekki — tryb sportowy, dostępny w systemie Drive Profile (Eco, Comfort, Sport, Individual), poprawia responsywność. Masa własna około 1200 kg sprawia, że Ibiza jest lekka i zwinna.

Czytaj też: Jeździłam nowym Audi Q5. Jestem pod wrażeniem

Wrażenia z jazdy i spalanie

To auto żwawe, ale nie oferuje emocji, jakich można by oczekiwać od sportowej wersji FR — albo inaczej. Oferuje, pod warunkiem, że szalejemy i korzystamy z manetek do zmiany biegów przy kierownicy. Wtedy da się z tego auta wycisnąć sportowego ducha i jazda może być naprawdę dynamiczna i żwawa — ale jazda w automacie, którą większość z nas będzie uskuteczniała przez 99%, jest spokojna. Aż nieco zbyt ospała, miałem wrażenie. Po znaczku FR na tylnej klapie spodziewałem się większego zastrzyku adrenaliny za kółkiem.

Ibiza dobrze radzi sobie w mieście dzięki kompaktowym rozmiarom i małemu promieniowi skrętu (10,4 m). Na autostradzie jest stabilna, ale, jak już wspominałem, wyciszenie kabiny pozostawia trochę do życzenia — przy prędkościach powyżej 120 km/h słychać szum wiatru i opon. Na krętych drogach auto jest zwinne, ale brakuje mu tego pazura, który czyniłby jazdę naprawdę ekscytującą. W porównaniu do słabszych jednostek 1.0 TSI (95 KM lub 115 KM), 1.5 TSI jest bardziej wyrafinowany, lecz nieco ospały.

Czytaj też: Pierwsza jazda Jaecoo 7 Super Hybrid – Chińczycy wynaleźli hybrydę na nowo?

Jeśli chodzi o spalanie, to jest naprawdę przyzwoicie. Podczas trasy długości niemal 500 km, przez większość czasu jadąc autostradą około 140 km/h, Seat Ibiza palił 6,1 l/100 km. W mieście wynik ten oscylował w granicach 7,7 l/100 km, co dalej jest ładnym wynikiem, jak na sam silnik spalinowy, bez żadnego elektrycznego wsparcia.

Cena psuje ten samochód

Seat Ibiza 40th Anniversary Limited Edition bazuje na wersji FR, ale jej cena budzi wątpliwości w kontekście braków w wyposażeniu. W Polsce ceny Ibizy startują od około 72 500 zł za wersję z silnikiem 1.0 MPI 80 KM i manualną skrzynią, ale testowana wersja z 1.5 TSI i DSG jest znacznie droższa — „golas” z tym silnikiem to już 112 200 zł. Pakiet ze wszystkimi możliwymi udogodnieniami, który i tak pozostawia pewne luki, to koszt ponad 135 tysięcy złotych. 

Czytaj też: Test Cupra Terramar VZ – powiekszony Formentor czy jednak coś więcej?

Seat Ibiza 40th Anniversary. Fajne auto, rozczarowujący jubileusz

Seat Ibiza 40th Anniversary Limited Edition to poprawny miejski hatchback z dynamicznym silnikiem 1.5 TSI i sportowym charakterem wersji FR. Obecne dodatki, jak kolor Graphene Grey, panoramiczny dach czy kubełkowe fotele, dodają uroku, ale za okolice 130 tysięcy złotych auto rozczarowuje brakiem kluczowych funkcji. Design jest estetyczny, wnętrze funkcjonalne, a jazda zwinna, ale Ibiza nie oferuje emocji, które usprawiedliwiałyby wysoką cenę. W segmencie B konkurenci konkurencja jest za duża i zbyt kusząca — szczególnie podczas chińskiej ekspansji na europejskim rynku — żeby jakkolwiek to usprawiedliwiać. Szkoda, bo przez to trudno jest limitowaną Ibizę polecić, chociaż bardzo bym chciał to zrobić. Miała być prawdziwa feta, a wyszedł motorozacyjny odpowiednik 30. urodzin Michaela Essiena.