Tani smartfon? Dzisiaj to samobójstwo. Jest tylko mocna średnia półka
W 2021 roku producenci kontynuują trend zapoczątkowany w 2020 roku. Kojarzycie premiery modeli dużych producentów, które kosztują naprawdę mało? 400 zł? 600 zł? Było ich niewiele. Mamy Motorolę E20 oraz E40, czy Samsunga Galaxy A12, ale są to pojedyncze modele, dosłownie po 1-2 sztuki na daną firmę. Nie to, że w ogóle nie są produkowane. Te naprawdę najtańsze modele trafiają jednak do krajów takich jak Indie. Czy Polska już nie jest postrzegana jako kraj rozwijający się? Cóż… nie bez powodu Niemcy nam tak mocno zazdroszczą, jeśli wierzyć narracji rządowych mediów. Mein Gott!
Koniec końców, jeśli szukamy naprawdę taniego smartfonu, wśród wiodących producentów wybór nowych modeli jest bardzo skromny. Za to jeśli chcemy wydać więcej, powiedzmy do 2000 zł, to naprawdę może nas rozboleć głowa. Tutaj to się dopiero dzieje!
W tym budżecie w zasadzie można albo szukać modelu, który się wyróżnia konkretną cechą na tle innych, wybrać ten, który ma najbardziej odpowiadającą nam nakładkę systemu, albo zwyczajnie sięgnąć po najładniejszy. W zasadzie każdy producent ma tutaj coś do zaoferowania. Mamy zatrzęsienie modeli realme, Motoroli, sporo Samsungów, Xiaomi, Oppo, jest też vivo… Wybór naprawdę nie jest prosty. Ale też jednocześnie trudno jest kupić model słaby i nieudany. Solidna średnia półka stała się bardzo solidna. Nie znajdziemy tu problemów z szybkością działania. Mamy coraz szybsze ładowanie, coraz lepsze ekrany z odświeżaniem co najmniej 90 Hz i zazwyczaj przynajmniej jeden dobry aparat. To właśnie w średniej półce ewolucja smartfonów jest największa. Wszystko poszło o krok do przodu, ale niestety cena również. W końcu – coś za coś.
Albo flagowiec za worek pieniędzy, albo coś, co będzie flagowca udawać
To kolejny trend, który jest kontynuowany względem 2020 roku. Mamy niewiele smartfonów bardzo tanich, mamy zatrzęsienie modeli ze średniej półki, a potem zostają nam jeszcze dwa przedziały. Uber-flagowce kosztujące nawet 5-6 tys. złotych, albo ich słabsze odpowiedniki. Dla jednych bardzo dobre i kosztujące dużo, bo często powyżej 3 000 zł, dla innych wyraźnie słabsze od modeli Plus-Ultra-Super-Pro.
I tak modele z przedostatniego zakresu cenowego dadzą nam dużo. Flagowe procesory, najczęściej Snapdragon 888, dużo pamięci RAM, bardzo dobre ekrany z wysoką częstotliwością odświeżania i szybkie ładowanie. Aparat główny bardzo często jest taki sam jak w najdroższych modelach, ale już aparaty szerokokątne oraz zoom są słabe lub bardzo słabe. Plus obowiązkowo aparat do makro! Wszystko fajnie, ale można poczuć, że ten przeskok ze średniej półki nie jest aż tak wyraźny. Szczególnie, jeśli dodamy do tego np. plastikową obudowę. W tej półce cenowej mam wrażenie, że w tym roku wydarzyło się zdecydowanie najmniej.
Co dostajemy decydując się na najdroższe modele? Jeszcze lepsze ekrany, najczęściej z wyższą rozdzielczością, jeszcze szybsze ładowanie (rzędu choćby 120W) oraz faktycznie najlepsze aparaty. To tutaj przeskok względem tańszych odpowiedników jest zdecydowanie największy.
Samsung pewnie i bezpiecznie pozostaje liderem
Na światowych rynkach, również w Polsce, niezmiennie króluje Samsung. Koreańczycy w tym roku raczej niczym nas nie zaskoczyli. No może poza brakiem serii Note oraz modelu Galaxy S21 FE. No i oczywiście przejściem na Wear OS w swoich zegarkach. Ok, tutaj faktycznie było to duże zaskoczenie.
Czytaj też: Test Samsung Galaxy Watch4 40mm. Operacja Wear OS nieudana, ale pacjent żyje
Samsung niezmiennie zaoferował nam bardzo dobre smartfony ze średniej półki z serii Galaxy A. Zazwyczaj są one droższe od konkurencji o 200-300 zł, ale jednocześnie czujemy, że wiemy, do czego dopłaciliśmy.
Jeśli chodzi o flagowce, to tutaj mieliśmy naszą tytułową ewolucję. Największą nowością były zmiany wizualne w serii Galaxy S21. Poza tym, Samsung wziął wszystko co miał i zwyczajnie poprawił. Lepszy aparat, lepszy ekran z cieńszymi ramkami. Dostaliśmy produkty lepsze niż rok temu, bardzo udane, ale bez żadnego efektu wow. A Samsung mógł choćby przyśpieszyć ładowanie, bo 25W w Galaxy S21 Ultra wygląda blado na tle konkurencji.
Podobnie było w przypadku modeli składanych. Tutaj rozumiem Samsunga, bo przy obecnej technologii nie ma z czym kombinować. Dostaliśmy jeszcze lepiej dopracowane warianty Galaxy Z Flipa oraz Folda. Oba są świetnymi smartfonami, choć mają swoje wady. Flip się grzeje, a Fold ma widoczne miejsce zgięcia ekranu (a Oppo pokazuje, że da się to poprawić), ale to dalej są bardzo dobre urządzenia. I co najważniejsze – wyraźnie tańsze od swoich poprzedników. To bardzo dobry znak!
Czytaj też: Test Samsung Galaxy Z Flip3. To może być pierwszy popularny składany smartfon
Czytaj też: Test Samsung Galaxy Note 20 – jak spisuje się rok po premierze?
Xiaomi docenia Polskę i coraz mocniej rozpycha się na rynku
Byłem bardzo miło zaskoczony pojawieniem się na polskim rynku Xiaomi Mi 11 Ultra. Do tej pory najmocniejsze flagowce były zarezerwowane wyłącznie dla rynku chińskiego. A tutaj niespodzianka. Mi 11 Ultra używałem przez prawie pół roku i obok Galaxy Z Fold3 i Galaxy S21 Ultra to zdecydowanie najlepszy model 2021 roku. A jednocześnie zrobiony z największą fantazją. Wystarczy tylko spojrzeć na wyspę aparatów. Tu nie było miejsca na żadne kompromisy.
Xiaomi bardzo mocno goni Samsunga i obie firmy przerzucały się raportami mówiącymi o tym, kto jest numerem jeden w Polsce. A wystarczyłoby podać twarde dane dotyczące sprzedaży, tak jak robią to producenci aut. Pod tym względem firmy smartfonowe to jest jednak beton.
W zasadzie jak co roku Xiaomi zasypał nas smartfonami z każdej półki cenowej. I podobnie jak przed rokiem, były to modele bardzo udane, bardzo dobrze wycenione i… bardzo łatwo jest się w nich zgubić. Ale podobno od przybytku głowa nie boli. W tym wszystkim zabrakło tylko europejskiej premiery Mi Mix Fold. Ale skoro Mi 11 Ultra trafił do Europy, w tylko do Polski, to kto wie, może w przyszłym roku?
Czytaj też: Test POCO M4 Pro 5G – pomysł na niedrogi smartfon pod choinkę
Czytaj też: Test Xiaomi 11T Pro – najszybsze ładowanie na rynku i wiele więcej!
Czytaj też: Test Xiaomi Mi 11 Ultra – flagowiec roku, czy… jednak nie?
Motoroli niezmiennie nie rozumiem. Czy oni wiedzą co robią?
Kilka lat temu, na mojej pierwszej w życiu konferencji Motoroli, firma zaprezentowała nową strategię. Wiedziała, że nie może mierzyć się popularnością z flagowcami konkurencji, więc postawiła na modele ze średniej półki i eksperymenty z serią Moto Z. Pomysł był dobry, bo smartfony Moto G ze średniej półki były naprawdę udane i dobrze się sprzedawały. Później przyszła seria Motorola One i od tamtej pory… Zwyczajnie nie ogarniam tego, co się dzieje.
W 2021 roku Motorola kontynuowała swój smartfonowy chaos. Nawet już nie próbuję zrozumieć i nauczyć się kolejnej nowej numeracji, bo za rok pewnie będzie nieaktualna. Do oferty ponownie wróciły flagowce, co może wskazywać na to, że firma ponownie bardzo pewnie się poczuła.
Żeby nie było, tegoroczne Motorole to bardzo udane smartfony. Niezmiennie bardzo dobrze działające, ze stale poprawianymi aparatami i długim czasem działania. Pojawiły się też (w końcu!) zmiany wizualne i kolejne modele już nie wyglądają jak przepuszczane przez kalkę. W końcu też mamy szybsze ładowanie. Niestety największa nowość, funkcja Ready For pozwalająca zmienić smartfon w komputer, nie działa bezprzewodowo jak np. w Huaweiu czy Samsungu. Motorola zdecydowanie powinna przystopować, uporządkować nazewnictwo poszczególnych serii i mogłaby spokojnie uciąć liczbę nowości nawet o połowę. W takim chaosie to nie może długo działać bez żadnych konsekwencji.
Czytaj też: Test Motorola Moto g100 – najlepsza Moto G w historii?
realme i Oppo mocno się promują i wychodzi im do na dobre
Chyba niewiele jest osób, które w mijającym roku nie natknęły się na reklamę smartfonów Oppo i realme. Są dosłownie wszędzie. Reklama goni reklamę, promocja goni promocję, a w przypadku realme premiera goni premierę. Choć i w przypadku Oppo mam wrażenie, że kolejne serie Reno są pokazywane coraz szybciej. Ale tak agresywna promocja przynosi dobre skutki. Smartfony oby firm sprzedają się w Polsce coraz lepiej.
realme niezmiennie stawia na strategię – jak najwięcej za jak najmniej. I to się sprawdza. W modelach najtańszych mamy 90 Hz ekrany i szybkie ładowanie. Z kolei w średniej półce cenowej pojawił się choćby realme GT ze Snapdragonem 888. Problemem realme jest na moje oko brak przewidywalności. Premiera goni premierę i w zasadzie nigdy nie wiemy, kiedy spodziewać się kolejnej. A klient kupujący danych model, chcący mieć najmocniejszy smartfon producenta, nie wie, czy to się za miesiąc nie zmieni.
Czytaj też: Test realme GT Neo 2 – hit sprzedażowy na święta?
Czytaj też: Test realme 8i – 120 Hz ekran za 849 zł? Teraz to możliwe!
Czytaj też: Test realme GT. Kwintesencja wyścigówki: imponuje osiągami, ale w środku hałas i niewygodnie
Z Oppo z kolei mam problem, jaki miałem swego czasu z Xiaomi. Najlepszych modeli nie zobaczymy w Polsce. Nie ma serii Find X, nowy Find N w ogóle (póki co) nie trafi do Europy. Za to sama seria Reno, choć bardzo udana, na polskie realia bywa nieco zbyt droga. Szczególnie w przypadku najwyższych modeli. Samo kalendarium premier też budzi wątpliwości. Polska premiera nowych urządzeń serii Reno następuje kilka miesięcy za chińską, a do tego nawet kilka tygodni po europejskiej. Podczas gdy my dostajemy Reno5, w Chinach już za chwilę odbywa się premiera Reno6 i tak w kółko. Jeśli Oppo chce jeszcze bardziej zaistnieć w naszej części świata, wypadałoby zacząć traktować nas nieco lepiej względem rodzimego runku.
Czytaj też: Test Oppo Reno6 Pro 5G – Elegancja, satyna i wideo bokeh. Czy to wystarczy?
Czytaj też: Test Oppo Reno6 5G – elegancja i styl w średniej półce cenowej
Czytaj też: Używałem Oppo Find N. To już było, ale nigdy w takim wydaniu
vivo stawia na marketing, efekty w przyszłym roku? OnePlus skromnie, ale solidnie!
vivo w tym roku powtórzył to, co marka zrobiła w 2020 roku. Jedna duża premiera najmocniejsze serii X60, niestety znowu bez najmocniejszego flagowca, który ponownie nie trafił do Europy. Solidna ewolucja, ale tak jak zachwycony byłem X51 5G, tak X60 Pro okazał się… tak samo dobry. Ale już tego pierwiastka zachwytu zabrakło. Do tego pojawiły się skromniej wyposażone modele z serii V oraz Y. Dobre, solidne, w miarę przyzwoicie wycenione. Ale to za mało, aby relatywnie nowa marka podbiła rynek.
Czytaj też: Test Vivo V21 5G – król selfie w średniej półce cenowej czy coś więcej?
Czytaj też: Test vivo X60 Pro. Najbardziej opłacalny w swojej klasie?
Potrzebny był jakiś przebłysk marketingowi i zdecydowanie takim był początek współpracy z Polskim Związkiem Narciarstwa. Choć naszym sportem narodowym niezmiennie pozostaje piłka nożna, to jednak skoki narciarskie są tuż za nią. Zbierają milionową widownię i ciężko o lepszą promocję, niż w trakcie tak popularnych wydarzeń.
OnePlus postanowił w tym roku poszerzać swoją ofertę. Dostaliśmy dwa flagowce i trzy modele z wyższych rejonów średniej półki. Wszystkie z nich bardzo udane, na czele ze świetnym OnePlusem 9 Pro. Nie znajdziecie na rynku lepszego aparatu ultra-szerokokątnego w smartfonie. Współpraca z marką Hasselblad poprawiła najsłabszy element flagowych OnePlusów, jakim był aparat. To właśnie z tego powodu OnePlus był marką, która zanotowała największy progres w 2021 roku.
Czytaj też: Test OnePlus 9 Pro i OnePlus 9. Zabójcy flagowców dostali nowy oręż
Czytaj też: Test OnePlus Nord CE 5G. Czy w średniej półce też będzie zabójcą?
Czytaj też: Test OnePlus Nord 2 – prawdziwy zabójca flagowców w niskiej cenie?
LG już nie ma, Sony i Nokia nadal próbują, zaskoczył Asus
Od 1 czerwca 2021 roku nie są już produkowane smartfony LG. Szkoda, bo marka miała w swojej historii bardzo dużo innowacyjnych modeli. Ciężko powiedzieć co konkretnie nie zagrało. Smartfony LG rok w rok rekordowo trafiły na wartości już kilka miesięcy po premierze, więc koniec zbliżał się nieubłaganie.
Nokia i Sony jeszcze próbują. O ile Nokii wypada to bardzo słabo, bo smartfony są przeciętne, a próby żerowania na sentymencie poprzez tworzenie kolejnych prostych, bardzo źle wycenionych smartfonów, nie mogą trwać wiecznie. Smartfony Sony są za to coraz lepsze. Nadal niezbyt popularne, ale marka idzie w dobrym kierunku.
Czytaj też: Test Sony Xperia 5 III – powolna ewolucja w dobrą stronę
Czytaj też: Test Sony Xperia 1 III – smartfon stworzony do filmów
Asus w tym roku pokazał nam kolejnego gamingowego ROG Phone’a i to w aż pięciu odsłonach i dwa Zenfony. Smartfony gamingowe to niezmiennie rynkowa nisza, która zwyczajnie nie zagrała. Nie są zbyt popularna i to nie powinno się zmienić. Za to Zenfony były naprawdę ciekawe. Zenfone 8 Flip niestety pozostanie tylko ciekawostką. Dzierży miano najlepszego smartfonu do selfie, ale dosyć gruba konstrukcja niektórych może odstraszać. A szkoda. Za to Zenfone 8 to moje tegoroczne TOP5 smartfonów. Świetnie wykonany, szybki, malutki, tylko z bardzo słabym akumulatorem. Ale i tak, jeśli ktoś szuka dobrego i małego smartfonu, to Asus w tym roku rozbił bank.
Czytaj też: Test Asus ZenFone 8 Flip – król selfie powraca!
Huawei jest winny braku innowacji na rynku. Choć nie ze swojej winy
Huawei w tym roku pokazał nam w zasadzie tylko dwa liczące się smartfony. Mate’a X2 oraz nova 9. Pierwszy, pomimo całego mojego zachwytu nad Galaxy Fold3 i Oppo Find N, ze względu na bezkonkurencyjny wśród składaków aparat i zewnętrzny ekran o tradycyjnych proporcjach, uważam za najlepszy składany smartfon na rynku. nova 9 to smartfon udany, solidny, ale to nie jest to czego się spodziewaliśmy.
Wszyscy czekaliśmy na serię P50. Ta nie tylko pojawiła się tylko na rynku chińskim, ale dodatkowo została pozbawiona najmocniejszego przedstawiciela, który miał zaoferować aparat z 1-calową matrycą. Ciężko się dziwić firmie, że nie pokazuje nam być może wszystkiego, nad czym pracowała. Niezmiennie niezrozumiałe blokady nakładane przez Stany Zjednoczone powodują, że Huawei musi wkładać znacznie więcej pracy w rozwój własnych rozwiązań, które będą w stanie konkurować z resztą rynku.
Czytaj też: Huawei potwierdza premierę Mate 50. Składany smartfon w Europie w 2022 roku
W zasadzie to w dużym stopniu brak Huaweia poza chińskim rynkiem jest winny tego, że na rynku smartfonów producenci wolą postawić na ewolucję, dopracowywanie znanych rozwiązań, zamiast na odważną rewolucję. To Huawei od lat napędzał choćby rynek mobilnych aparatów. Dzisiaj w jego buty próbuje powoli wchodzić Xiaomi, ale to jednaka jeszcze trochę za mało, aby zmusić Samsunga do wzmożonej pracy.
Rok 2021 na rynku smartfonów był solidny. Mieliśmy bardzo dużo udanych modeli i bardzo mało wpadek. Spowodowanych w dużej mierze zachowawczością. Szkoda, że decyzje Donalda Trumpa wypaczyły nam cały rynek, ale mam nadzieję, że rok 2022 będzie równie udany, ale zdecydowanie ciekawszy.