Czy umiliło mi te wieczory? W pewnym sensie tak, ale z kilkoma haczykami, jak to zawsze bywa. To nie jest krok w tył, ale też nie wielki skok naprzód. Deweloperzy słyszeli feedback z poprzedniej edycji i próbowali go uwzględnić, zwłaszcza w podziale na dwa style gry, ale stare demony — jak menu, które się zacina, czy AI, które czasem udowadnia, że jeszcze długo nie zabierze nam pracy — wciąż czają się w tle. Czy warto sięgnąć po tegoroczne wydanie?
Gameplay w FC 26. Dwa oblicza boiska, ale czy oba przekonują?
Jedną z największych zmian w EAFC 26 jest nowa opcja wyboru stylu gry: Competitive dla szybkich, online’owych potyczek i Authentic dla tych, którzy wolą symulację bliższą prawdziwemu futbolowi. To największa nowość w mechanice i pomysł, który brzmi genialnie na papierze. Competitive jest zoptymalizowany przede wszystkim pod Ultimate Team — podania lecą szybciej, bramkarze odbijają piłkę z mniejszą liczbą absurdalnych wpadek, a drybling daje nam poczucie bezpośredniej kontroli, jakbyśmy naprawdę pociągali za sznurki. Gramy tu o każdy centymetr, a gra nagradza agresywną, ofensywną taktykę, co idealnie pasuje do weekendowych lig online. To jedyna opcja w grze online, a w przypadku rozgrywki offline — jedna z opcji, dla fanów szybkiej i arcade’owej piłki, a nie realistycznej i spokojnej gry.

Z kolei Authentic przenosi nas w świat, gdzie obrońcy nie puszczają skrzydłowych jak Marc Bartra Garetha Bale’a, rzuty rożne kończą się realistycznymi przepychankami, a całe akcje pełne są tych chaotycznych momentów — jak odbicia po strzałach czy bloki, które nie zawsze wychodzą idealnie. Fizyka piłki jest tu bardziej nieprzewidywalna, co dodaje smaczku, ale też frustracji, bo czasem czujemy, że gra karze nas za zbyt ambitne zagrania. Jest jednak zdecydowanie wolniej i bardziej stonowanie — świetne do karier, jeśli cenicie realizm.
Czytaj też: Battlefield 6 przetestowany. Jak dobrze zoptymalizowali grę?
Ogólnie, responsywność dryblingu się poprawiła — zwody wychodzą gładziej, bez tych irytujących poślizgów z zeszłego roku, a sztuczna inteligencja pozycjonuje graczy w sposób, który powinien być wolny od tak zwanych „wylewów”. Powinien, bo nie zawsze to wychodzi, ale jest faktycznie nieco lepiej.
Nowe animacje bramkarzy eliminują te błędy, gdzie wcześniej wydawało się, że stoją i patrzą, jak piłka wpada do siatki. Dodano też świeże style gry, jak Enforcer dla twardych stoperów czy Gamechanger dla tych, co decydują o losach meczu w kluczowych chwilach, i dodatkowe role graczy, co pozwala na taktyczne eksperymenty. Dźwięki dobiegające z murawy, okrzyki kibiców i te drobne detale, jak zmienne oświetlenie stadionów w zależności od pory dnia, budują immersję, a grafika na PS5 sprawia, że cienie i odbicia na murawie wyglądają naturalniej. Wizualnie to bez dwóch zdań najlepsza odsłona do tej pory — ale tak właśnie powinno być, kiedy co roku płacimy sporą sumę za upgrade.

Ale nie jest idealnie. W Authentic czasem obrońcy stoją zbyt pasywnie, czekając na nasz ruch, a w Competitive podania mogą być zbyt dokładne, co upraszcza grę do naprawdę arcade’owego poziomu. Tu nie ma rewolucyjnych zmian, a lekkie poprawki — gra w istocie słucha społeczności, ale nie zmienia rdzenia na tyle, żebyśmy zapomnieli o poprzedniej edycji.
Czytaj też: Recenzja Battlefield 6 dla żółtodziobów, czyli mój pierwszy na poważnie raz z serią Battlefield
Tryb kariery menedżera. Więcej historii, ale z tym realizmem…
Dla mnie tryb kariery to serce gry. To element, w którym możemy zbudować imperium od zera, doprowadzić ulubiony klub do upragnionej sławy, negocjować transfery wedle preferencji (realistycznie lub wręcz przeciwnie) i walczyć o trofea bez presji online’owych rankingów. W FC 26 deweloperzy w końcu posłuchali próśb o więcej głębi i dodali Manager Live Challenges — to dynamiczne wyzwania oparte na realnych scenariuszach sezonu, jak przetrwanie kryzysu formy czy dążenie do historycznego dubletu. Sytuacje takie jak zaczynaniew niższej lidze z wyzwaniem awansu w pięć meczów, negocjowania z gwiazdą, która chce uciec, albo poradzenie sobie z kontuzjami kluczowych graczy. Są też specjalne wyzwania, jak zbudowanie nowych Galácticos — objęcie Realu Madryt, wydanie grubych milionów i sięgnięcie po wszystkie możliwe trofea w ciągu jednego sezonu.

Te wyzwania wplecione są w narrację, co sprawia, że sezon nie jest liniowy, a pełen zwrotów akcji — kończymy je, zdobywamy wyjątkowe przedmioty, jak retro trykoty, czy nawet odblokowujemy Ikony i Bohaterów do użycia w nowoczesnych klubach. To działa, zwłaszcza w połączeniu z autentycznym gameplayem, gdzie mecze wyglądają jak prawdziwe transmisje, z realistycznymi rzutami karnymi i chaosem pod bramką.
Czytaj też: Od fanowskiego projektu do kontrowersyjnej trylogii. Jak Tripwire zmieniło Killing Floor na zawsze
W standardowej karierze doszły wydarzenia losowe. Nagle nowy zawodnik tęskni za domem i możemy go przycisnąć do treningu, albo dać chwilę odpoczynku na odwiedzenie rodziny i zresetowanie głowy — ale wtedy oczywiście nie będzie przez jakiś czas dostępny. Czasem jakiś zawodnik zacznie udzielać niekorzystnych wywiadów i możemy usadzić go na ławce do okienka transferowego lub od razu rozwiązać z nim kontrakt, dając znać reszcie szatni, że tego nie tolerujemy (w mojej karierze Barceloną na taki ruch zdecydował się Wojciech Szczęsny, co jest akurat wyjątkowo nierealistyczne). Czasem bramkarz zderzy się z obrońcą na treningu i obaj są niedysponowani przez określony czas, a czasem nasza taktyka czy stawki kontraktowe wyciekną, tworząc chaos w szatni lub całej lidze. To świetne urozmaicenie, które dodaje „coś więcej” do tego trybu.




Z drugiej strony pójście w większy realizm nie zawsze działa. Nie możemy negocjować kontraktów z piłkarzami w dowolnym momencie, nawet, jeśli w raporcie składu widzimy, że nie są zadowoleni ze swojej obecnej umowy. Z drugiej strony piłkarze lubią mieć niezrozumiałe humorki — po wygraniu trypletu zarówno Lewandowski, jak i Yamal, uznali, że nie są zadowoleni ze swojej roli w klubie (oczywiście byli zawodnikami pierwszej XI przez cały sezon, z wyłączeniem kontuzji czy zmęczenia na mecze Copa del Rey) i nie da się ich przekonać do pozostania w klubie. To działa odwrotnie od założonego planu, bo całkowicie psuje immersję i zmusza nas do sztucznych sprzedaży i odkupywania zawodników po chwili. Irytujące.
Czytaj też: Czy warto zagrać w Borderlands 4? Najnowsza odsłona serii znów mnie roz(o)czarowała
Z fajnych nowości, wartych śledzenia, jest rynek menedżerów. Wszystkie kluby mogą zwalniać menedżerów, więc Xabi Alonso po roku może zostać wyrzucony z Królewskich, żeby zamienić się z Luisem Enrique klubami i wylądował w stolicy Francji — co zdarzyło się u mnie i widok Lucho na ławce Realu nieco boli. Takie rotacje jednak są bardzo fajne i dodają realizmu.



Interfejs dostał lekki lifting — menu przypominają teraz Ultimate Team, z listami i zakładkami po lewej ułatwia nawigację, tak jak rok temu, choć tęsknię za starym terminarzem na głównym ekranie. Symulacja dalej trwa niezrozumiale długo, ale chociaż w krótkim menu skrótów w lewym górnym rogu możemy dodać własne destynacje, co pozwala szybko dostać się do kalendarza czy okna wiadomości z piłkarzami.
Czytaj też: Recenzja Cronos: The New Dawn, czyli pierwszy raz z survival-horrorem
Przed startem kariery nadal możemy ustawić masę opcji — wyłączyć zwolnienia przez zarząd, zablokować transfery w symulowanych ligach na całe sezony, czy nawet dodaj do obserwowanych maksymalnie pięć ekstra lig do głębszej symulacji. To krok w stronę modów, których fani używali na PC, i szczerze? Cieszy, bo eliminuje absurdy z przeszłości. System rozwoju młodzieży jest jak w zeszłym roku — skauci jeżdżą do większej liczby krajów, choć nadal musimy wybierać ich specjalizacje, a turnieje dla juniorów rozgrywane są w zmodyfikowanym Rush, co dodaje frajdy. Możemy testować młodych z ich maksymalnym potencjałem, co pomaga w decyzjach o awansach. Powracający wall social media z newsami — w tym Fabrizio Romano i jego „here we go” — oraz generowane komentarze budują klimat. Jest kilka nowych wpisów, ale nadal powtarzalność szybko nas dopada — a komentarze dalej bywają totalnie randomowe.


Ale, jak już wspominałem, nadal nie brak wad. Zmiany taktyk czasem nie zapisują się poprawnie, co kończy się chaosem na boisku — nagle nasz stoper biega jak skrzydłowy. Brakuje też pełnej swobody w formacjach, typu 1-2-7 w końcówce meczu; gra pcha nas w ramy, co ogranicza kreatywność. W Archetypie Kariery Zawodnika — inspirowanym legendami — możemy liczyć na na unikalny rozwój, z XP na perki i atrybuty, ale po kilku sezonach czujemy, że to właściwie standardowy grind, identyczny jak w normalnej karierze zawodnika. Ale możliwość wznowienia kariery prawdziwych legend może się podobać. Ogółem, kariera jest głębsza niż rok temu, bliższa Football Managerowi w taktyce, ale wciąż cierpi na drobne bugi i niedopracowania. O niewidocznym interfejsie negocjowania transferów i kontraktów nie wspominając.



Ultimate Team, czyli znane oblicze z nowymi zabawami. Ale to nadal grind bez końca z wydawaniem pieniędzy na paczki
Ultimate Team to dla milionów graczy powód, by kupować grę co roku — tryb, w którym budujemy skład marzeń, otwieramy paczki i walczymy w ligach weekendowych. W FC 26 nie zmieniło się wiele, bo po co ruszać maszynkę do zarabiania? Skoro działa, to bez sensu wywracać to do góry nogami — i tu EA jak najbardziej rozumiem. Działa na identycznej zasadzie jak Fortnite, z tą różnicą, że resetuje się co roku i nie jest darmowe.

Powrót turniejów w formie knockoutów to miły akcent — do czterech rund eliminacji, gdzie każdy mecz to ryzyko, a nagrody kuszą. Live Events dodają urozmaicenia z tematycznymi zasadami, jak mecze bez fauli czy z podwójnymi golami, a nowe Gauntlety to wieloetapowe wyzwania, które testują nasz skład. Bounties pozwalają przyspieszyć postępy tygodniowe, a Challengers to nowa liga dla niższych dywizji, co daje szansę słabszym graczom na zabawę bez miażdżenia. W FUT możemy teraz ewoluować bramkarzy, co było brakiem w poprzednich latach. Na PS5 matchmaking jest stabilniejszy dzięki lepszemu netcode’owi, ale nadal możemy spotkać się z kosmicznym pingiem.
Czytaj też: Recenzja Ghost of Yōtei. Piękna i brutalna Japonia napędzana zemstą


Cornerstones na start kampanii dają szybki boost (może aż za szybki). Ale eventów i specjalnych kart od początku jest tu mnóstwo, a EA już obniża cenę nowej gry — i będzie tylko taniej, bo płacimy pełną cenę za jak najszybszy start. Co do zasady — to wciąż ten sam Ultimate Team. Grind na monety, SBC, które pochłaniają karty, i presja z każdej strony na wydawanie FC Points. Jeśli nie byliście przekonani, to FC 26 tego nie zmieni — ale jeśli w tym trybie przepadaliście w przeszłości, to tutaj też większość wieczorów spędzicie z padem w ręce.
Kluby. Więcej opcji dla ekipy, ale wciąż podskórnie toksyczne
Pro Clubs to tryb dla tych, co grają ze znajomymi. Budujecie klub, awansujecie i walczycie online. W FC 26 dodano sporo — możemy dołączyć do trzech klubów naraz, co ułatwia żonglowanie grafikami, a revamped Be-A-Goalkeeper pozwala wskoczyć w buty (albo bardziej rękawice) bramkarza z nowymi stylami gry. Live Events z modyfikacjami Rush — jak alternatywne reguły czy Gauntlety — dodają różnorodności. Sezony i chaptery przewodzą progresem, z nagrodami za wyzwania.
Czytaj też: Recenzja Lost Soul Aside. Od studenckiego marzenia do rozczarowania w 10 lat


Wizualia i dźwięk. Jest konkretnie!
Grafika w FC 26 to solidna robota — modele ponad 20 tysięcy graczy z 750 klubów i 35 lig wyglądają autentycznie, ze sporymi detalami, chociaż nadal nie wszyscy piłkarze mają własne twarze — również ci z top 5 lig europejskich. Nowe stadiony, jak Chase Stadium Inter Miami czy odbudowany Stamford Bridge, oddają klimat, a tłumy reagują żywiej; EA od lat pracuje nad trybunami i to faktycznie widać.





Na PS5 grafika i 4K dają przewagę, z lepszymi teksturami murawy i oświetleniem. Dźwięk? Znany dobrze komentarz, dźwięki z murawy czy symfonia kibiców — to wciąga i robi spore wrażenie, a Wasi rodzice mogą nie odróżnić rozgrywki od prawdziwego meczu na pierwszy rzut oka. Soundtrack też może się podobać — może nie jest legendarny, jak na przykład w Fifie 14 (chociaż tu też może dużą rolę odgrywać nostalgia), ale obecność Fred again.. ze Skeptą mnie całkowicie kupuje.



Czytaj też: Recenzja Gears of War: Reloaded. Posiadacze PS5 w końcu mogą zmierzyć się z legendą
FC 26 to krok do przodu, ale z bagażem
EA Sports FC 26 to gra, która próbuje być dla wszystkich — symulacją dla fanów online’u i szybkich, dynamicznych gier, ale też arcade’em dla ceniących realizm. Dwa style gameplayu, głębsza kariera i nowości w trybach dają frajdę, zwłaszcza z next-genowymi funkcjami PS5 jak haptic feedback i szybkie ładowanie — chociaż na tym etapie EA spokojnie mogłoby już po prostu porzucić starą generację. Jednak brak wielkich zmian, bugi i grind w UT sprawiają, że czujemy déja vu. Ale EA FC 26 nie musi zdobywać nowych graczy. Jeśli macie w to zagrać, to już macie grę kupioną. A jeśli symulator piłki nożnej Was grzeje, to nic tego nie zmieni. I najwyraźniej tak ma właśnie być.