Natychmiastowa odpowiedź była skuteczna. Obrona w gotowości, ludność cywilna pod parasolem
Polskie siły zareagowały w ciągu minut od wykrycia dronów. Radary śledziły ponad dziesięć obiektów przekraczających granicę, a te ocenione jako zagrażające zostały szybko “zneutralizowane”. Część dronów została zestrzelona nad terytorium Polski. Naziemne jednostki obrony powietrznej i stacje radarowe zostały postawione w stan najwyższej gotowości, a procedury awaryjne w celu zabezpieczenia polskiej przestrzeni powietrznej weszły w życie. Równocześnie sojusznicze samoloty dołączyły do polskich myśliwców patrolujących niebo, co akurat jest o tyle cenne, że odzwierciedla zintegrowaną czujność NATO na wschodniej flance sojuszu. Jak pamiętamy z historii, Polska zbyt wiele szczęścia nie miała, jeśli akurat idzie o sojusze.
Czytaj też: Powietrzni tytani USA. Nowe myśliwce F-55, F-47 i F-22 Super będą gotowe na każdą wojnę
Co istotne, władze podjęły działania w celu ochrony ludności cywilnej. Mieszkańcy wschodnich województw (podlaskiego, mazowieckiego i lubelskiego) zostali wezwani do pozostania w domach i stosowania się do poleceń wojska oraz policji. Rząd tymczasowo zamknął cztery główne lotniska, a w tym Warszawę Chopina i Rzeszów-Jasionkę, jako środek ostrożności w czasie trwania zagrożenia dronami. Loty były przekierowywane, a Polska koordynowała działania z amerykańską FAA, która odnotowała “nieplanowaną aktywność wojskową” w polskiej przestrzeni powietrznej. Do świtu polskie oddziały przeszukiwały rejony przygraniczne w poszukiwaniu wraków dronów, upewniając się, że nie pozostały niewybuchy ani urządzenia rozpoznawcze, a premier Donald Tusk zwołał nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, pozostając w stałym kontakcie z kierownictwem NATO, aby ocenić sytuację i zapobiec dalszym prowokacjom.
Tym razem szybka reakcja pokazała determinację Polski w ramach kolektywnej obrony NATO, a amerykańscy i europejscy sojusznicy wyrazili poparcie. Urzędnicy USA ostrzegli, że powtarzające się rosyjskie wtargnięcia dronów wyglądają na testowanie determinacji i obrony powietrznej NATO, a to akurat wyzwanie, któremu Polska i jej partnerzy obiecali zdecydowanie sprostać.
Warstwowa doktryna obrony powietrznej w działaniu
Polska reakcja na incydent z dronami opierała się na warstwowej doktrynie obrony powietrznej, a więc wielopoziomowym systemie zaprojektowanym tak, aby wykrywać i niszczyć zagrożenia powietrzne na każdym pułapie i dystansie. Doktryna ta, opracowana w ostatnich latach wraz z modernizacją polskiej armii, dowiodła swojej skuteczności podczas wtargnięcia. Na najwyższym poziomie znajduje się system Wisła średniego i dalekiego zasięgu, który to jest oparty na bateriach rakietowych Patriot zintegrowanych z amerykańskim systemem dowodzenia IBCS. Systemy Patriot (zakupione w 2018 roku) stanowią polską tarczę przeciwko celom na dużej wysokości, a więc samolotom, pociskom balistycznym i manewrującym na dystansach do ~100 km. Baterie Wisła/Patriot są połączone z nadzorem NATO (w tym samolotami wczesnego ostrzegania AWACS i sojuszniczymi radarami), dzięki czemu polski obraz przestrzeni powietrznej na dużych wysokościach łączy się z sojuszniczym Zintegrowanym Systemem Obrony Powietrznej i Rakietowej.

Kolejną warstwą i de facto kręgosłupem polskiej obrony powietrznej jest system Narew krótkiego zasięgu (SHORAD). Ten ma za zadanie zwalczać niżej latające myśliwce, śmigłowce, pociski manewrujące i drony, które przedostaną się przez obronę dalekiego zasięgu. W doktrynie zintegrowanej Narew obejmuje cele w odległości do ~25-40 km, wypełniając lukę między przeciwlotniczą bronią przenośną a Patriotami. Jest to stosunkowo świeży zakup, bo w 2023 roku Warszawa ugruntowała program Narew, nawiązując współpracę z brytyjską firmą MBDA w celu zakupu rakiet CAMM-ER i wyrzutni pionowego startu iLauncher. Wiemy, że każda jednostka ogniowa Narew będzie dysponować 3 wyrzutniami z 8 rakietami każda, a planowanych jest 24 takich baterii.

Rakiety rodziny CAMM (o zasięgu w klasie 25-45 km) wykorzystują zimny start pionowy i aktywne naprowadzanie radarowe, co pozwala na 360° pokrycia i zwalczanie wielu celów jednocześnie. Co ważne, Narew powstaje z myślą o pełnej interoperacyjności z amerykańską siecią dowodzenia IBCS, a to oznacza, że jej radary i wyrzutnie mogą wymieniać dane z Patriotami i innymi systemami NATO. To sieciocentryczne podejście było widoczne podczas incydentu 10 września, kiedy to polskie elementy Narew (częściowo dostarczone w ramach wczesnej konfiguracji Mała Narew) były w gotowości i przekazywały dane o celach do szerszej sieci obrony, pokazując, jak warstwy systemu nakładają się i wzajemnie wzmacniają.
Czytaj też: Tajemnice militarne Indii i Pakistanu. Prawda o arsenałach obu potęg
Na najniższym poziomie znajduje się polska obrona bardzo krótkiego zasięgu (VSHORAD). Obejmuje ona mobilne systemy takie jak Poprad (samobieżne wyrzutnie) i baterie Pilica, a także rakiety naramienne. Systemy te stanowią ostatnią tarczę nad siłami lądowymi czy kluczowymi obiektami, zdolną do zwalczania celów w promieniu kilku kilometrów, a więc typowo nisko lecących dronów, śmigłowców czy nawet pocisków w fazie terminalnej.




Pojazdy Poprad przenoszą poczwórne wyrzutnie rakiet Grom lub Piorun oraz elektrooptyczny zestaw celowniczy, zapewniając bardzo mobilną osłonę wojsk lub baz. Baterie Pilica łączą ogień z działek przeciwlotniczych 23 mm z rakietami Grom/Piorun i rozmieszczane są w celu ochrony lotnisk oraz infrastruktury krytycznej. Warto dodać, że Polska modernizuje sześć baterii Pilica do konfiguracji Pilica+ z ulepszonymi sensorami i integracją oraz potencjalnym dodaniem rakiet CAMM w przyszłości.
Ta architektura warstwowa (Patriot na dużych wysokościach, Narew na średnim dystansie, a Poprad/Pilica/Piorun na krótkim zasięgu) obrazuje polską doktrynę. Zapewnia ona, że jeśli wrogi dron lub pocisk prześlizgnie się przez jedną warstwę, to zostanie przechwycony przez inną, bliżej celu. Podczas ostatniego wtargnięcia oznaczało to, że nawet małe drony, które umknęły wyższym warstwom, mogły być zwalczane przez mobilne zespoły obrony powietrznej na ziemi.
Modernizacja radarów i systemów wykrywania
Wykrywanie małych, nisko latających dronów to z kolei odrębne wyzwanie, któremu trzeba sprostać na długo nim w powietrze wzleci jakakolwiek rakieta przechwytująca. Tradycyjne radary obrony powietrznej są zoptymalizowane do wykrywania szybkich myśliwców lub dużych pocisków, więc maleńkie drony o niskiej skutecznej powierzchni odbicia mogą być trudne do zauważenia. W odpowiedzi nasz kraj wdraża sieć zaawansowanych sensorów, a w tym nową generację systemów pasywnej detekcji. Zaledwie kilka dni przed naruszeniem przestrzeni powietrznej rząd polski podpisał umowę o wartości 5,8 mld PLN na zakup 46 pasywnych radarów PET/PCL w ramach programu PGZ-Narew.

Te nowoczesne stacje (opracowane przez PIT-Radwar, polskiego lidera w dziedzinie radarów) przeczesują niebo bez emisji własnego sygnału. Zamiast tego opierają się na Passive Emitter Tracking (PET), aby przechwytywać emisje radiowe/RF przeciwnika oraz na Passive Coherent Location (PCL), aby wykrywać statki powietrzne na podstawie zakłóceń sygnałów cywilnych (jak radio, telewizja czy sieci komórkowe). Ponieważ nie emitują energii, pozostają niewidoczne dla wrogich systemów rozpoznania elektronicznego, a jednocześnie mogą zapewniać ciągły 360° nadzór nad przestrzenią powietrzną. Dzięki pokrywaniu szerokiego spektrum częstotliwości za pomocą fuzji sensorów, radary PET/PCL mogą wykrywać nawet małe drony czy pociski manewrujące o cechach stealth, które mogłyby umknąć tradycyjnym radarom. Zamówione 46 jednostek zostanie dostarczonych od 2030 roku i staną się one integralną częścią polskiej wielowarstwowej sieci obrony powietrznej i rakietowej.

Równolegle Polska wdraża nowe radary aktywne dostosowane do zagrożeń krótkiego zasięgu. Przykładowo radar Bystra to polski trójwspółrzędny radar AESA zamontowany na ciężarówce, który jest zdolny do wykrywania samolotów i dronów na dystansach typowych dla SHORAD. Będzie współpracować z jednostkami rakietowymi systemu Narew. Do kierowania ogniem Polska opracowała Sajna, a więc wielofunkcyjny radar naprowadzania do prowadzenia rakiet Narew. Finalnie pełna bateria Narew będzie wykorzystywać radary wczesnego ostrzegania P-18PL (zmodernizowany sensor VHF dalekiego zasięgu, dobrze radzący sobie z celami o niskiej wykrywalności) oraz radary naprowadzania Sajna, aby śledzić i oświetlać cele do przechwycenia.
Dlaczego to ważne? Ano dlatego, że podczas incydentu 10 września operatorzy obrony powietrznej mogli śledzić trajektorie dronów od wykrycia do zestrzelenia dzięki nakładającemu się pokryciu radarowemu i wymianie informacji między jednostkami sojuszniczymi. Incydent prawdopodobnie potwierdził zasadność inwestycji Polski w pokrycie sensorowe i podkreślił plany dalszego wzmacniania zdolności wykrywania wolnych, niskich dronów poprzez technologie takie jak systemy optoelektroniczne IRST i sensory akustyczne, które mogą naprowadzać radary na cele unikające. Oczywiście współpraca z NATO dodatkowo wzmacnia zdolności wykrywania Polski. Sojusznicze samoloty wczesnego ostrzegania AWACS i przygraniczne posterunki radarowe w państwach sąsiednich tworzą wspólną siatkę wczesnego ostrzegania.
Przeciwdziałanie dronom: wojna elektroniczna i nowe systemy C-UAS
Chociaż systemy takie jak Piorun i Narew są kluczowe, to Polska zdaje sobie sprawę, że nie każdy dron powinien być strącany za pomocą wielomilionowego pocisku. Przeciwko rojom małych UAV czy pojedynczym intruzom bardziej efektywne mogą być metody soft-kill i wyspecjalizowane systemy przeciwdziałania bezzałogowcom (C-UAS). Na całe szczęście w ostatnich latach polski przemysł obronny uruchomił falę innowacji, aby zmierzyć się z zagrożeniem dronowym poprzez wojnę elektroniczną i nowatorskie efektory.

Jednym z krajowych sukcesów jest Advanced Protection Systems (APS) SKYctrl, czyli zestaw antydronowy, który zadebiutował z dużym zainteresowaniem międzynarodowym na MSPO 2024. SKYctrl APS to kompleksowe rozwiązanie C-UAS oparte na warstwowych sensorach, oprogramowaniu SI i dronie-przechwytywaczu, który działa jako “taran” przeciwko wrogim bezzałogowców w powietrzu, niszcząc je poprzez bezpośrednie zderzenie. Ten kinetyczny przechwytujący dron jest stosunkowo tani i na dodatek wielokrotnego użytku, oferując sposób na fizyczną eliminację dronów bez użycia broni palnej czy kosztownych rakiet.
Aby prowadzić takiego drona-przechwytywacza do celu, SKYctrl integruje radary FIELDctrl 3D (również opracowane w Polsce), zdolne do wykrywania małych UAV z daleka, a także centrum dowodzenia i kontroli (CyView C2) zasilane algorytmami uczenia maszynowego. Sztuczna inteligencja nie jest przypadkiem, bo umożliwia ona systemowi odróżnianie dronów od ptaków czy innych niegroźnych obiektów w czasie rzeczywistym, zmniejszając liczbę fałszywych alarmów. Po potwierdzeniu zagrożenia system może autonomicznie wysłać drona-przechwytywacza lub przekazać cel innym efektorom.

Innym innowacyjnym rozwiązaniem zaprezentowanym w Polsce jest mobilny system antydronowy KUSZA, czyli w zasadzie lekka bateria przeciwlotnicza na kołach, zoptymalizowana specjalnie do zwalczania dronów. System ten łączy wyrzutnie rakiet Grom/Piorun na wysoce mobilnej platformie, np. 6×6 ATV, a takie właśnie połączenie sprawdzonych rakiet fire-and-forget ze zwinnym pojazdem pozwala KUSZY błyskawicznie pojawić się tam, gdzie brzęczą drony. Siła systemu tkwi w prostocie i szybkości, bo operatorzy korzystają ze zintegrowanego celownika elektrooptycznego (z kamerą termowizyjną i dzienną), aby namierzyć drona, odpalić rakietę, a następnie mogą przemieścić się w inne miejsce w ciągu sekund. Modułowa konstrukcja KUSZY oznacza, że można ją instalować nie tylko na quadach czy pickupach do szybkiej reakcji, ale także na stałych stanowiskach do ochrony obiektów, a jej sensory umożliwiają całodobową pracę w każdych warunkach pogodowych. Wsienka na torcie jest fakt, że wyrzutnia może przejść z trybu transportowego do gotowości bojowej w mniej niż 20 sekund, z czasem reakcji około 5 sekund od namierzenia celu.
Wzmacnianie obrony poprzez modernizację i jedność NATO
Wtargnięcie dronów nad terytorium Polski, choć rozwiązane bez ofiar, było sygnałem ostrzegawczym i testem w praktyce polskiej strategii obrony powietrznej. Pokazało zarówno postęp, jaki Polska poczyniła w modernizacji armii, jak i obszary wymagające dalszej czujności. Z jednej strony incydent potwierdził skuteczność warstwowej doktryny obronnej i sam fakt, że polskie radary i sojusznicze sieci mogły śledzić i eliminować wiele dronów w czasie rzeczywistym, jest namacalnym efektem wieloletnich inwestycji w obronę. Z drugiej strony, wyzwania związane z wykrywaniem małych dronów w zatłoczonej przestrzeni powietrznej w czasie pokoju podkreślają, dlaczego Polska podwaja wysiłki w zakresie nowych radarów, sensorów pasywnych i środków bliskiego zasięgu.

Wydarzenia tej nocy wzmocniły również znaczenie solidarności NATO, bo Polska nie stanęła wobec zagrożenia sama: natowskie AWACS prawdopodobnie dostarczały dane polskim dowódcom, a amerykańskie czy sojusznicze samoloty szybkiego reagowania były w gotowości do wsparcia. Przekaz polityczny był więc jasny – atak dronowy na jednego członka NATO jest traktowany poważnie przez wszystkich został jasno wyartykułowany. Artykuł 5 NATO tradycyjnie dotyczy jawnych ataków, ale nawet te szare strefy, jak wtargnięcia dronów, spowodowały natychmiastowe konsultacje między sojusznikami. Nie bez powodu w ciągu godzin napłynęły oświadczenia poparcia z centrali NATO i stolic sojuszniczych, ostrzegające Rosję przed “testowaniem” sojuszu.